Rozdział 2

6.8K 183 45
                                    

Katrina
"tydzień później"

Tydzień później podczas śniadania znów dosiadł się do nas Luk.

-Hej dziewczyny, jak się spało? - zapytał z bananem na mordzie.

-Mi nie najgorzej. - odpowiedziała Inez grzebią w swoim śniadaniu.

-Po pierwsze nie było źle, a po drugie co ty się tak szczerzysz jak pedofil do dziecka? - zapytałam.

-A widzisz to mój ostatni dzień tutaj. Jutro jadę poznać nową rodzinę. - odpowiedział nadal szczerząc się.

-I zero stresu? - zapytała zaskoczona przyjaciółka.

-Zero. Ta moja nowa rodzina to mama, tata i uwaga siostra. A ona też ma 14 lat. - ten jego uśmieszek zaczyna mnie denerwować.

-Do cholerny jasnej, przestaniesz się tak szczerzyć? - warknęłam na chłopaka, a ten schylił się nad moim uchem na co się wzdrygnęłam. Nadal mam traumę po przeżyciach z ojcem.

-Nie, nie mogę. - szepnął i się odsunął.

-Mam pomysł. Może byś przyszedł i pogralibyśmy w "nigdy przenigdy" albo "butelkę"? - zaproponowała Inez.

-Myślę że możemy,a ty Kat, co o tym myślisz? - zapytał Luk.

-No dobra, czemu nie.

-To u nas o 20:00.

-Spoko. A moi koledzy też mogą przyjść?

-Ilu ich jest i w jakim są wieku.

-Jest ich trzech. Diego ma 14, Jack 15 i Max 14.- odpowiedział szybko kolega.

-Eh...no okej. -postanowiłam. Wiedziałam, że Inez nie będzie to przeszkadzać, a wręcz przeciwnie, ona będzie w siódmym niebie.

-No to ustalone, do zobaczenia o 20:00. a który macie numer pokoju? - zapytał.

-55

-Spoko. Widzimy się później. Papa.

-Papatki - pożegnała się Inez a ja tylko odprowadziłam go wzrokiem. -Ciekawe czy mają sześciopak. - westchnęła rozmarzona.

-Weź, ty zboku. - szturchnęłam ją lekko się uśmiechając.

-No co? O wiem jak będziemy grać w butelkę i padnie na najprzystojniejszego i to ja będę dawała pytania lub wyzwania, dostanie ściągnięcie koszulki do końca gry. To jest genialne. Ja to mam łeb. - pochwaliła siebie koleżanka.

-Chyba do gadania pierdół. - stwierdziłam a ona przewróciła oczami ale widać było ten lekki uśmieszek.

-Dobra przestań gadać tylko jedz. Czekam tylko na ciebie. - pośpieszyła mnie Inez.

Nawet nie zauważyłam kiedy zdążyła zjeść swoja porcje. Wzięłam się za jedzenie.   Po zjedzeniu poszłyśmy do siebie i zaczęłyśmy szykować wszystko na "imprezkę".  Ja poszłam po przekąski i napoje a Inez zadbała o pokój. Wszystko było gotowe, czekałyśmy tylko na "gości".

Po dwudziestej przyszli. Najpierw do pokoju wszedł Luke w komplecie czarnych dresów. Za nim trzech chłopaków, tak jak uprzedzał. Najwyższy to pewnie Jack.  Jego blond włosy i czekoladowe oczy pewnie nie jednej zawrócił w głowie.  Na sobie miał szare dresy i czarny t-shirt. Za nim rudy chłopaczek z piegami na nosie i trochę na policzkach. Białe dżinsy pasowały z niebieska bluzką, na oko miał z 1m 80coś. I na końcu chłopak w niebieskich włosach, zielonych oczach i komplecie brązowych dresów.

-Cześć dziewczyny - przywitał się Luk. - To tak, to Jack - wskazał na blondyna. - to Diego - teraz pokazał na zielonookiego . - i Max. - powiedział wskazując na rudego chłopaka.

Zaadoptowana przez mafiozówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz