Epilog

2.9K 105 57
                                    

Katrina

- Chodź Katrina, bo się na rozprawę spóźnimy! - krzyknął Adrien.

- Chwila! - wołam, a potem szybko zakładam koszulkę i wychodzę z pomieszczenia.

Na korytarzu czeka już Jimmy, stojący przed moim pokojem. Można powiedzieć, że jest spoko. Znaczy wiadomo, nie urządzam sobie z nim pogaduszek przy herbatce, ale z tego jak się zachowuje, mogę stwierdzić, że go lubię.

Spoglądam na niego. Ma ten sam nieodgadnięty wyraz twarzy, co przez ostatnie kilka dni. Nie uśmiecha się, aczkolwiek nie wygląda, jakby pilnowanie mnie, sprawiało mu psychiczny ból.

Unoszę lekko kąciki ust, a kiedy on na mnie spogląda, również to robi, ale patrzy na mnie krótko. Nie wiem czemu tak robi, lecz się domyślam.

Zbiegam po schodach, zeskakując z ostatniego. Na dole czekają już chłopacy. Każdy odstawiony jak szczur, na otwarcie kanału, a ja ubrałam jedynie krótkie spodenki i zwykły t-shirt, przez co czułam się nieswojo.

- Powinnam iść się przebrać? - pytam, skanując każdego z nich po kolei.

- Nie. To nie jest jakaś rewia mody - wzruszył ramionami Adrien.

- Też wy - prycham.

Oni zaśmiali się cicho, ale nic nie odpowiedzieli. Ruszyłam więc w stronę  garażu, a chłopacy za mną. Jimmy odłączył się ode mnie, aby wsiąść do swojego SUVa na dworze. Kiedy tylko Gabriel otworzył auto, szybko wślizgnęłam się na przednie siedzenie.

Zapięłam pasy, a kiedy wyjrzałam przez okno, spojrzałam na surową twarz Iwan'a. Uśmiechnęłam się niewinnie, zaczynając szybciej mrugać. Tym razem prowadził blondyn, ja zajęłam przód, co oznaczało, że biedny Iwan, musiał usiąść z tyłu.

Mężczyzna patrzał na mnie chwile przez szybę, do puki dawaj pozostali chłopacy nie zajęli miejsc.

- Dawaj Iw. Spóźnimy się na twoją rozprawę! - zawołał blondyn, wychylając głowę przez otwarte okno.

Ciemno włosy nic nie powiedział, a jedynie mruknął coś pod nosem, ale koniec końców usiadł za mną. Gabriel odpalił silnik, a potem kliknął jakiś guzik, przez który dach zaczął się składać.

- Ty chyba lubisz czuć wiatr we włosach, co? - pytam rozbawiona, kiedy on ruszył, z całkiem sporą prędkością, jak na tak małą przestrzeń, jaką był ich garaż, zapełniony autami. Drogimi, autami. 

Chłopak zaśmiał się, a potem ostrożnie, przejeżdżając między każdym autem, wyjechał z garażu, a ja jestem pod wrażeniem, jaką wprawę ma, że o nic nie uderzył. Kiedy wyjechaliśmy z ich podwórka, blondyn nie szczędził samochodu.

Z tego co patrzałam na licznik,  na pewno przekroczyliśmy dozwoloną prędkość, co najmniej  o półtorej, niż można było. Ja jednak uśmiechałam się cały czas, bo kochałam tę prędkość i adrenalinę. Za każdym razem, kiedy przenosiłam wzrok na Gabriela, ten wyglądał na tak wyluzowanego, jakby jeździł połowę tego, co można.

Kiedy dojechaliśmy, miałam całe poczochrane włosy, przez wiatr, który nie ustawał nawet na chwilę. Zaczęłam szybko poprawiać je palcami.

- To i tak nie zmieni twojego wyglądu -burknął Adrien, poprawiając kołnierz koszuli.

- Twoje poprawki też na nic się zdadzą, przy tej twarzy - mówię, posyłając mu cwany uśmieszek.

- Chcesz się kłócić? - zapytał, stawiając krok w moja stronę.

Zaadoptowana przez mafiozówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz