9. PIES

24 5 63
                                    

Pierwsze, co zobaczyłem to było przeraźliwie jasne niebo i drzewa. Dużo drzew. Oznaczało to, że jestem w lesie i prawdopodobnie jest rano. Ciekawie. Po chwili zerknąłem na osobę obok mnie i było jeszcze ciekawiej. Był to Matt. Od razu odepchnąłem go od siebie, po czym ostatkiem sił podniosłem się do pozycji siedzącej. Świetnie, spaliśmy na przyczepie od mojego Rama. Dobrze, że nikt nas tu nie widział, bo byłby niezły przypał. Teraz zaczynało mnie zastanawiać, co musiał nam nagadać Xander, gdy byliśmy totalnie pijani i nieprzytomni, bo ani mnie, ani Matta nie ciągnie do facetów.

– Ej, Matt... – zacząłem zachrypniętym głosem, po czym szturchnąłem go w ramię. – Anderson, kurwa! – krzyknąłem, gdy nie reagował.

– Co jest? – spytał rozkojarzony, powolnie podnosząc się do pozycji siedzącej. – Co ja tu robię? Co jest, kurwa?

– Ja myślałem, że ty wiesz – westchnąłem, bujając się raz do przodu, raz do tyłu. – Chyba Xander nas tu wczoraj przywiózł.

– Ja coś kojarzę, że całowałem się z jakąś laską, ale nie wiem. Mogło mi się śnić.

– Jak się obudziłem, to całowałeś mnie po szyi – zaśmiałem się, a on wytrzeszczył oczy.

– Co kurwa?! – wydarł się.

– Nie wiem, ale chyba Xander musiał cię wrobić, że ja to dziewczyna albo nie wiem – stwierdziłem, dalej chichocząc.

– Ja sobie z nim pogadam – powiedział, po czym zszedł, a raczej spadł z przyczepy, wstał z ziemii i sobie poszedł.

Ja wolałem pójść na łatwiznę. Zadzwoniłem do Xandera i spytałem go, czy przypadkiem wczoraj wieczorem nie nagadał jakichś głupot Mattowi. On zaczął się śmiać, a gdy się opanował, wyjaśnił mi, że musiał jakoś pozbyć się Andersona z samochodu, więc mu wmówił, że ja to jego kochanka. Wtedy od razu poszedł do mnie leżącego nieprzytomnie na przyczepie. Zacząłem się z tego śmiać jak opętany, próbując to wszystko sobie wyobrazić. Jak widać, świetnie się bawiliśmy po pijaku. Znaczy Matt, bo ja spałem.

Gdy skończyłem gadać z Xanderem, powoli poszedłem do kampera, próbując się nie wywalić. Moją uwagę od razu przykuł jakiś pies śpiący na materacu, którego zapomniałem sprzątnąć. Świetnie. Znowu musiałem zostawić otwarte drzwi do przyczepy. Nie zastanawiając się dłużej, podszedłem do psa i ukucnąłem przy nim, chcąc go obudzić. Gdy tylko go dotknąłem, on zaczął szczekać. Trochę mnie tym przestraszył, że aż usiadłem na podłodze. Pies wstał z materacu i zaczął się na mnie gapić. Uśmiechnąłem się, po czym go pogłaskałem.

Był to mały, rudo-czarny owczarek niemiecki. Nie wiem, co tutaj robił, ale po chwili zorientowałem się, że nie ma obroży ani niczego, co wskazywałoby na to, że do kogoś należy. Wywnioskowałem, że był niczyj, więc raczej mogłem go przygarnąć. Przynajmniej nie będę tu sam siedzieć i on w sumie też będzie miał towarzystwo. Po chwili jednak piesek wybiegł z kampera i zaczął szczekać w stronę ścieżki prowadzącej do ulicy. Wyszedłem za nim i zacząłem się śmiać. Matt wrócił.

– Co jest, kurwa?! Skąd masz tu psa?! – wydarł się zaskoczony.

– Przybłąkał się skądś – zaśmiałem się. – Jest niegroźny.

– No co ty nie powiesz? W ogóle gadałem z Xanderem... – zaczął.

– Ja też – przerwałem mu. – Zadzwoniłem do niego.

– A ja mu zapłaciłem, żeby nikomu nie wygadał o nas! – krzyknął. – A ty, powiedział, że masz zapomnieć o zakładzie i o poniedziałku, cokolwiek to znaczy!

– Dobra, nie drzyj się – powiedziałem z lekkim uśmiechem. – Kurwa, ale poniedziałek miał być najlepszym dniem na świecie!

– Wyjaśnisz? – spytał lekko zażenowany.

It's Never Too Late | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz