Byłem przerażony. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, a już po minach tych policjantów byłem przekonany, że na pewno niczego dobrego.
– Znaleźliśmy dziewczynę – powiedział jeden z gliniarzy.
– Żyje?! – spytałem go od razu.
– Na szczęście tak, ale przez jej ciężki stan musiała zapaść w śpiączkę – odpowiedział, a ja się załamałem psychicznie.
– Chodź Paul, jedziemy do niej – powiedział Matt, wypychając mnie z pomieszczenia.
Wyszliśmy z posterunku i od razu wsiedliśmy do auta. Tym razem Matt musiał siedzieć po stronie kierowcy, bo ja nie byłem w stanie prowadzić. Pojechaliśmy prosto do szpitala Kindred. W recepcji obaj podaliśmy się za braci Abigail, żeby nas do niej wpuścili, a gdy już byliśmy na jej sali, załamałem się jeszcze bardziej. Dosłownie siedziałem na podłodze przed jej łóżkiem i płakałem jak małe dziecko. Natomiast Matt nie okazywał żadnych emocji, czyli w sumie nic nowego.
Chłopak zaraz wyszedł, a ja zostałem jeszcze przez kilka długich godzin. Lekarze pocieszyli mnie, że Abi z tego wyjdzie i będzie żyła. Wtedy byłem trochę spokojniejszy, jednak nadal nie mogłem pogodzić się z tym, co się stało.
Wyszedłem ze szpitala jakoś po siedemnastej. Wsiadłem do auta i pojechałem w stronę mojego domu. Po drodze zauważyłem, jak ci sami policjanci od poszukiwania Abi aresztują Nate'a. Skuli go w kajdanki i prowadzili do radiowozu. Czyżby on miał jakiś związek z zaginięciem dziewczyny? Bo innego powodu aresztowania go bym nie widział. Stwierdziłem, że podjadę tam i się dowiem, o co chodzi.
– Nate, czemu cię aresztowali? – spytałem, zatrzymując się obok radiowozu.
– Ten chłopak potrącił na pasach tą dziewczynę, którą dzisiaj znaleźliśmy, i przetrzymywał ją w piwnicy. Raczej dostanie dożywocie, ponieważ w piwnicy miał też rożnego rodzaju narkotyki – wyjaśnił mi policjant. – Wiedziałeś o tych narkotykach?
– Nie – wyparłem się. – Znam go tylko ze szkoły. Nic poza tym. Ale dobrze, że go złapaliście. Niech gnije w pierdlu.
Gdy byłem z powrotem w aucie, od razu powiadomiłem Matta o tym, co się przed chwilą stało. Ucieszył się na tą wiadomość, czego się w sumie spodziewałem. Zawsze cieszyło go czyjeś nieszczęście. Nie zdziwiłbym się, jakby cieszył się z powodu śmierci swoich rodziców czy dziewczyny.
Następnego dnia o siódmej rano niezauważalnie wymknąłem się z domu, dzwoniąc do Xandera. Oczywiście dupek nie odbierał. W sumie nie dziwne. Pewnie jeszcze spał, ale ja chciałem już wiedzieć, kiedy wraca, bo potrzebowałem auta, a moim akurat matka gdzieś pojechała o szóstej rano. Przy okazji schowała też kluczyki do swojego Forda Escorta. W sumie miałem jeszcze rower, ale już chyba wolałem się przejść.
– Hej! – Nagle usłyszałem za sobą damski głos, jednak się nie odwróciłem. Szedłem dalej przed siebie. – Paul! – Dziewczyna krzyknęła moje imię, więc wtedy postanowiłem się odwrócić.
– Maddie? – zdziwiłem się. – Śledzisz mnie?
– Nie, ja... – zaczęła.
– To co tu robisz o siódmej rano?
– Właśnie wracałam z cmentarza i akurat tędy przechodziłam. W sumie to nawet nie spodziewałam się tu ciebie – wyjaśniła i nagle spuściła wzrok na ziemię. – Widziałam cię na pogrzebie Lauren.
– Nie przypominaj – powiedziałem szybko, czując zbierające się łzy pod powiekami.
– Kochałeś ją, prawda? – spytała, a ja tylko kiwnąłem głową potwierdzająco.
CZYTASZ
It's Never Too Late | Paul Walker
FanficZ pozoru był świrem. Typowym szkolnym bad boyem, kradnącym serce każdej laski. Chłopakiem bez uczuć, wykorzystującym niewinne dziewczyny. Łobuzem, który lubi pakować się w kłopoty, nie zważając na konsekwencje. Wszyscy myśleli, że taki jest. Tylko d...