𖤐 Fourteen - Do I wanna know? 𖤐

572 123 78
                                    

Ten rozdział chciałabym zadedykować Kira_Nightwing - za tyle komentarzy pod poprzednią częścią oraz zagadywanie mnie o kontynuację. Gdyby nie Ty, pewnie jeszcze kilka dni zbierałabym się do publikacji. Dziękuję <3

𖤐

Mijały godziny. Wesele rozkręciło się już na całego. Harry zwolnił odrobinę z piciem alkoholu, ale wciąż starał się robić trochę zamieszania. Raz wylał na siedzącą obok niego czarownicę cały talerz zupy, później podeptał kilka osób w tańcu, a następnie wpadł na kelnera, który akurat niósł tacę pełną kieliszków z szampanem. Po północy wszyscy mieli go już dosyć. Molly Weasley patrzyła na niego z zawodem w oczach, Hermiona od jakiegoś czasu siedziała przy stole z twarzą schowaną w dłoniach i tylko Draco wciąż udawał, że wyśmienicie się bawi. Harry walczył cały czas z ogromnymi wyrzutami sumienia, ale musiał przyznać, że swoją misję wypełniał nie najgorzej. Wciąż brakowało jednak wisienki na torcie — czegoś, co przelałoby czarę goryczy.

Siedział więc przy stole i kontemplował przy kolejnym drinku, co by tu jeszcze nabroić. Odpuścił sobie już picie ognistej whiskey i wiedział, że wiele czasu upłynie, zanim znów postanowi jej skosztować. Ale jakoś znieczulić się musiał. Popijał akurat rum z colą, gdy przysiadł się do niego Ron. Harry spojrzał na niego trochę już rozmytym wzrokiem.

— Nie będę owijał w bawełnę — stwierdził od razu rudzielec. — Co ty wyprawiasz?

Harry uśmiechnął się do niego rozbrajająco.

— No jak to, co? Świetnie się bawię. Świętuję wesele najlepszych przyjaciół!

Ron miał nieustępliwy wyraz twarzy i najwyraźniej przemyślał sobie wcześniej, jak poprowadzi tę rozmowę, bo nie dał się tak łatwo zbyć.

— Tak? A ja mam jakieś dziwne wrażenie, że je sabotujesz.

— Słucham?! — oburzył się na pokaz Harry.

— Dobrze słyszałeś. O co ci chodzi, Harry? Jesteś zazdrosny? — dopytywał przyjaciel.

— Ja? Zazdrosny? Niby o co?  — udawał dalej Potter, chociaż każde kolejne kłamstwo przychodziło mu z coraz większą trudnością.

— Nie wiem. O nasz ślub, o nasze szczęście? Spójrz na Hermionę. To powinien być najlepszy dzień w jej życiu, a siedzi tam zdołowana. Bo ty nie potrafisz się zachować.

— Po-potrafię — czknął Harry. Musiał ze smutkiem przyznać sam sobie, że wcale nie był takim złym aktorem. Najwyraźniej kilka osób udało mu się nabrać.

— My jesteśmy innego zdania — odparł na to Ron, a Harry wiedział, że mężczyzna jest coraz bardziej zirytowany, bo jego uszy przybrały kolor znajomej purpury.

— My, to znaczy kto?

— Ja, Hermiona, moi rodzice, bracia, nawet Ginny wygląda na rozczarowaną twoim zachowaniem, a przecież ona, jakby mogła, to by zrobiła święte obrazki z twoją podobizną...

Harry uśmiechnął się do tej myśli. Nawet to sobie wyobraził.

Ron potrząsnął nim za ramię, a nieprzygotowany na to Potter aż polał się końcówką swojego drinka.

— Hej, spokojnie. Jak na razie to ty tu szarpiesz gości — zauważył Harry.

Ron chyba nie zamierzał się patyczkować. Wstał od stołu, a później chwycił Pottera za fraki i również pociągnął go do góry. Rozmowy wokół nich momentalnie ucichły. Przez moment przyjaciele gromili się wzrokiem, aż w końcu Harry odrzucił swoją szklankę na stół, a ona potłukła się o talerz. Udało mu się w ten sposób zdezorientować Rona, dzięki czemu mógł bez większych przeszkód zrzucić z siebie jego dłonie.

When the stars fall || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz