𖤐 Seventeen - Black shining feather of mine 𖤐

572 116 28
                                    

Ten rozdział dedykuję ponownie Kira_Nightwing, w nadziei, że uda mi się natchnąć ją do pisania. Wiem, że to, co stworzy, będzie naprawdę niezwykłe <3

𖤐

Ostatnie kilka dni upłynęło wszystkim Wartownikom zadziwiająco spokojnie. Bractwo wciąż nie dawało o sobie znać i choć wszyscy byli pewni, że to jedynie cisza przed nadchodzącą burzą, cieszyli się z chwili wytchnienia. Zgodnie z oczekiwaniami Filliusa, w poniedziałkowym Proroku Codziennym ukazał się artykuł o weselu Rona oraz Hermiony. Chyba był to pierwszy raz, gdy Harry ujrzał na wciąż posiniaczonej twarzy dowódcy wyraz szczerej aprobaty. Nie cieszyła go ona jednak wcale. Wciąż miał okropne wyrzuty sumienia. Nie tylko odnośnie wesela, ale też tego, co stało się u jego schyłku.

Czy żałował, że pocałował Malfoya? Szczerze? Ani trochę. Na trzeźwo pewnie nigdy by się na to nie zdobył, ale tak przynajmniej uzyskał kilka odpowiedzi na dręczące go po nocach pytania.

Wiedział już jedno. Ten przebrzydły, sarkastyczny, niemiły i zawistny osobnik działał na niego jak nikt inny nigdy wcześniej. Nie było do końca jasne, dlaczego, ale Harry wytypował sobie kilka powodów. Po pierwsze, ich losy splatały się od zawsze i były przepełnione rywalizacją tak żarliwą, że dziwił się sam sobie, iż dopiero teraz towarzyszące jej uczucia dały o sobie znak. Malfoy od zawsze był dla niego w jakiś dziwny sposób ważny. Jeszcze w Hogwarcie rozmyślał o nim często (zazwyczaj o jego niecnych występkach i planach), mimowolnie szukał go wzrokiem na lekcjach i przerwach, a gdy studiował mapę Huncwotów, zawsze z ciekawości sprawdzał jego lokalizację. Lubił rywalizować z nim o puchar Quidditcha i końcoworoczny puchar domów. Lubił też grać mu na nosie, krzyżować plany, irytować go do granic możliwości. Zupełnie przegapił moment, gdy Draco Malfoy zajął ważne miejsce w jego życiu. A później o tym zapomniał, gdy przez kilka lat nie mieli kontaktu.

Na początku swoje ponowne zainteresowanie jego osobą tłumaczył sobie jako zwykłą potrzebę jakiejkolwiek bliskości. Od lat nie był z mężczyzną, nic więc dziwnego, że gdy nagle zamieszkali razem, mimowolnie wodził wzrokiem po jego ciele, twarzy, włosach - a te w duchu uważał za piękne. Zwłaszcza teraz, gdy nie były już męczone żelem i ciągłym przycinaniem. W tej wersji Draco zdecydowanie bardziej mu się podobał.

Bo tak, nie było sensu już dłużej udawać, że jest inaczej. Malfoy go kręcił. Te jego przekorne, wredne uśmiechy, to, jak go zaczepiał w rozmowie, ale i fizycznie i nawet gdy siedział skupiony nad kolejną księgą - Harrry lubił go wtedy obserwować. Przez ten czas, który spędzili razem, zdążył się już przekonać, że Malfoy nosi wiele rozmaitych masek, a zrzuca je jedynie, gdy przypadkiem się zapomni, myśli, że nikt go nie widzi lub zaśnie. To wszystko, ta jego arystokratyczna nonszalancja, głupia duma, sarkastyczne żarty... reszta świata mogła w nie wierzyć, ale Harry wiedział już, że Draco pokazuje tylko to, co chciałby, żeby ludzie zobaczyli. W rzeczywistości nie był zły, a przynajmniej nie do szpiku kości, jak wydawało się Potterowi jeszcze w szkole. Nie miał wszystkiego gdzieś, zależało mu też na innych i był gotowy poświęcić sporo, by naprawić błędy, do których jeszcze kiedyś za nic by się nie przyznał. Oczywiście kierowały nim również egoistyczne pobudki, Harry nie był ślepy. Po prostu dostrzegł w tym mężczyźnie coś, czego nigdy dostrzec by się nie spodziewał. I coś, czego Draco z pewnością nie chciał pokazać światu.

Nie mógł też zapomnieć o tych wszystkich uczuciach, które eksplodowały w nim, gdy ich usta zetknęły się ze sobą, tam, w tym zapomnianym przez świat zakamarku, gdzie nikt nie miał prawa ich zobaczyć...

No właśnie, a jednak. Ginny musiała napatoczyć się akurat gdy na moment odrzucili czujność i dali się ponieść chwili. Miał ochotę pluć sobie w brodę, że choć na chwilę pozwolił sobie na taką nieodpowiedzialność. Ale mleko już się rozlało. I nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Porozmawiać z Ginny? I co by jej powiedział? Miał udawać, że nic się nie stało? Wyśmiać ją przy innych, gdyby postanowiła zarzucić mu coś głośno? Może było to głupie, ale liczył, że ten problem jakoś rozwiąże się sam. Nie miał odwagi, by po tym wszystkim, co nawyczyniał, jak gdyby nigdy nic pojawić się w Norze. Nie wiedział, czy Ron i Hermiona jeszcze w niej przebywali i czy może po weselu zatrzymała się tam również reszta Weasleyów. To byłoby jak wejście prosto do paszczy lwa. Postanowił poczekać na rozwój wydarzeń.

When the stars fall || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz