~rozdział 7 "W tarapatach"~

34 8 16
                                    

White Orchid POV

– O... o mamo... – sapnęłam, wstrząśnięta widokiem sprzed chwili. – Nie uwierzysz, w jakich okropnych tarapatach jest twoja siostra. I przez co przeszła...

W purpurowych oczach nagle pojawiła się troska. Pytające spojrzenie mamy wystarczyło, żebym zrozumiała, że chce o tym wiedzieć.

– Na pewno mam ci wszystko powiedzieć? – szepnęłam niepewnie.

Rany, gdyby Light Of Truth pokazało to jej zamiast mnie, nie musiałabym tego opowiadać... Bałam się szczerze, jak przejdzie mi to przez gardło. Kimkolwiek był ten ktoś, kto chował się pod tożsamością Moonlight Cookie, nie miał ani krzty empatii.

Westchnęła.

– Tak. Chcę wiedzieć wszystko o tym zdarzeniu, nawet jeśli... Jeśli są to bardzo złe wieści.

– Twoja siostra, mamo... Poświęciła się dla mnie.

Przeszył mnie dreszcz na wspomnienie tego, co jeszcze tak niedawno zobaczyłam na własne oczy.

– Dała sobie odebrać źródło większości swojej mocy... Chyba wiesz, o co chodzi.

– Masz na myśli... – mama wyglądała na mocno zaniepokojoną. – Pozwoliła temu komuś zrobić coś takiego, żebyś mogła dalej żyć? – jej głos zadrżał.

– Najwyraźniej tak...

Nie widziałam jeszcze jej tak zmartwionej jak teraz od czasu, gdy zdarzyła się tamta bitwa w dniu moich urodzin.

– Rany, to musiało być naprawdę bolesne... Zwłaszcza, jeśli było to bez użycia magii...

Przytaknęłam, wiedząc dobrze, że i tak nie spodziewała się niczego innego – sądząc po jej wyrazie twarzy.
Zaraz potem z nagłą determinacją stwierdziła:

– Musimy tam pójść. I powstrzymać Vanillę, zanim rozegra się kolejna wielka bitwa...

Chwyciła za już wcześniej wyjętą książkę o portalach i przewertowała strony. Wkrótce trafiła na właściwe zaklęcie.
Po chwili przed nami stał już portal.

– Myślę, że dobrze by było, gdyby grupa Ciastek Ciemności też z nami poszła. Nie zostawimy ich samych w zamku, nie? – spytałam.

– No, fakt... Raczej i tak nie zostawili by swojej liderki w tarapatach-

Nie zdążyła dokończyć, a przy drzwiach pojawiła się Pomegranate. Reszta grupy powoli zmierzała za nią.

– Ktoś tu mówił coś o mojej mistrzyni? – zapytała, jakby retorycznie, a potem zakomenderowała do ciastek stojących już obok niej. – Idziemy z nimi. I nie ma, że "ja się nie piszę na to". Jesteśmy jak rodzina, więc powinniśmy sobie pomagać.

– Szkoda tylko, że nie mam mojej armii ciastkopiesków. – mruknął Red Velvet. – Ale wchodzę w to. Z Chiffonem. – pies szczeknął, jakby na potwierdzenie.

Licorice przytaknął.

– Ha, a ja to moje małe sługi mogę przywołać jednym zawołaniem! – spojrzał na Velvet'a z dumą. – Chwila, a co z Poison Mushroom? Oni też idą?

– No cóż, takiego zagubionego dzieciaka chyba nie zostawimy sam na sam w wielkim pałacu?

– Masz rację. No to idzie z nami.

Wymieniłam z mamą porozumiewawcze spojrzenia. Już było wiadomo, że bez tej czwórki ani rusz.

– To na co czekamy? Nie będziemy kazać naszej liderce czekać. Nie wiem jak wy, ale ja już idę! – Pomegranate pierwsza przekroczyła portal.

Gdzie koszmar spotyka się ze snem [CRK AU fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz