Dark Enchantress POV
– Witaj. – głos Pure Vanilli wyrażał determinację i powagę.
Natychmiast stanęło mi to znów przed oczami. Tamta bitwa. Ten strach. Stres. Jego tajemniczy przebłysk w oku. Poczucie bycia u kresu sił...
Które towarzyszyło mi też teraz.– Wiem... Wiem, po co tu jesteś. – wyszeptałam. Już niemal oczami wyobraźni widziałam, co się zaraz stanie. – Jednak tym razem masz łatwiej... Już i tak nikomu na mnie nie zależy oprócz mojej rodziny.
Spojrzałam mu prosto w oczy, chociaż bałam się ostrego, osądzającego wzroku, jakiego się spodziewałam ujrzeć.
– Którą jesteśmy. – ton jego głosu złagodniał i natychmiast poczułam na sobie to pocieszające, uspokajające spojrzenie, które do niego pasowało.
– C-Co?
– Jesteśmy rodziną. Dlatego przyszedłem Ci pomóc. – uśmiechnął się pogodnie.
Mówił takim wyrozumiałym głosem, jak wtedy, gdy po raz pierwszy się pogodziliśmy...
Powiedzieć, że byłam tym zdziwiona czy zszokowana byłoby niedopowiedzeniem. Ja wręcz nie mogłam uwierzyć własnym uszom. On... Uważał mnie za członka rodziny? Naprawdę mnie zaakceptował?
Po... Po tej całej sytuacji?
Jak to się stało?– A teraz ruszajmy. – powiedział, zaklęciem przywracając mi siły. – Nie ma czasu do stracenia. Nie zamierzam pozwolić temu całemu Evilglaze'owi zniszczyć tego świata. Już i tak zamordował moją córkę. Gdyby nie ty, dziś by dalej nie żyła...
Miałam w głowie tyle pytań...
Jak on się o tym dowiedział?
Dlaczego znów mi zaufał tak łatwo?...Ale Pure Vanilla miał rację.
Nie ma czasu do stracenia.Ponownie wzięłam w dłoń berło.
"Będzie dobrze."
Znienacka usłyszałam za sobą świst wiatru.
Evilglaze najwyraźniej szykował się do kolejnego ataku... Jego twarz wyrażała wręcz złość. Nie potrzebowałam żadnej specjalnej wiedzy, by się domyślić, że definitywnie nie spodobał mu się ten obrót zdarzeń.– Na razie spróbuj walczyć tak jak wcześniej. Ja pójdę wesprzeć całą resztę, a gdy już będą na siłach, ponownie staniemy wszyscy razem do walki! – zawołał Pure Vanilla, biegnąc szybko do White Lily.
Spojrzałam mojemu przeciwnikowi w oczy.
– Evilglaze, dosyć tych gierek. Zostaw Moonlight Cookie i zawalczmy na serio... Chcę się zmierzyć z tobą, nie z nią. – oświadczyłam stanowczo.
– Przestań z tym. Kontrolowanie Moonlight to niezła zabawa. Zostawię ją, kiedy zechcę... Teraz jeszcze nie. – w jego głosie nadal słychać było irytację.
– Ach, więc to tak? – wystrzeliłam z berła promieniem ciemności. – Nie pozbędziesz się nas tak łatwo!
– Na pewno? – odparł ze złośliwym uśmiechem. – Jeszcze zobaczysz... To TY się mnie łatwo nie pozbędziesz.
Znów na ziemię spadły zesłane przez "Moonlight" gwiazdy. Na szczęście jednak miałam jeszcze tarczę obronną z zaklęcia Pure Vanilli...
Zaatakowałam po raz kolejny.
Nagle podbiegł do mnie Pure Vanilla, a za nim moja rodzina: Ciastka Ciemności i White Lily.
– Już jesteśmy. – oznajmił, patrząc na mnie. – Gotowi?
– Gotowi! – odparłam, po czym skinęłam głową na moich podopiecznych.
Teraz już byłam pewna zwycięstwa.
A jeszcze bardziej, gdy obok mnie znów stanęła grupa Ciastek Ciemności i moja rodzina.
Czułam się silna jak nigdy wcześniej.
CZYTASZ
Gdzie koszmar spotyka się ze snem [CRK AU fanfiction]
Fanfiction~część 2 "Słów, których nie powinnam usłyszeć"~ Dark Enchantress zostaje wysłana do Świata Snów w konsekwencji klątwy. Wydawałoby się, że życie w tym świecie jest łatwe, ale nic bardziej mylnego... Tym bardziej, że na horyzoncie zjawia się kolejne n...