Mniej więcej o pierwszej trzydzieści usłyszałam szczęknięcie zamka. Wystraszyłam się, bo to oznaczało, że wchodzi do mieszkania, ale nie przez drzwi tylko przez okno wychodzące na salon. Wystraszyłam się. Przecież żaden człowiek nie wchodzi przez okno, które znajduje się wiele metrów nad ziemią. To mógł być albo tata, albo mój wczorajszy "przyjaciel". Postanowiłam to sprawdzić. Cholera, w końcu to ja jestem panią domu, i to do mnie się włamują, więc nikt inny prócz mnie nie będzie wyganiał go stąd.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wyszłam z pokoju i przeszłam kawałek do salonu, w którym spała Angie i Princ. Nadal byłam na nie zła, ale teraz było ważniejsze ich i moje bezpieczeństwo. Spojrzałam w stronę okna. Stała tam, a właściwie szła do mnie wielka postać w grafitowej pelerynie. Instynktownie zaczęłam się cofać, aż nie dobiłam do ściany. Postać wyciągnęła do mnie rękę. Zauważyłam na jego palcu serdecznym pewien sygnet. W środku był czerwony rubin, w którym tak jakby coś wirowało.
- Tato.- pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję.- Jak możesz mnie tak straszyć? O mało co nie sięgnęłam po lampę, żeby się bronić.- krzyczałam ze szczęścia.
- Hahaha..... to byłoby zabawne. Swoją drogą, jak mnie rozpoznałaś? Czym się zdradziłem?
- Sygnet. Rodzinna biżuteria. Pamiętasz?- mówiąc to wystawiłam rękę i pokazałam swój. Nasze pierścienie były różne, ale każdy z rubinem.
Ja miałam złotą głowę tygrysa, który trzyma w paszczy mały rubin. Taty natomiast był wielki, taki na pół palca w złotym obramowaniu.
Jeszcze jeden miała mama. Jej był trochę inny, bo zamiast jednego rubinu miała ich dziesięć za to malusieńkich i krwisto czerwonych. Pierścień przypominał oplatającą palec winorośl z kiściami winogron, którymi były rubiny.
- Jak mogłem zapomnieć. Nieważne. Choć zrobimy sobie herbaty. Chyba, że wolisz gorącą czekoladę, wiem że uwielbiasz.- wyciągnął z płaszcza opakowanie z gorącą czekoladę w proszku.
- Ale skąd ty to masz.
- Kupiłem razem z faworkami.- tym razem z płaszcza wyjął faworki. Już miałam odpowiedzieć gdy usłyszałam cichy jęk. Spojrzałam w stronę kanapy gdzie Princess siedziała nieprzytomna z szopą na głowie.
- Kto to?- spytała nieprzytomnym głosem. Tym razem tata nie pozwolił mi dojść do słowa.
- No nie mów mi, że się tak zmieniłem Princess. Kurczę, te pogrzeby to chyba postarzają. Jak myślisz Princess? Mam już zmarszczki?- tata śmiał się z niej, zresztą ja też, a ona zdębiała siedziała na kanapie, z tą różnicą, że była jak nigdy pobudzona.
- Nie.... Jak....Ale....Czemu.....Jakim cudem.......Pan tu stoi......Ja......ja.......ja......JA byłam na pańskim pogrzebie.- wydusiła z siebie.
- Czyżby moja córka wam nie opowiadała? Nie mówiła wam co to jest ZARAZA?
Nie możliwe, żeby przed wami coś ukrywała.
- Mówiłam.- odezwałam się głosem satysfakcji, ale i ulgi. Ulgi, że nie zwariowałam i Princess też go widzi.
CZYTASZ
Zaraza
FantasyW świecie, w którym żyję nie ma krajów. Nie rozróżnia się też ludzi po kolorze skóry ani po wierze. Językiem powszechnym jest angielski, ale ludzie mieszkający na terenach swoich dawnych państw używają też swoich ojczystych języków. Ja i moje przyja...