Ja, One czyli My

104 5 3
                                    

W świecie, w którym żyję nie ma krajów. Nie rozróżnia się też ludzi po kolorze skóry ani po wierze. Językiem powszechnym jest angielski, ale ludzie mieszkający na terenach swoich dawnych państw używają też swoich ojczystych języków. Ja i moje przyjaciółki żyjemy normalnie, aż do momentu nadejścia zarazy, która zaczyna wybijać ludzi.

Ja i moje przyjaciółki: Julia, Beata i Basia jesteśmy Polkami, ale tych rozróżnień nie stosuje się od około pięćdziesięciu lat. Tak ogólnie, to my

lubimy się tak określać, ale swoich imion nienawidzimy. Dla tego właśnie już w przedszkolu wymyśliłyśmy sobie ksywki. Beata to Princess, Basia to Angie (czyt. Endżi), Julia to Lia, a ja to monster. Pewnie jesteście ciekawi czemu takie, a nie inne ksywki. Otóż Becia to była taka mała księżniczka. Baśka tak po prostu chciała mieć na imię. Ksywa Lia kojarzyło się nam z wiatrem, tak samo jak Julia, ponieważ była lekka jak piórko i pełna gracji(sarkazm). Potykała się o własne nogi. W pewnym sensie rozumiała ją, bo sama za dużo tej gracji nie mam. Ja nie wiem czemu dziewczyny dały mi moją ksywkę. Może dla tego, że wtedy byłam trochę za bardzo brutalna? To znaczy tylko tyle, że lubiłam się bić z chłopakami. A może dla tego, że zawsze miałam potwornie pokiereszowane nogi, pełne siniaków i zdarte kolana? A może z obydwu powodów? Właściwie to chodzimy do ósmej klasy szkół zjednoczonych w Katowicach. Tak do ósmej klasy, ponieważ nie dzieli się teraz liceum, gimnazjum i podstawówki. Razem tworzą one szkoły zjednoczone.

Wracając do tematu. Chodzimy do ósmej klasy i nie jesteśmy najpopularniejsze, ale jesteśmy znane. Każda z nas ma swoje określenie, które wymyśliła szkolna gazetka w drugiej połowie pierwszej klasy, po wygranym przez nas konkursie talentów. Lia dorobiła się statusu porywczej dziewczyny, ponieważ zaczęła kłócić się o tik-taki, które ukradła jej nasza "dobra" znajoma z równoległej klasy. Ja byłam ognistą laską, i nie chodziło tu o wygląd, tylko o mój temperament, bo kiedy próbowałam uspokoić dziewczyny, Elka zaczęła mnie wyzywać od najgorszych. Na początku zdębiałam i myślałam skąd ona zna takie słowa, a potem nie wytrzymałam i wybuchłam. Zaczęłam jej udowadniać, że przymiotniki i rzeczowniki, którymi mnie nazywała do mnie nie pasowały, a potem tak samo wyszło, że udowodniłam jej, że to ona jest na przegranej pozycji, a ona rzuciła na mnie, ale ja ją przewróciłam na ziemię i przygwoździłam do ziemi. Oczywiści zrobiłam to w obronie własnej, choć przyznam, że miło było patrzeć na jej zdezorientowaną minę. Na Angie  mówiono, że jest jak matka naszej czwórki, choć ani ona, ani my tego tak nie widziałyśmy. Princess była określana, jako cicha woda, ponieważ była z nas najmniej gadatliwa, jeśli chodzi o ludzi obcych, ale kiedy wyszłyśmy na scenę na konkursie i zaczęłyśmy śpiewać, ona ożyła jak nigdy. Śpiewała ile sił w płucach, tak jak my wszystkie. I dla tego wygrałyśmy. Od tamtego czasu. jeśli jest o nas jakiś artykuł, to zazwyczaj określają nas po tych, jakże trafnych, statusach.

Dzisiaj był drugi dzień szkoły. Wstałam rano, jeszcze przed budzikiem, i zeszłam na śniadanie. Mama już była gotowa do pracy i kończyła robić mi śniadanie.

- Cześć kochanie.- pomachała mi na dzień dobry.

- Hej, tata już wyszedł?- zapytałam się jednocześnie przecierając oczy.

- Tak, mniej więcej jakąś godzinę temu, a co?

- Gdyby był, może podwiózłby mnie do szkoły.

- Oj nie przesadzaj. Do szkoły masz może dwadzieścia minut na nogach.

- No właśnie.- ziewnęłam.

Siadłam do stołu w kuchni. Mama jak na zawołanie podała mi świeże bułki z nutellą. To jest to co tygryski lubią najbardziej- pomyślałam.

- Masz śniadanie, a ja wychodzę.

- O której wrócisz?

- O dwudziestej, a tata o dwudziestej trzeciej.

ZarazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz