Rozdział 5

31 5 1
                                    

Idąc, a właściwie biegnąc do szkoły zrozumiałam co się stało. Mój tata...mój tata żył i miał się dobrze. Ba, nawet lepiej niż wcześniej, bo uaktywnił swoje magiczne "ja". Na dodatek, kiedy mama umrze na zarazę, stanie się wampirem, a ja kiedy umrę na to samo będę żywiołem ognia. Zaczęło brakować mi tlenu. Oddychałam spazmatycznie. Starałam się złapać jak najwięcej powietrza, a i tak do płuc dopływała jedna setna tego, co próbowałam wdychać. Wpadłam w histerię. Nie byłam smutna, ani wesoła. Byłam zaskoczona i zdezorientowana. Kiedy miałam przejść na drugą stronę ulicy do szkoły, upadłam na ziemię i zaczęłam gwałtowniej nabierać powietrza. Zaczynałam się po prostu dusić.


~Lia~


Kiedy miałam wchodzić do szkoły razem z Angie i Princess, kątem oka zauważyłam, że ktoś leży na ziemi. Odwróciłam się i zdębiałam. Na chodniku po drugiej stronie ulicy leżała Monster. Coś jej się dzieje. O matko. Ona się dusi!

- Monster!- krzyknęłam co sił w płucach i zaczęłam do niej biec.


~Monster~


Krztusiłam się powietrzem, które wdychałam. Którego mi tak strasznie brakowało. Robiłam się czerwona, do oczu napływały mi łzy. Leżałam na ziemi skulona. Bałam się następnych minut. Nie mam pojęcia dlaczego. Tak po prostu.

Kiedy po raz kolejny spróbowałam nabrać powietrza, co skończyło się tak samo jak poprzednio, czyli brakiem nowego powietrza, usłyszałam przerażoną Lie. Zobaczyłam jak biegnie do mnie spanikowana i cała we łzach, czego zupełnie nie rozumiałam. Za nią biegła Princess, a na końcu Angie. Pół szkoły się na nas gapiło. Tak po prostu. Nie wpadli na to, żeby mi pomóc, ani żeby zawołać pielęgniarkę.


Przymknęłam oczy, ale nie przestałam się dusić, a gdy je znów otworzyłam przy mnie klęczała roztrzęsiona Lia, a Princess i Angie. Lia nie wiedziała co robić, a Princess zaczęła coś do mnie mówić, coś co wogle nie miało sensu. Zlepki bezsensownych wyrazów. Angie objęła mnie, zaczęła mówić do mnie, żebym się uspokoiła i powiedziała co się stało, ale ja nie mogłam tak po prostu. Ciągle myślałam co się stało i czego się dowiedziałam.... O Boże! Ten ktoś chciał mnie zabić! To była postać z mojego snu! I zamiast się uspokoić, zaczęłam się kulić i bardziej histeryzować, co wcale nie ułatwiało mi oddychania. Po chwili poczułam, że odpływam. Wiedziałam, że mdleję i , że tak będzie mi łatwiej się uspokoić.


~Lia~

- Obudziła się!- krzyknęłam kiedy zobaczyłam, że otwiera oczy. Kiedy zemdlała przyniosłyśmy ją do pielęgniarki. Tak się o nią martwiłam, zresztą jak wszystkie. Nawet Princess zaczęła cicho płakać. Czego często, nie robiła, a to dla tego, że jest ostoją spokoju, a właściwie udaje spokojną, ponieważ każdy kto ją zna wie jakie nią emocje szargają.

Wnet przybiegła pielęgniarka, a za nią dziewczyny. Wszystkie patrzyłyśmy jak nasz mały potwór (mały, b była najniższa, a monster=potwór). Dziewczyna zaczęła próbować podnosić się na łokciach, ale była jeszcze słaba, więc jej w tym pomogłam.

- Jak się czujesz?- spytała Wiktoria

- Teraz dobrze.

- Czemu tak spanikowałaś?- zapytała Angie, a ja spojrzałam na nią wzrokiem,który miał oznaczać, że to nie jest miejsce i czas na to pytanie.

- Później wam powiem. A teraz mogę iść na lekcje?- tym razem pytanie skierowane było do pielęgniarki.

- Na lekcje,nie. Poczekasz ze mną na twoją mamę.

- Jest taka sprawa, że ona nie może po mnie przyjechać, bo pojechała na wyjazd z pracy.

- Oh... W takim razie zwalniam cię z lekcji razem z twoimi przyjaciółkami z lekcji.- wszystkie w tym samym momencie spojrzałyśmy na pielęgniarkę. Uśmiechnęła się tylko- Ktoś ją do domu odstawić musi, no nie?

Poczekałyśmy, aż Wiktoria wypisze nam zwolnienia i skierowałyśmy się do wyjścia. Oczywiście nie mogłyśmy wyjść ze szkoły tak po prostu. Okazało się, że kiedy my zostałyśmy zwolnione, Kamil wagarował. Siedział przy drzwiach wejściowych i uśmiechał się do nas tym swoim uśmieszkiem. Rany, chyba się zrzygam. 

- Witam, witam. Komuś zachciało się wagarować?

- To chyba nie woja sprawa.- odpyskowałam mu.

- Nie moja, ale mogę donieść dyrce, że zwiałyście.- już miałam mu powiedzieć, że mamy zwolnienia, ale Angie mnie uciszyła jednym gestem i powiedziała:

- Tak, a co.

- A nic....a gdzie się wybieracie?

- Nie twoja sprawa, głąbie.- rany, jak on mnie wkurza.

- Lia! Jak ty się zachowujesz?! On się tylko pytał.- zaraz, co? Czy ty właśnie się odezwałaś słodkim, niewinnym głosikiem przesyconym flirtem, a do tego kręcisz włosy na palcu? Jezus, Maria tylko nie to! Błagam Princ, nie mów, że się w nim zakochałaś!

- Właśnie. Nie zapominaj, że mogę was wsypać... To gdzie idziecie?

- Do domu Monster. Idziemy ją odprowadzić i poczekać, aż poczuje się lepiej.- odpowiedziała Angie. Dopiero teraz zauważył, że stoimy tak by zasłonić, a jednocześnie podtrzymywać Monster.

- A co? Chłopak ją rzucił i nie umie się pozbierać?- zaśmiał się chłodno- To, który to szczęściarz, uwolnił się od takiej jędzy?


~Monster~


Wtedy nie wytrzymałam stanęłam o własnych siłach, wystąpiłam przed dziewczyny, odgarnęłam włosy, które podczas patrzenia w dół, zasłaniały mi twarz. Przez ułamek sekundy w jego oczach widziałam swoje odbicie. Byłam blada jak ściana, a jedyne co ni było białe na mojej twarzy, to podpuchnięte od płakania i próbowania złapania oddechu, w tym samym czasie, oczy. Wyglądałam strasznie. Rzuciłam mu spojrzenie pełne jadu i nienawiści spojrzenie i powiedziałam spokojnym, acz lodowatym głosem:

- To nie twoja sprawa Kam... ale powiem ci to. Nie wyglądam tak przez żadnego chłopaka, ale dla tego, że podczas drogi od lasu do szkoły, zaczęłam się dusić. Na ziemię upadłam przed szkołą. Dusiłam się i wiłam z bólu. Płuca paliły mnie żywym ogniem. Gdyby nie one- wskazałam na dziewczyny- to nie miałbyś się z czego teraz nabijać, bo ja bym już nie żyła. Nikt nie przyszedł mi pomóc. Ludzie stali i się gapili. Nie raczyli zadzwonić po karetkę. Gdyby nie one leżała bym tam martwa, a tak przynajmniej, kiedy zemdlałam one zaniosły mnie do higienistki. Ale wiesz, jak nadal ci do śmiechu to się śmiej i to teraz. Śmiej mi się prosto w twarz, jeśli uważasz, że to, że mogłam umrzeć jest śmieszne, proszę bardzo.- kiedy skończyłam, spojrzałam się na niego wyczekująco, a on siedział jak skamieniały.- Hm? Czyli nie jest to śmieszne? Szkoda. Pośmialibyśmy się razem.- wyjęłam jeszcze z torebki nasze zwolnienia i pomachałam mu nimi przed nosem.- A tak na marginesie, mamy zwolnienia.- jego ina bez cenna. Tak samo zresztą jak moich przyjaciółek.

Odwróciłam się w tył, przez lewe ramię i wyszłam ze szkoły. Dziewczyny poszły za mną.


Kiedy otworzyłam drzwi do mieszkania, zakręciło mi się w głowie. Zobaczyłam twarz Kamila i twarz tego napastnika. Nie były takie same, ale podobne. Jakby byli braćmi. Weszłam do mieszkania wpuszczając dziewczyny do środka. Zamknęłam drzwi. Poczułam jak nogi się pode mną gną. Jestem zbyt ciężka, aby się utrzymać więc ląduję na ziemi z wielkim łoskotem.

ZarazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz