♤ Noc usłana szkarłatem ♤ ▪︎ R1

156 9 5
                                    

— Jesteś naprawdę zaskakujący. — Mimo aktualnego stanu w jakim się znajdował, na jego bladej twarzy wciąż gościł kokieteryjny uśmiech, którym zawsze obdarowywał świat. — Jednakże wciąż tak samo przewidywalny. Poniekąd się tego spodziewałem. 

— Czy naprawdę chcesz, by twe ostatnie słowa brzmiały właśnie w ten sposób? — Zaszczycił go swym beznamiętnym spojrzeniem.

— Och, czy naprawdę ktokolwiek będzie interesować się moimi ostatnimi słowami? — Splunął na bok krwią, zmieszaną ze śliną. — Tak właściwie, nie mam niczego do powiedzenia. Nie wiem, co mógłbym jeszcze powiedzieć. Mój czas dobiegł końca. Każdy dzień był dla mnie niepewny, w końcu musiało się to stać. Mimo iż było to przewidywalne, nie spodziewałbym się, że padnie na Ciebie, Dazai.

Ougai siedział zbrukany własną krwią. Oparty był o betonową ścianę. Na kolanach zaś spoczywała głowa blondwłosej dziewczynki, Elise. Mimo iż była niczym innym niż zdolnością Vita Sexualis, jej ciało było martwe niczym u normalnego człowieka.

— Jesteś naprawdę łaskawy wobec mnie, Dazai. — Mężczyzna o kruczoczarnych włosach delikatnie odgarnął blond kosmyki włosów z bladej twarzyczki Elise. — Nie zaniedbaj Portowej Mafii, ani nie zawiedź swoich podwładnych.

— Zdecydowanie bardziej ucieszyłby mnie twój widok dziękującego mi na kolanach o taką litość, jaką właśnie Cię obdarowywuję, jednakże zdołam to przeboleć. — Przystawił lufę pistoletu do czoła Moriego. — Do zobaczenia w piekle, szefie.

Oddał strzał. Rozległ się huk wystrzału. Szkarłatna ciecz zaś, rozbrysła się. Oczy Ougaia stały się zamglone, martwe. Zimna już dłoń spoczywała na policzku dziewczynki. Głowa, już byłego szefa Portowej Mafii bezwładnie, powoli opadła ku dole.

Brunet puścił pistolet, pozwalając temu opaść na podłogę. Uwiesił chłodne spojrzenie na zwłokach czarnowłosego. Zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Czekało go wiele zmian, a do niektórych z nich ciężko będzie się przystosować. Westchnął, pocierając nasadę nosa. Wbił wzrok w sufit. Zamordowanie Moriego począł planować już w chwili śmierci Sakunosuke Odasaku, którego zgon był głównym motywem którym kierował się Osamu w chwili mordu Ougaia.
Brunet uniósł po chwili brew. No tak. Zdążył wcześniej usłyszeć, jak chwilę przed oddaniem strzału w środek czoła byłego szefa Portowej Mafii ktoś zjawił się u progu drzwi. Nie mógł ów osoby tak po prostu zignorować. Była jedynym, teraz już cennym świadkiem przy śmierci Moriego. Odwrócił się leniwie na pięcie, by zlustrować spojrzeniem gościa.

— Ah, to Ty, Chuuya. — Uniósł na niego swój wzrok, który wydawał się być zmęczony.

Rudowłosy zaś, tkwił w osłupieniu. Wiedział, iż Dazai zdolny jest do posunąć się do wykonania największej zbrodni wszechświata dla własnych celów i według własnych poglądów. Był uparty, toteż jak coś postanowi, to nic nie jest w stanie go powstrzymać.

— Dlaczego to zrobiłeś?! — Nakahara uniósł delikatnie głos, wciąż pozostawszy w szoku.

— Chuuya, prędzej czy później by się to stało. Ktoś musiał wyręczyć rycerza na białym koniu, który kiedyś by pozbył się Moriego, o ile taka osoba w ogóle istnieje.

— ''Wyręczyć''?! — Słowa bruneta ewidentnie zdołały oburzyć kapelusznika. Podszedł do niego szybko, chwytając za kołnierz. — Pytam się o twój osobisty motyw! Zabiję Cię za to! Zdradziłeś Portową Mafi- — Urwał, gdy to brunet położył palec wskazujący na ustach rudzielca, skutecznie go uciszając.

— Tak Chuuya, wyręczyć. — Osamu w międzyczasie ściągnął dłonie niższego z własnego, pomiętego już kołnierza, poprawiając go. Pochylił się delikatnie ku niemu, utrzymując palec na jego wargach. — Oczywiście, miałem co do tego powód, natomiast nie muszę Ci się z niego zwierzać. Może i zdradziłem Portową Mafię, natomiast teraz automatycznie stałem się jej szefem. Ta ''zdrada'' już nie jest aktualna. Poza tym, Chuuya, to Ty nabawisz się kłopotów, grożąc szefowi śmiercią z własnych rąk. — Zdjął palec z jego ust, prostując się.

Szafirowooki zacisnął zęby, spuszczając głowę. Pozwolił rudym kosmykom włosów opaść na jego twarz.

— W pełni rozumiem Twój szok, jednakże przyjdzie Ci jedynie pogodzić się z faktami. Jesteś cenny, ponieważ byłeś jedynym świadkiem w chwili zbrodni popełnionej przeze mnie na Morim. Możesz żywić do mnie nienawiść czy urazę, Chuuya, to nie ja o tym decyduje. Poznałeś Portową Mafię cztery lata temu, gdy Mori nią dowodził, dlatego twoja reakcja jest zrozumiała. Powinieneś jednak być wdzięczny, że to ja go zabiłem, a nie ktoś obcy, kogo w ogóle nie znasz. Tak jak wspomniałem wcześniej, prędzej czy później by się to stało. Jest wiele osób czyhających na okazję by przejąć dowodzenie nad Portową Mafią. Jednakże Chuuya, nie licz na specjalne traktowanie. Nie będziesz jedyną osobą którą zszokuje śmierć Ougaia, chociaż może to Ciebie najbardziej to dotknęło. Łatwo się przywiązujesz do innych, chociaż patrząc na twoją przeszłość, to ciężko Ci się dziwi-

— Zamknij się! — Przerwał mu warknięciem Nakahara. — Śmiesz jeszcze wspominać o mojej przeszłości? Tak właściwie, to w tej kwestii nic o mnie nie wiesz. Skończ już swój monolog i zniknij mi z oczu!

— Wykonywanie rozkazów to raczej twoją powinność w tej sytuacji. — Skwitował już chłodnym tonem głosu. - Nie zamierzam się stąd nigdzie wybierać ze względu na Twoje widzimisię. Już nie jesteśmy na równi Chuuya. Jestem twoim szefem, a Ty moim podwładnym.

Rudy dziewiętnastolatek jednak, nie miał zamiaru dalej kaleczyć swoich uszu irytującym głosem mężczyzny o kawowych tęczówkach. Wróć, teraz jego oczy wydawały się być całkowicie pochłonięte przez czerń, która pozbawiała jego spojrzenie uczuć, czy jakiegokolwiek wyrazu. Zatrzasnął za sobą duże, mosiężne drzwi, pozostawiając Dazaia samego z towarzyszącą mu, martwą ciszą.

────────────────────

Siemanko! Pierwszy rozdział za nami!
Wybaczcie za króciótki rozdział, natomiast miał on raczej pełnić rolę prologu i dać wam możliwość wczucia się w styl pisania tego FF i nieco atmosfery z kluczowej w tej historii nocy ❤️
No to co? Widzimy się w drugim rozdziale miśki!

The Road Is Long | SoukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz