Rozdział 4

148 12 55
                                    

Zza niej wylazł niski blondyn, miał na sobie ogrodniczki a pod nimi widać było zgniło zielony sweter a jego skarpetki były dość śmieszne.

-Bawcie się dobrze- powiedziała zamykając drzwi.

-Fajne skiety w Jezusa- zaśmiałem się a blondyn poczerwieniał.

-Od babci Craiga...mniejsza jestem AGH Tweek- podał trzęsącą dłoń z uśmiechem na twarzy uścisnąłem jego dłoń, była w chuja zimna i te całe drżenie.

- To po co przyszedłeś?- stan przerwał dość niezręczną ciszę między mną a blondynem.
Jak się dowiedzieliśmy przyszedł poznać mnie i zaprosić na nocowanie do Craiga.

-Stan też może przyjść AGH!! TYLKO NIE PIJANY!

-Boże znów to samo- przewrócił oczami ciemno włosy- jakieś jeszcze życzenia?

-Stan to nie śmieszne nawet AH! nie w-wiesz jak Craig się martwi o-o twoje zdrowie.

Kłócili się tak dobre parę minut, musiałem interweniować bo ta szopka by się nie skończyła. Zaproponowałem im zrobienie jakiegoś makaronu, dowiedziałem się że blondynek ponąć świetny jest w gotowaniu i pieczeniu.
Zaczęliśmy robić makaron carbonara, było warto męczyć się przez ponad godzinę mimo bałaganu który był naprawdę duży... jajko było nawet na suficie i to przez naszego kuchcika który pod wpływem tiku pierdolnął widelcem  o sufit. W czasie zajadania makaronu do tweek'a zadzwonił jego chłopak który jak było słuchać był zmartwiony ponieważ Tweek nie dał żadnych oznak życia od wyjścia ze szkoły.

-Chłopaki zaraz Craig przyjdzie, trzeba tu trochę posprzątać- kończąc zdanie przechylił głowę na bok i zaczął sprzątać.

-Tweek zostaw, jesteś gościem ja to zrobię- popatrzył na mnie z furią w oczach i wrócił do poprzedniej czynności podśpiewując coś pod nosem.

-Okej rób co robisz...- powiedziałem przekierowałem ślepia na ciemno włosego który głupio się uśmiechał do siebie-nie wytrzymam zaraz...

-Co? Czemu?- zapytał stan.

-Nie ważne nie zrozumiesz- sam po skończeniu zdania zacząłem sprzątać bo muszę przyznać tweekowi mały syf się zrobił od kąd marsh tu jest..

Po jakiś kilkunastu minutach wszystko było czyściutkie, oczywiście ja i tweek sprzątaliśmy a pan chodź na piwko siedział zapatrzony w sufit.
Usiadłem z Tweekiem na kanapę w salonie między stanem, czekając na przyjście Craiga, nie musieliśmy długo czekać bo chwilę później siedzieliśmy w trójkę w moim pokoju.

-To co? Jesteście tak jakby w trójkę rodziną...?- powiedziałem przerywając napięcie.

-Tak jakby, jak pójdzie wszystko zgodnie z planem i poślubię tweek'a to tak.

-To świetnie... Stan cieszysz się z tego?- zapytałem śmiejąc się nerwowo, naprawdę tak gęstej atmosfery nigdy nie doświadczyłem.

-Nie zbyt- oznajmił zaciskając zęby.

Popatrzyłem na przerażonego tweek'a, typ telepał się jak warzywna galaretka babci. Wyczuł mój wzrok na sobie i też się na mnie zaczął gapić, pokazałem niezauważalnie znak pomocy dłonią. (wiecie to takie zgięcie otwartej dłoni w pięść🖐️✊)

-Haha stan pewnie się cieszysz że ktoś wreszcie o ciebie zadbał? A nie jak zawsze matka miała cię głęboko w piździe jak chyba większość twojej rodziny i shel- przerwał mu stan.

-Zamknij mordę i nawet nie kończ tego imienia jeśli życie ci miłe.

-Jakiego imienia? Ah shelly?- Gwałtownie wstał a zaraz po nim stan który złapał go za kołnierz- widać że cię nienawidzi, nawet do ciebie nie dzwoni.

Ostatni uśmiech-Kyle i StanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz