rozdział 5

128 13 40
                                    

Zatrzymałem grę, widziałem że niższy się wkurzył bo miał już wygrywać.

-Hej! Czemu to zrobiłeś miałem już wygrywać - oburzył się patrząc na mnie gniewnie.

-Musimy pogadać - nagle jego twarz zbladła a oczy z pełnych gniewu i szczęścia zmieniły się w pełne strachu.

-Coś zrobiłem?...

-Nie stan, nic nie zrobiłeś, chciałem pogadać o twoim tacie i Wendy.

-Skąd znasz Wendy....? Nie mówiłem ci o niej - przełknął głośno ślinę a jego wzrok wylądował na trzęsących się dłoniach. Złapałem je by dać mu pewności siebie, były bardzo zimne.

-Poznałem ją na rozpoczęciu roku, proszę cię stan powiedz o co chodzi, wysłucham cię i spróbuję ci pomóc - oznajmiłem patrząc na niego lecz ten nie chciał nawet skrawkiem na mnie spojrzeć.

-Od kąd skończyłem 10lat wszystko się zaczęło psuć - wziął dwa ciężkie oddechy, podniósł głowę i wbił swoje oczy w moje - Mój ojciec z którym miałem naprawdę dobry kontakt, nawet rozumieliśmy się bez słów zaczął zajmować się jakąś głupią farmą, ćpał i pił alkohol - zakrztusił się łzami lecącymi z jego oczu -
Moja matka sobie teraz flaki wypruwa bo chce by wszytko wróciło do normy, nie chce by ojciec nadal taki był. Dzień w dzień nie ma jej w domu ponieważ lata za namawianiem ojca aby sprzedał farmę oraz wrócił do domu, przepracowuje się dla mnie, na dobre i wygodne życie - powiedział wszystko na jednym wdechu dusząc się łzami.

- A ta wendy? - zapytałem ściskając jego dłonie w szczelnym uścisku.

- T-to była moja dziewczyna - dusił się, ledwo co łapał wdech..- Z-zerwała ze mną dla mojego dobra i swojego dobra. Zbyt dużo piłem nie ch-chciała się załamywać bo przez to dochodziło do naszych kłótni a po nich zawsze piłem - chciałem już coś mówić jednak przerwał mi...

-Kyle c-czemu ja żyję? - rozpłakał się na dobre.
Przytuliłem go jego głowa wylądowała na moim ramieniu, po chwili górna część mojej piżamy zrobiła się mokra od słonych łez.

(Zbyt depresed ale chuj....)

***

Przez ponad pół godziny mówiłem do niego randomowe słowa i historię, poprostu byłem.

-Boże ale się poryczałem - zaśmiał się jeszcze trochę się zacinając.

- A chociaż lepiej? - uśmiechnął się szybko całując mnie w prawy policzek.

(Braterski buziak no wiecie jak dziewczyna chłopowi/babie w podziękowaniu może to czemu chłop chłopowi nie?)

-Dziękuje jest lepiej i no homo mam takie przyzwyczajenie - uśmiechnął się a ja odchyliłem się do tyłu padając na łóżko.

-Dobra koniec tego, czas na spanie bo jutro do szkoły- przykryłem się i zamknąłem zmęczone oczy - wyłącz konsole okej?
Po poproszeniu usłyszałem wzdychanie i dźwięk wyłączania urządzenia. Materac się delikatnie zapadł i ktoś ściągnął ze mnie cały koc.

-Dobranoc Kyle - powiedział cicho.

-Oddaj trochę debilu- przyciągnąłem do siebie materiał.
-Zimno jest oddaj mi!
-NIE TO JEST MOJE- szarpałem z całą siłą a marsh nagle się rozpłakał.

-Boże stan przepraszam... nie chciałem, nie płacz proszę cię - zmiękło mi serce i oddałem mu koc marznąć.

Ułożyłem się tyłem do niego, usłyszałem cichy śmiech i krótkie ,,Jesteś debilem"

***

Ranek był w chuj ciężki, ledwo co wstałem. Przesadzam trochę bo nie było tak źle jak u marsha, wogule nie mógł wstać i gdy myliliśmy ręce przed śniadaniem zasnął przy umywalce tłumacząc przy posiłku że woda była tak przyjemnie ciepła że zasnął.
W szkole przywitał nas Craig rzucając Marshowi złowrogie spojrzenie.

Ostatni uśmiech-Kyle i StanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz