Rozdział 2

128 12 22
                                    

Wreszcie wszedłem z  tym przydupasem do mojego pokoju i położyłem go na łóżko. Chciałem już odchodzić lecz ten złapał mnie za rękę i przyciągnął.

- Puść idioto moją rękę- powiedziałem próbując się wyrwać. Nic z tego... Utknąłem w tej pozycji z alkoholikiem, na jego miejscu bym się modlił by moja matka nie przyszła wcześniej.

Nie mając co zrobić sięgnąłem po telefon do tylniej kieszeni spodni, była dopiero 12.00.
Usiadłem na łóżku obok Stana i czekałem dobre dwie godziny na to by odzyskał jaką kolwiek świadomość.

*Pov stan*

Otworzyłem delikatnie oczy, łeb mnie bolał jak chuj i pierwsze co zobaczyłem to ten beżowy sweter.

- Wreszcie się obudziłeś- powiedział zmieszany Kyle.

-Co ja tu robię?- zapytałem a rudy opowiedział mi wszystko co się stało.

- Skoro się obudziłeś to możesz już puścić moją rękę- mruknął pod nosem a ja zawstydzony zabrałem swoją dłoń.

- Sorry za to...- zaszeptałem speszony całą sytuacją- nie będę już przeszkadzać- chciałem się podnieść lecz czyjaś ręką wylądowała na mnie i przycisnęła do łóżka.

-O nie nie nie, nigdzie nie idziesz dopiero co się obudziłeś i pewnie znów byś poszedł chlać zostajesz tu na dzień i noc a rano pójdę z tobą do twojego domu.

Dziwnie się poczułem to było miłe że ktoś się o mnie martwi. Mój ojciec ma mnie w piździe a matka dużo pracuje więc nie ma nikogo kto mógłby mi powiedzieć chociaż miłego dnia...

-Zostań tu zaraz wrócę, okej?- kiwnąłem głową na tak.

Gdy wyszedł wstałem z łóżka, zacząłem oglądać jego pokój, był strasznie duży no i jak na takiego porządnisia wszystko było w ułożone oraz oznaczone jakimiś karteczkami, ledy i oczywiście pełno roślin.

Nie było już go kilkanaście minut zaniepokoił mnie ten fakt dlatego postanowiłem wyjść i zobaczyć czy coś się stało.

Chciałem chwycić za klamkę ale coś a raczej ktoś zrobił to pierwszy, ujrzałem małego chłopca w czarnych włosach, rękawiczkach, zielonej koszuli z dinozaurem i krótkich spodenkach.

- Cześć młody?- powiedziałem a bardziej to zapytałem chłopaka a ten wykrzyczał imię swojego brata pytając kim jestem.

-IKE TO KOLEGA I ZOSTAW GO!- Krzyknął jak mogłem się spodziewać to z dołu.

Chłopak zignorował słowa swojego brata, wszedł sobie do pokoju i zaczął zadawać masę dziwnych pytań.

Dopiero po trzynastu pytaniach przyszedł Kyle z tacą i wyprosił swojego brata krzykiem. Chłopak na tacy miał bandaż z jakimś płynem, tosty, szklankę wody a obok szklanki na małym talerzyku były położone dwie tabletki.

-Masz tu coś do jedzenia- wskazał na tosty- jak już skończysz weź leki przeciwbólowe bo widać że umierasz.

- A po co ci bandaż?- zapytałem patrząc w jego... Naprawdę piękne oczy... Jasny odcień zieleni która biła swym blaskiem przeplatana złotem. Z transu obudził mnie ból policzka...

- MASZ ROZCIĘTĄ DŁOŃ! DOCIERA TO DO CIEBIE!?

- Co? A.. Tak no jasne- powiedziałem trochę jak naćpany, widać że Kyle dostał załamania- Z kim ja kurwa żyje?-Powiedział z ręką przy twarzy w znaku załamki.

- Z debilami- powiedziałem chyba trochę za głośno ponieważ chłopak walnął się z prostej ręki w czoło.

*Pov Kyle*

Gdy Marsh zjadł przygotowane przeze mnie tosty i połknął tabletki wyciągnął do mnie powoli dłoń.

-Czego się boisz? Przecież cię nie ugryzę- powiedziałem śmiejąc się a on tylko popatrzył się na mnie z dużym uśmiechem.

Gdy zacząłem oglądać ranę która była dość głęboka poczułem jak ktoś wbija we mnie swój wzrok.

-Gościu proszę cię przestań to bardzo dziwne- powiedziałem podnosząc głowę.

-Sorry...

Jak tylko skończyłem odłożyłem wszystko na biurko siadając obok Stana nie mając nic do powiedzenia.

- Wiesz nie mam często gości- spojrzałem na niego drapiąc się po karku- zaproponował bym ci grę ale ostatnio mój braciszek mi popsuł...

-Spoko rozumiem, możemy iść do mnie po Nintendo.

- Nie mieszkasz daleko? Jaki masz adres?

-(jakiś adres chuj wie jaki)

-Mieszkasz obok mnie...- Chłopak nic mi nie odpowiedział tylko wstał, podszedł do okna i je odsłonił.

-Masz pokój na przeciwko mojego.

Jeszcze chwilę pogadaliśmy zanim ruszyliśmy po Nintendo, dowiedziałem się wiele o stanie i mogę stwierdzić że jest on bardzo ciekawy i fantastyczny mam nadzieję że wyjdzie coś z tego więcej niż koleżeństwo.

Wyszliśmy z mojego domu kierując się do chłopaka.
Gdy byliśmy przed jego drzwiami zobaczył że pali się światło w kuchni odwrócił się i powiedział mi bym poczekał, wszedł do domu zostawiając uchylone drzwi. Chwilę po jego wejściu usłyszałem krzyki zapewne jego matki.

- ZNÓW KURWA STAN CHLEJESZ JAK TWÓJ OJCIEC CIEKAWE KTO TYM RAZEM PRZY- nie dokończyła ponieważ zobaczyła mnie.

-Dzień dobry proszę pani- powiedziałem dość cicho.

-Dzi-dzień dobry, nie widziałem cię tu wcześniej, jesteś tutaj nowy? A i gdzie moje maniery proszę wejdź- powiedziała nagle rozpromieniona. Zapewne nie spodziewała się że nasz stan przyprowadzi kogoś bardziej poukładanego... Co było dość smutne.

- Tak jestem nowy, nazywam się Kyle Broflovski i mieszkam obok.

- Ah Broflovski! Przyjaźnie się z twoją mamą, mówiła mi o tobie bardzo dużo- zdziwiłem się na tą wiadomość bo mama mi nic nie wspominała- poczekaj tu chwileczkę pójdę po Stana dobrze?- kiwnąłem głową a ona zniknęła za ścianą.

Nie czekałem długo ponieważ dosłownie po chwili zobaczyłem Stana z plecakiem i Nintendo w dłoniach.

-Możemy iść- powiedział i ruszyliśmy w stronę drzwi.

- Kyle proszę cię opiekuj się tym bachorem- skierowała się do mnie na co się uśmiechnąłem.

Wyszliśmy z domu Marsha, wzrokiem przeniosłem się na Nintendo.

-Nintendo 64? (kto wie ten wie)

-Tak, dostałem kiedyś od ojca- wypowiadając ostatnie słowa posmutniał.

- Nie masz z nim dobrego kontaktu?- zapytałem wchodząc do mojego domu lecz on nie odpowiedział, jego wzrok wylądował na dłoniach które kurczowo trzymały sprzęt. Nie chciałem go męczyć dlatego zostawiłem ten temat w spokoju.

...
906 słów
To drugi rozdział mam nadzieję że się spodobał.
Miłego dnia/wieczoru.




Ostatni uśmiech-Kyle i StanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz