rozdział 7

101 5 2
                                    

-Gościu masz poważny problem - powiedział Kenny, klepiąc mnie w ramię.

-Myślisz że nie wiem? - odchyliłem się do tyłu uderzając głową o siedzenie - nadal ją kocham i co teraz?

-Ona może ciebie też kocha, skoro z tobą normalnie rozmawiała to może coś jeszcze czuje- popatrzyłem na niego z nadzieją w oczach.

-Dzięki kabanie - podziękowałem i wróciłem do gapienia się na Kyle.

Rozmawiał spokojnie z Wendy śmiejąc się co chwilę z jakiś żartów, naprawdę muszę się odwdzięczyć za to bo gdyby ona to zobaczyła odtrąciła by mnie niemalże odrazu.

                                 ***

Rozmawiałem jeszcze chwilę z kennym ponieważ autobus był już na miejscu, każdy wyszedł z pojazdu w tym Kyle i Wendy.

Niestety lub stety Wendy poszła szybciej w stronę szkoły żegnając się z rudowłosym. Gdy podszedłem do Kyle on zmierzył mnie wzrokiem i wybuchł śmiechem.

-Serio! R-rzygasz gdy czujesz motylki!? - śmiał się tak że nie mógł złapać oddechu i się ścinał... zawstydziłem się ponieważ nie każdy wie że tak się dzieje gdy poczuje motylki.

-To nie śmieszne...- powiedziałem trochę się oburzając.

-Dla ciebie, nie stoi ci tylko rzygasz - nadal się śmiał i chyba nie zamierzał przestawać, kurwa no kutas z niego.

Wkurzyłem się trochę i zostawiłem go, obraziłem się.
Chyba się otrząsnął bo słyszałem za sobą jak krzyczy moje imię i bym się nie obrażał, za późno.

Poszedłem do szkoły i stanąłem przy cartmanie i kennym.

-Deklu a ty co taki oburzony? Mamusia śniadania nie zrobiła synusiowi? - zapytał prześmiewczo cartman.

-Spierdalaj nie to - chyba załapał powagę sytuacji bo trochę spoważniał.

-To co się gryzie kabanie - tym razem zapytał poważniej aż Kenny schował do kieszeni swoją cegłę. (Chodzi o telefon)

-Kyle się ze mnie śmieje że rzygam gdy słyszę Wendy i nadal coś do niej czuje, pojebane - Powiedziałem masując dłonią skroń.

-Kyle? - wyleciało mi z głowy... cartman go nie zna.

Podniosłem głowę i zacząłem szukać wzrokiem rudo włosego po całym korytarzu. Akurat wchodził do szkoły dlatego pokazałem na niego dyskretnie palcem tak by nie zauważył... jednak moje starania zostały nie docenione.

-Ten rudy?! Ten kujon bez jaj?! - krzyknął tak głośno że Kyle chyba wiedział że to o nim, Kenny aż zaciągnął kaptur na łeb.

-Boże ... no debil - szepnąłem pod nosem- nie rób tak deklu bo przyjdzie - teraz powiedziałem głośniej do cartmana.

Popatrzył na mnie, uśmiechnął się, i krzyknął by tu podszedł.

-Czego chcecie? - powiedział Kyle dość zmieszany. Gdy mnie zauważył przekręcił oczami i zacisnął dłonie na torbie.

-Masz problem do Stana? Prostaku - widać było że obydwoje się zdenerwowali nawet nie wiem dlaczego.

-Nie mam i przynajmniej jestem prosty a nie wydęty balon, tłuściochu - zakpił (nie wiem czy to dobre określenie tak szczerze...) z niego.

-Nie tłusty zjebany kujonie mam tylko grubsze kości - rudowłosy na to aż się zaśmiał.

Cartman chwycił go za kołnierz, Kyle już przymierzał się do uderzenia Erica gdy w grę wszedł psycholog szkolny.

-Co to ma znaczyć? Co wy w przedszkolu jesteście!? Obydwoje po lekcjach do mojego gabinetu, a wy co się tak patrzycie po dzwonku już jest do klas!

No to przejebane...

Przez prawie cały dzień ani Eric ani Kyle nie odezwali się do mnie słowem nawet nie wiem dlaczego. Butters mówił że cartmanowi przejdzie jak zawsze bo to w końcu Eric, a Kyle? Nie wiem, cały dzień mnie unika a jak chce do niego coś powiedzieć na lekcji to mnie spławia ignorowaniem mnie.

                                  ***

Gdy  skończyły się lekcję obydwoje skierowali się do psychologa szkolnego, poszedłem za nimi w celu czekania na Kyla. Zza drzwi było słychać dość głośne krzyki psychologa.

Siedziałem pisząc z Tweekiem który sam mi oznajmił że zaraz do mnie dołączy bo Tucker też się tam znajduje.

-HEEEEJ STAAN!! - Krzyczał z daleka biegnąc do mnie, śmieszne wyglądał ponieważ biegł z jakimiś zeszytami i termosem.

-Szybciej się biec nie dało? - zapytałem gdy był już blisko mnie.

-Sorry ale zaraz mam do pracy a tu są zeszyty dla Craiga, dasz mu? Proszę? - musiałem się zgodzić bo w końcu to mój przyjaciel.

Pobiegł do wyjścia z prędkością światła a ja sobie posiedziałem i grałem w Mario na telefonie. I tak przez całą godzinę dopóki drzwi od gabinetu się nie otworzyły.

Wyszedł z nich craig.

-Japierdole nigdy więcej tam nie chce - powiedział do siebie się rozciągając, jednak gdy przestał zobaczył mnie.

Wstałem i podszedłem do niego bliżej.

-To od tweek'a - praktycznie wepchałem mu w dłonie zeszyty - nie robię tego dlatego że cię lubię, robię to dla tweek'a.

-Mhm okej- powiedział grzebiąc w telefonie, w tym czasie ja usiadłem sobie na poprzednie miejsce.

Craig zauważył to i przysiadł się, nie rozumiem o co chodzi pierw mnie wyzywa, wspomina o niej i rodzinie a teraz tak porostu sobie siada obok!?

-Ty, ja i ci dwoje idziemy do kawiarni - powiedział z nosem w telefonie - nie moje rozkazy tylko Wendy.

Kiwnąłem tylko głową, nastała dość nie zręczna cisza. Naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć i on chyba tak samo, przez nasz spór z podstawówki trudno nam się porozumieć.

Dopiero tą ciszę przerwały dwa głosy mówiące ,,Do widzenia" zza drzwi. Z pomieszczenia wyszedł Kyle i Eric.

-Kabany idziemy razem do tweek'a ponieważ Wendy tak kazała nie radzę się sprzeciwiać - szybko powiedział Craig podnosząc swój plecak.

Rudowłosy chłopak jeszcze był obrażony ale widać że mu trochę przeszło ale mimo tego nadal się do mnie nie odzywa.

....

857 słów
Niesprawdzone

Taki chujowo i zarazem dziwny rozdział ale w następnym się naprawdę postaram się a przynajmniej spróbuję.

Miłego wieczoru/dnia<333

Ostatni uśmiech-Kyle i StanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz