7.

170 9 4
                                    

  Powoli otworzyłam oczy. Nadgarstki mnie bolały. Było jasno. Bardzo jasno. I wtedy do mnie dotarło. Byłam w szpitalu.

Chwila. Ja żyję.

Powoli rozejrzałam się po otoczeniu. Po prawej stronie łóżka na krzesłach siedziała moja mama i mój brat. Pierwszy zobaczył mnie James.

- Laura, jak się czujesz? - spytał, i w tej samej chwili mama na mnie spojrzała.

Nie wiedziałam czy skłamać czy powiedzieć prawdę, więc milczałam.

Ale cisza też jest odpowiedzią.

Mama podeszła do mnie i usiadła na skraju łóżka. Wtedy ja popatrzyłam na moje nadgarstki. Były owinięte bandażami. Bolały mnie.

- Słońce, dlaczego to zrobiłaś?

Oderwałam wzrok od nadgarstków i popatrzyłam się na ścianę. Minęło kilka minut zanim zdołałam się odpowiedzieć.

- Ja... - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć. Do sali weszła pielęgniarka.

- Dzień dobry, ja zmienię opatrunek, dlatego proszę żebyście państwo wyszli z sali - powiedziała pielęgniarka. Mój brat i mama wyszli z sali.

W pewnym momencie mogłam zobaczyć moje nadgarstki. Zerknęłam na nie. Wokół ran było zaczerwienione. Cięcia były głębokie i płytkie. Szybko oderwałam od nich wzrok. Nie chciałam narazie na nie patrzeć. Później. W domu. W pokoju.

Kobieta zmieniła mi opatrunek i wyszła. Zostałam sama. Popatrzyłam na szafkę obok mnie. Leżał na niej mój telefon. Byłam lekko zdziwiona bo myślałam, że nie przyniosą mi telefonu ani w ogóle niczego.

Sięgnęłam po niego. Ręka zaczęła mnie boleć. Spróbowałam drugi raz. Udało się.

Odblokowałam go. Włączyłam internet. Natychmiast zalała mnie fala powiadomień. Większość z nich było ze snapa, ale niektóre były z messengera. Weszłam w nie. Większość była od Willa i Mayi. Ale jedna, szczególnie mnie zdezorientowała. Archer.

Odłożyłam komórkę, nie odpisując na wiadomości. Nie miałam dzisiaj na to siły.

***

Wchodząc do domu czułam się dziwnie. Wróciłam do miejsca, do którego nie miałam zamiaru wracać. Mój pokój.

Weszłam na górę, cały czas adorowana przez brata, który szedł za mną z tyłu. Weszłam do pokoju. Wtedy brat upewniając się, że jest okej, poszedł do siebie. Usiadłam na łóżku. Drzwi miałam otwarte. I wtedy to usłyszałam.

Odgłos kłótni rodziców. Taty nie było długo, ponieważ był w delegacji. Jak widać dzisiaj wrócił. W najgorszy dzień. Nie chciałam aby się kłócili. Przed wyjazdem ojca w delegację, wszystko było okej. Właśnie. Było.

- Ciszej! Laura miała próbę samobójczą i dzisiaj wróciła! Chyba nie chcesz by akurat dzisiaj musiała słuchać twoich wrzasków, co? - powiedziała znacznie ciszej mama. Nie wiem o co się kłócili, bo wcześniej odpłynęłam w myślach.

- Jaka próba? Czemu ja nic nie wiem! - powiedział ojciec, również znacznie ciszej.

Chciałam iść pobiegać, ale wiedziałam, że nikt mnie nie puści. Poza tym nie mogłabym zejść teraz na dół. I bolały mnie nadgarstki.

Wzięłam zatem słuchawki i telefon. Zamknęłam jak najciszej drzwi i włączyłam moją playlistę. Położyłam się i przymknęłam powieki.

Obudziłam się kilka godzin później. Cała zlana potem. Było mi gorąco. Duszno. Śnił mi się koszmar.

Było okejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz