Powoli otworzyłam oczy. Nadgarstki mnie bolały. Było jasno. Bardzo jasno. I wtedy do mnie dotarło. Byłam w szpitalu.
Chwila. Ja żyję.
Powoli rozejrzałam się po otoczeniu. Po prawej stronie łóżka na krzesłach siedziała moja mama i mój brat. Pierwszy zobaczył mnie James.
- Laura, jak się czujesz? - spytał, i w tej samej chwili mama na mnie spojrzała.
Nie wiedziałam czy skłamać czy powiedzieć prawdę, więc milczałam.
Ale cisza też jest odpowiedzią.
Mama podeszła do mnie i usiadła na skraju łóżka. Wtedy ja popatrzyłam na moje nadgarstki. Były owinięte bandażami. Bolały mnie.
- Słońce, dlaczego to zrobiłaś?
Oderwałam wzrok od nadgarstków i popatrzyłam się na ścianę. Minęło kilka minut zanim zdołałam się odpowiedzieć.
- Ja... - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć. Do sali weszła pielęgniarka.
- Dzień dobry, ja zmienię opatrunek, dlatego proszę żebyście państwo wyszli z sali - powiedziała pielęgniarka. Mój brat i mama wyszli z sali.
W pewnym momencie mogłam zobaczyć moje nadgarstki. Zerknęłam na nie. Wokół ran było zaczerwienione. Cięcia były głębokie i płytkie. Szybko oderwałam od nich wzrok. Nie chciałam narazie na nie patrzeć. Później. W domu. W pokoju.
Kobieta zmieniła mi opatrunek i wyszła. Zostałam sama. Popatrzyłam na szafkę obok mnie. Leżał na niej mój telefon. Byłam lekko zdziwiona bo myślałam, że nie przyniosą mi telefonu ani w ogóle niczego.
Sięgnęłam po niego. Ręka zaczęła mnie boleć. Spróbowałam drugi raz. Udało się.
Odblokowałam go. Włączyłam internet. Natychmiast zalała mnie fala powiadomień. Większość z nich było ze snapa, ale niektóre były z messengera. Weszłam w nie. Większość była od Willa i Mayi. Ale jedna, szczególnie mnie zdezorientowała. Archer.
Odłożyłam komórkę, nie odpisując na wiadomości. Nie miałam dzisiaj na to siły.
***
Wchodząc do domu czułam się dziwnie. Wróciłam do miejsca, do którego nie miałam zamiaru wracać. Mój pokój.
Weszłam na górę, cały czas adorowana przez brata, który szedł za mną z tyłu. Weszłam do pokoju. Wtedy brat upewniając się, że jest okej, poszedł do siebie. Usiadłam na łóżku. Drzwi miałam otwarte. I wtedy to usłyszałam.
Odgłos kłótni rodziców. Taty nie było długo, ponieważ był w delegacji. Jak widać dzisiaj wrócił. W najgorszy dzień. Nie chciałam aby się kłócili. Przed wyjazdem ojca w delegację, wszystko było okej. Właśnie. Było.
- Ciszej! Laura miała próbę samobójczą i dzisiaj wróciła! Chyba nie chcesz by akurat dzisiaj musiała słuchać twoich wrzasków, co? - powiedziała znacznie ciszej mama. Nie wiem o co się kłócili, bo wcześniej odpłynęłam w myślach.
- Jaka próba? Czemu ja nic nie wiem! - powiedział ojciec, również znacznie ciszej.
Chciałam iść pobiegać, ale wiedziałam, że nikt mnie nie puści. Poza tym nie mogłabym zejść teraz na dół. I bolały mnie nadgarstki.
Wzięłam zatem słuchawki i telefon. Zamknęłam jak najciszej drzwi i włączyłam moją playlistę. Położyłam się i przymknęłam powieki.
Obudziłam się kilka godzin później. Cała zlana potem. Było mi gorąco. Duszno. Śnił mi się koszmar.
CZYTASZ
Było okej
Teen Fiction„Bo taka była prawda, tylko to potrafiliśmy. Niszczyć siebie nawzajem".