Parlemo, Włochy, 23 października 2023, 17:20
Moja wolność zakończyła się szybciej niż zaczęła ponieważ Ryan jebany Salvareti więzi mnie w kurwa domu.
– Wypuść mnie. Nie chce być tu z tobą. – krzątałam się za nim korytarzami.
– Nie mogę. – warkną. Skręciliśmy zaraz w jedną z uliczek domu.
– Zapomnij, że będę dla ciebie pracować. Nie chce tego.
– Twoja strata.
– Masz mnie wypuścić. Teraz. – staną w miejscu i zaraz przycisną mnie do ściany.
– Coś ci nie pasuje księżniczko?
– Tak, wiele rzeczy. – uchylił głowę na bok. Przełknęłam zalegającą ślinę w ustach. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy. Drogi i dziwnie uzależniający. I kurwa... On pali?
– To mi kurwa przykro ale nie potrafię ci dogodzić. I nie mogę cię wypuścić chyba, że chcesz dostać kulkę?
– Co?
– Jacyś kurwa amatorzy siedzą z bronią przed moim domem. Postrzelili mi już siedmiu ludzi. Więc nie. Nie wyjdziesz. – wysyczał i mnie puścił idąc dalej korytarzem. I zastanawiam się czy wciąż mam za nim iść.
– Daj mi broń.
– Po co? – odwrócił się z powrotem w moją stronę.
– Pocą to się nogi nocą. Postrzelam sobie do nich a później sobie pójdę. – wzruszyłam ramionami. Chwilę tylko mrugał.
– Nie popieram tego pomysłu. Ale wiesz gdzie jest broń więc nic nie zrobię... – nie słuchając dalej jego pierdolenia ruszyłam korytarzem do pokoju z bronią. Chcę stąd jak najszybciej wyjść.
***
– Mendez, na trzeciej.
Skierowałam spust w tamtą stronę rzeczywiście było widać trochę skórki.
Strzeliłam. I to celnie.Powoli tłukłam dosyć niebezpieczne zgromadzenie. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu. Z dala od tych pojebów i całej mafiozowej otoczki.
Mieli na sobie kamizelki kuloodporne i dość dobrze się kryli przez co sterczałam już tu z dobre pół godziny czekając aż ktoś wykona zły ruch. A teraz przez około kwadrans siedzą na tyłkach nie ruszając się.
Warknęłam wkurwiona wstając na nogi, zabrałam pod pachę karabin i ruszyłam do zejścia z dachu.
– Panno Mendez! Gdzie pani się wybiera?!
Olałam to i ruszyłam schodami w dół. Kilka minut później chodziłam po trawie z tyłu domu. Przebiegłam obok krzewów które były przy dwumetrowym murze otaczającym posiadłość. Gdzieś tu kręciło się kilku ochroniarzy. Tylko przyglądali się moim poczynaniom zapewne wiedząc co chcę zrobić. Przełożyłam karabin i stając na palcach dałam go na mur. Z pustymi rękoma odsunęłam się kilka metrów. Z rozbiegu podnosząc się na rękach wskoczyłam na murek. Miał około metra szerokości więc na spokojnie mogłam znów zabrać karabin i przeskoczyć na drugą stronę. Otrzepałam się z brudu który tam zalegał, ustawiłam karabin tak bym mogła oddać strzał. Ruszyłam przed bramę. Z tej odległości mogłam zobaczyć już kilka ciał otoczonych krwią. Kurwa no niespotykane.
Stanęłam obok murku wystawiając lekko spust. Trójka uzbrojonych mężczyzn w ciągle przyglądała się domu nie wiedząc, że jestem tuż za rogiem.
Pierwszy, drugi, trzeci strzał. Wszyscy już leżeli. Kocham automaty.
Brama zaraz się otworzyła wepchnęłam jakiemuś typowi w gajerze broń i od razu odeszłam od towarzystwa z zamiarem powrotu do domu.
CZYTASZ
Destiny Is A Lie
RomanceDestiny#1 Karma jest prawdziwa? Niech będzie. Zemszczę się. Zemszczę się za to co zrobili. Aileen Mendez w swoje szesnaste urodziny była świadkiem tragedii. Tragedii w której Włoska mafia wybija jej rodzinę. Gdyby nie pewien chłopak ona też by nie...