Parlemo, Włochy, 7 listopada 2023, 23:36
Trzy dni. Trzy dni czekałam jak ludzie Ryana przetransportują gościa z Neapolu tutaj. Następnym razem zapewne pofatygować będę musiała się sama bo królewicz wielce ubolewał nad ich nieobecnością.
– Będziesz w końcu gadał? – byłam nieźle podekscytowana. Nie pomagało w tym to, że mężczyzna nie był skory do mówienia. Wiem, że nie powinnam była ale byłam. Facet jedynie wpatrywał się we mnie zestresowany. Wzięłam w rękę stołek i zmieniłam jego położenie bliżej mężczyzny z cichym hukiem. Zaraz na nim usiadłam rozszerzając nogi na których się podparłam.
– Świat mnie jeszcze nie zna. Lepiej dla nich. – sarknęłam. – Ale wiedz, że wpadłeś w gówno będąc w moich rękach. Nie cofnę się przed niczym. Nie wiem co to współczucie. Więc lepiej ze mną współpracuj.
– Nie wiem o co ci chodzi. Wypuść mnie! – rozbiegany wzrok sam mówił za siebie.
– Może ci uświadomię w jakiej sytuacji się znajdujesz. Jesteś przede mną podany jak na tacy. A ja jestem cierpliwa i mam wiele narzędzi obok – spojrzałam na stolik na kółkach na którym było... wszystko. – Mam przed sobą tak wiele rzeczy do złamania. Tak wiele do wyrwania. Tak wiele do obcięcia, przypalenia, postrzelenia, uduszenia. Przysięgam, że jeśli zabraknie mi twoich paznokci to wyrwę ci jebane łoniaki.
W oczach mężczyzny błysnęły łzy. A ja nawet nie zaczęłam. Nachyliłam się bardziej nad nim. Nie mógł się ruszyć, był przywiązany w kilku miejscach do fotela szpitalnego.
– Ponowie pytanie. Samarytanin. Pisany cyrylicą. Często cię obserwował i wiele razy z nim korespondowałeś. O czym?
– Mówiłem, że nie pamiętam!
Bez słowa sięgnęłam po kombinerki które przybliżyłam do jego ręki. Mocno nią szarpał ale pasy skutecznie go powstrzymywały.
– Będziesz tak się rwał? To ci nie pomoże. – zamiast użyć kombinerek sięgnęłam do paska gdzie wyjęłam mały nożyk. Zamachnęłam się i wbiłam mu go w dłoń tak, że przyczepiła się to podłokietnika. Ten wrzasną jakby conajmniej obdzierano go ze skóry.
– A teraz ci się przypomniało?
– Daj mi spokój, kobieto! – uznałam to za nie. Pierwszy paznokieć wylądował na podłodze.
– Dobra, dobra! Czekaj! Już! – nie mógł oddychać przez gile które ciekły mu z nosa. Przechyliłam wyczekująco głowę. Ten nadal próbował wziąć wdech. Pozbawiłam go kolejnego paznokcia. Wrzasną jeszcze głośniej.
– No dawaj. Zaraz skończy się tak, że oberwę ci całą rękę.
Zapłakał ale postanowił przemówić.
– Pisałem z nim tyl... ko o biznesie. – jękną. – Za zad... zadłużyłem s-się kiedyś i ostatnio p-prawie straciłem dobytek. Napisał do-oo mnie.
No jak ładnie.
– Co napisał?
Nie odpowiedział. Przyłożyłam narzędzie do kolejnego palca.
– Przestań! Mówię przecież no! – przewróciłam oczami.
– Lecisz skarbie.
CZYTASZ
Destiny Is A Lie
Roman d'amourDestiny#1 Karma jest prawdziwa? Niech będzie. Zemszczę się. Zemszczę się za to co zrobili. Aileen Mendez w swoje szesnaste urodziny była świadkiem tragedii. Tragedii w której Włoska mafia wybija jej rodzinę. Gdyby nie pewien chłopak ona też by nie...