Rozdział 8

732 25 8
                                    

Will pov.
Dzisiaj jest pogrzeb Vincenta . Nie wierze w to naprawdę...Cały czas wydaje mi się że znów jest zamknięty w gabinecie ale jak tam wchodzę to przy biurku nikt nie siedzi, już nikt nie pije kawy z ulubionego kubka ze starwars, już nikt nie idzie do biblioteki na rozmowę. Cała nasza rodzina straciła bardzo ważny jej element. A jeszcze zgodziłem się dzisiaj przyjechać do domu pogrzebowego i obejrzeć ostatni raz Vincenta. Reszta rodzeństwa nie chciała tego robić ale ja się zgodziłem. Chciałem ujrzeć po raz ostatni mojego kochanego brata. Niepewnie wszedłem do sali i ujrzałem srebrnoczarną trumnę. Podszedłem bliżej i zobaczyłem go-wygladal lepiej niż wtedy z pewnością . Włosy miał starannie zaczesane, jego ulubiony garnitur świetnie na nim leżał a na palcu błyszczał jego sygnet. Gdybym nie wiedział o tym całym zajściu pomyślałbym że spi. Wyglądał naprawdę na zdrowa osobę. Jedynie palce zaczal mieć lekko sine dlatego że już w jego żyłach nie płynęła krew. Dotknąłem delikatnie jego dłoni i starając się nie rozpłakać na jego widok wyszedłem i poszedłem z rodzeństwem do samochodu by jechać pod kościół. Gdy dotarliśmy zajęliśmy miejsce i czekaliśmy na odprawienie pogrzebu. Widziałem że Hailie i Shane-owi już poszły pierwsze łzy, Tony był bardzo przygnębiony a Dylan wyglądał jakby miał coś rozwalić. A ja...no cóż...byłem połączeniem ich wszystkich zachowań.
Uroczystość minęła naprawdę szybko. Nie skupiałem się na kazaniu, myślami byłem gdzieś indziej. Myślałem o Vincencie, naszych wszystkich wspólnych chwilach, o każdym wspomnieniu z nim. Niestety czasu się już nie cofnie. W końcu dotarliśmy do grobu. Jego trumna znalazła się już pod ziemią a czarna płyta nagrobkowa z grawerem "Vincent Monet
05.01.1993-05.01.2023
Spoczywaj w pokoju " lśniła w  subtelnym styczniowym słońcu. Na grobie złożono bardzo dużo kwiatów, był przepych i bogactwo ale co z tego jak nie ma już przy nas Vinca. Nic ani nikt go nie zastąpi. Po powrocie do domu każdy z nas wziął do ręki list przygotowany przez zmarłego. Otworzyliśmy je i przeczytaliśmy. Czytając go moje oczy się zaszkliły a w głowie dźwięczały mi jego ostatnie słowa "Nie rozpaczaj, nie obwiniaj się a przebacz." Poczułem na sobie duża odpowiedzialność-miałem zająć się organizacją i fundacją. Ale ja nie zamierzam zawieść mojego drogiego brata. Mimo że go tu nie ma to nadal będę dla niego się starać.

Przebacz- Vincent Monet FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz