Torrez

10 1 0
                                    

- Zostaw mnie! - Krzyknąłem łamiącym się głosem. - Zasłużyłem na to! - I bez chwili zastanowienia zrobiłem drugie cięcie, jeszcze mniej precyzyjne.
- Nic się nie stało, naprawdę... - nachylałem się do zrobienia trzeciej rany. - Proszę, nie rób sobie tego - zaciskała oczy za każdym razem, gdy żyletka rozcinała moją skórę. - Hej, słyszysz mnie jeszcze? - POSŁUCHAJ MNIE W KOŃCU DO JASNEJ CHOLERY - Dopiero krzyk jej dotąd cienkiego głosu wyrwał mnie z transu. Miałem wrażenie jakbym obudził się z koszmaru. Koszmaru na jawie.
- Rachel, tak bardzo cię przepraszam! - Rzuciłem się jej w ramiona, po czym zacząłem płakać zupełnie jak małe dziecko - Tak cholernie cię za to wszystko przepraszam!
- Wystarczy. Wybaczyłam ci to już wcześniej. - Miała opanowany, ale nadal mocny głos.
- Nie, nie zasłużyłem nawet na wybaczenie. Nie zasłużyłem na ciebie!
W mojej głowie były teraz setki myśli naraz. Przede wszystkim poczucie winy i wyrzuty sumienia. Rany na przedramieniu zaczęły piekielnie palić.
- Chodź ze mną. - Posłusznie poszedłem, ze zwieszoną głową. Zaszliśmy do kuchni, jednak to był najmniejszy powód do moich zmartwień w tamtej chwili.
- Robimy ciastka, jutro przyjeżdża moja mama.

Kolejna ofiara padła bez tchu. Sprytnie zrobiłem co trzeba. To jedno z moich ostatnich morderstw przed finałem, więc delektowałem się każdym ruchem. W trakcie wiele zmagałem się z myślami o Rachel, Karmelu, moim celu i o całym moim marnym życiu. Pomyślałem co powiedziałaby na to R. Jedna łza splamiła ubranie pani Torrez. Druga, trzecia... Nie mogę pociągnąć nosem, bo jeszcze ktoś mnie usłyszy. Czas wziąć się w garść. Zapakowałem bezwładne ciało do bagażnika, zabrałem wszystko co miałem i pojechałem do domu. Jestem niesamowity. Nie do podrobienia. Nieuchwytny.

- Dzień dobry! - Matka Rachel była pulchną kobietą ledwo po pięćdziesiątce. Głośna i otwarta. Takich nie lubię najbardziej, bo cały czas przypominają mi moją matkę. Zawsze pomagają innym, troszczą się o wszystkich i inne takie duperele... Gdy spojrzała na Rachel wzrokiem, którym ja nigdy nie zostałem obdarzony, zaszkliły mi się oczy najgorszymi możliwymi łzami. Łzami żalu.
- To ty jesteś tym chłopakiem mojej Rachel, o którym mi ględzi nad uchem non - stop?
- Zdaje mi się że ta - Zostałem zgnieciony jej barkami.
- Mamo! Proszę! - Krzyknęła roześmiana R.
- No już, już dobrze. - Wygładziła moje ubranie - A co ty taki wychudzony?! - Moja matka nigdy nie zwracała uwagi na moje potrzeby. -  Moja córka ci nie gotuje? - Moja nigdy nie nazwała mnie swoim synem- Pierwsza łza przecięła mój policzek. - Kochany, co się stało?
- Mam uczulenie na kwiaty, które teraz pylą, to wszystko.
R spojrzała na mnie wzrokiem „wiem że kłamiesz".
- Może zasiądziemy do stołu? Przygotowałam zapiekankę z kurczakiem.
- Wybornie, w takim razie smacznego! - krzyknęła mama Rachel, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Może zrobię kawę lub herbatę? - Uznałem że też coś zrobię, aby zaprezentować dobre pierwsze wrażenie.
- Poproszę herbatę, ale zaraz, najpierw zjedz z nami obiad chudzinko.
- Smacznego. - Na ustach miałem przyklejony sztuczny uśmiech.
- Kiedy nauczyłaś się tak gotować córeczko? W domu mogłaś co najwyżej mnie podpatrzeć, a i to pi razy drzwi bo zwykle byłaś wtedy w szkole. Nigdy nie jadłam takiej dobrej zapiekanki!
- Nie przesadzaj mamusiu. Wiesz że na studiach musiałam sobie jakoś radzić.
- Nie do wiary... Dasz mi przepis?
- Mogę dać ci listę składników, ale ja to robię na oko...
Trajkotały tak przez 30 minut. Raz wczas coś dodałem od siebie, ale nic więcej. Przyszedł czas na herbatę.
- Czarną, zieloną?
- Macie truskawkową?
- Jasne, już robię. A ty Rachel?
- Kawę, taką jak zwykle.
Wstawiłem czajnik. Zasypałem herbatę i kawę. Do kuchni przyszedł Karmel. Podniosłem czajnik z wrzącą już wodą, a wtedy...
- KAAARMEL! WYNOŚ SIĘ STĄD MAŁY KLAKIERZE!
- Co on ci zrobił? - Spytała zatroskana Pani Mama.
Pokazałem czerwoną rękę. Kocur zaczął ocierać się o moją nogę, gdy zalewałem napoje i straciłem równowagę.
- Pod zimną, bieżącą wodę, na jednej nodze, już, już!
Grzecznie zrobiłem to co mi kazała. Po 15 minutach ból prawie całkowicie ustał.
- Dziękuję pani. Jak mogę się odwdzięczyć?
- Nie - przezywaniem Karmelka. Uwielbiam koty.
- Nie, nie, czymś muszę. Wiem! - Poszedłem po ciastka które zrobiliśmy z R.
- Jakie śliczne! Jak pięknie pachną! Dziękuję ci. I jeszcze z dżemem truskawkowym! Rachel ci powiedziała, że lubię te owoce?
- Zrobiliśmy te ciastka wspólnie.
Gdy kładłem talerz z ciastkami w kształcie serc na stole, podwinął mi się rękaw od bluzy.
- A co ci się tutaj stało? - wskazała na przyklejony przez R plaster z narysowanym serduszkiem. Rachel nakleiła mi takie po wczorajszym ataku paniki.
- Próbowałem się bawić z Karmelem...
- Ach, rozumiem. Niesforny kociak, haha! - Potarmosiła go po głowie. Siedział u niej na kolanach, od kiedy się poparzyłem.
- Mamo? - Widać było, że R chce powiedzieć coś stresującego. - Muszę ci coś powiedzieć.
- On już o tym wie? - Wskazała na mnie.
- Tak, może tu być. - Położyłem jej rękę na udzie. Uspokoiło ją to malutką troszeczkę. Wiedziałem co chciała powiedzieć.
- Ja... - Powoli wypuściła powietrze z płuc.
- Ja jestem w ciąży.
- Czy ja się przesłyszałam? Będę babcią? To cudownie! Rachel... Czemu jesteś smutna? Powinnaś się cieszyć, kolejna osoba do kochania! Wasze dziecko będzie musiało być takie piękne, świetne geny! Szkoda tylko, że przed ślubem.
- No właśnie...
- Wzięliście ślub i mi nie powiedzieliście?
- Skądże znowu, nigdy w życiu, nie.
- Na szczęście.
- Mnie... ktoś zgwałcił.
- Słucham? I... I ty o tym wiesz? - Patrzyła prosto w moje oczy, jakby mnie prześwietlała.
- Wiem. Podjąłem już pewne kroki znalezienia tego drania, jednak chcę się z nim rozprawić w sposób, który będzie pasował również Rachel.
- Rozumiem... Ale wiesz już kto to?
- Rachel? Mogę powiedzieć? - zapłakana pokiwała głową, na znak że się zgadza.
- To był... były chłopak.
- Który?
- M-Mateo.
- Pamiętasz? Mówiłam ci, że mi się nie podoba. Nie myliłam się.
- To prawda, ale... Wydawał się miły...
- Rachel, pozory mylą, tyle razy ci to powtarzałam...
Kolejne łzy przecięły jej policzki. Przytuliłem ją. Mówiła że kocha gdy nasze serca się do siebie zbliżają. Łagodziło to jej nadmiar emocji. Tym bardziej w ciąży. Wciąż nie oswoiłem się z tą myślą. Czy chcę pozbawiać dziecko ojca? Jak Rachel sobie z tym poradzi? I czy w ogóle sobie poradzi? Te i wiele innych pytań zaprzątało moją głowę. Mama Rachel była bardzo miła. Ale wszystko co miłe czasem się kończy.

Twenty fiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz