Rozdział 8

46 3 2
                                    

-Dobrze, posłuchaj...- westchnąłem, po czym wziąłem głeboki wdech. -Muszę jeszcze spytać... Jest może jeszcze coś ważnego o tej fabryce co chciałbyś mi powiedzieć? Coś, co by mi pomogło, zwiększysło szanse na przeżycie czy coś?

-Nie...wiele więcej nie wiem. Przeżyłem tu koszmar, sam nie wiem czemu nadal żyje. Ale co to za życie. Mam nadzieję, że dzięki tobie pozbędę się go wreszcie.

Spojrzałem na niego. Wielka, prostokątna głowa, ciało jako pozytywka, wielkie łapy wyposażone w pazury i paszcza z zębami będącymi w stanie jednym ugryzieniem rozszarpać mnie na kawałki. Wielki potwór stworzony do zabijania siedział teraz obok mnie z bólem i strachem w oczach. Ta siła go przerastała. Nie radził sobie z nią. Wiedziałem, co będzie się działo później. Powoli, zła strona będzie miała momenty ,,ujawnienia', coraz częściej i dłużej, aż chłopak nie będzie w stanie jej dłużej kontrolować i całkiem nim zawładnie. Jak resztą potworów. Podjąłem trudną decyzję. Może popełniłem błąd, ale nie widziałem innego wyjścia.

-Posłuchaj, podjąłem decyzję. Będę jej żałować, ale... Nie mogę tego zrobić, rozumiesz?- spojrzałem na niego, westchnął i spuścił głowę. -Zabiłem już dwie osoby, a najprawdopodobniej przyczyniłem się też do śmierci paru innych jak Bunzo czy PJ... A ty nie możesz dać temu kostiumowi wygrać. Musisz walczyć. Wiem, że jest ciężko. Jakoś sobie we dwoje poradzimy. Znajdziemy Ludwiga... Odczynimy to... Na pewno jest jakiś sposób. Nie bierz tego do siebie, ale naprawdę... Nie mogę. Przepraszam.

Chłopak milczał, więc spojrzałem na niego i po plecach przeszły mi dreszcze.

Jego ciało nie było już obojętne i pełne smutku.

Całe ciało było spięte, sprężyny naprężyły się, paszcza rozwarła do kresu możliwości, w oczch płonął ogień, szaleństwo, rządza mordu.

W mig zdałem sobie sprawę, co się stało. Rzuciłem się przed siebie, potwór wstał, rozciągnął kończyny, zaryczał, po czym rzucił się za mną. Gnałem ile sił, ale mechaniczne odgłosy sprężyn były coraz bliżej. Używałem grabpack'a żeby zablokować mu drogę mijanymi skrzyniami, lecz spowalniało go to tylko chwilowo.

Nagle zatrzymałem się, milimetry przed przepaścią bez dna. Zobaczyłem nad sobą ,,chwytak' na łapkę od grabpack'a. Zawachałem się przez chwilę, ale słysząc za sobą kroki szybko wystrzeliłem łapkę grabpack'a i zawisnąłem, sunąc ku drugiemu brzegowi. Krawędź przepaści była bardzo daleko, więc wiedziałem, że będzie ciężko. Puściłem łapkę grabpack'a i napiąłem wszystkie mięśnie. Wylądowałem, prawie tracąc równowagę, ale ostatecznie utrzymując się na nogach.

-Coś łatwo poszło. Za łatwo...

Nagle nad przepaścią wystrzelił Boxy Boo. Widziałem odległość jego skoku i szerokość przepaści. Szybko wyliczyłem, że nie doskoczy.

Co wcale nie przeszkodziło mu zachaczyć mnie pazurem o plecy i ściągnąć tak, że wisiałem nad przepaścią, trzymając się brzegu jedną ręką. Czułem pieczenie w miejscu zadrapania.

Boxy Boo spadał i spadał, po czym zobaczyłem błysk i wybuch.

Magazyn C4. Nikt by tego nie przeżył.

Probowałem wspiąć się na brzeg. Wiedziałem, że jest źle. Rana piekła coraz bardziej a krew kapała wgłąb przepaści. W końcu, ostatkami sił, udało mi się dostać na górę. Bardzo powoli, u kresu wytrzymałości, odsunąłem się od krawędzi i padłem na zimną ziemię. Czułem tylko ciepło kałuży krwi, która pode mną powstawała. Czułem, że tracę i już straciłem jej dużo, bo powoli zacząłem tracić orintację.

Nawet nie zauważyłem, kiedy powieki same mi się zamknęły. Odpłynąłem. Straciłem przytomność, nie mając nawet pojęcia czy kiedykolwiek ją odzyskam.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

No to tego, kolejny rozdział. W tym tygodniu już raczej żadnego nie wstawię, skupię się na pisaniu, ale no xd.

Do następnego,

Anke :)))

Poppy Playtime Chapter 3-Alternative/ Fanmade History Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz