Rozdział 16

26 1 0
                                    


  Usłyszałem tylko głuchy odgłos kul odbijających się od pancerza na mojej ręce, którą instynktownie się zasłoniłem. Kule upadły u moich stóp niczym bezużyteczne kulki.

  Pracownicy stali przerażeni, a ja rozkoszowałem się ich strachem. Popełnili błąd i będą musieli za to zapłacić.

  Jeden z nich jako jedyny zachował się przytomnie. Wręcz błyskawicznie napełnił magazynek nabojami usypiającymi. Mądre. Ale w niczym mu to nie pomoże. Nawet jeśli wystrzeliłby we mnie cały magazynek, niewiele krzywdy mi wyrządzi. Geny kota mocno pomagają. Znacznie osłabiają działanie środków nasennych w pociskach.

  Szybko oceniłem pomieszczenie. Teoretycznie mogliby uciec. Teoretycznie.

  Jeśli ktoś byłby na tyle odważny lub na tyle głupi, żeby spróbować mnie wyminąć i uciec przez drzwi pancerne. A nawet gdyby mu się udało, i tak dogoniłbym go zanim ruszyłby pod górę. Plus w ciemności to ja miałem przewagę.

  Byłem potwornie głodny, ale skoro miałem ich wszystkich jak na talerzu, po co się śpieszyć? Poza tym, gdyby jakimś magicznym cudem udałoby im się uciec i dorwałbym tylko jednego, i tak zdołałbym zaspokoić swój głód.

  Z tym, że głód rośnie w miare jedzenia, więc absolutnie nie odmówię większej ilości ofiar.

  To będzie wspaniała zabawa.

  Zacząłem powoli ich okrążać, krok po kroku, karmiąc się ich strachem. Gdy tylko się poruszyłem, facet, który naładowywał magazynek pociskami usypiającymi, wycelował we mnie, ale nie wystrzelił. Jego sztywne łokcie i trzęsące się ręcę zdradzały, że starał się mmnie tylko przestraszyć, a jednocześnie udać odważnego, choć tak naprawdę trząsł się jak osika.

  Nasze spojrzenia się spotkały. Jego, udające odwagę i pewność siebie żeby zakryć strach, mimo tego że i tak był on bardzo widoczny. I mój, triumfujący, chytry, pełen ognia i lekkiego rozbawienia.

  Głośno wciągnąłem powietrze nosem, imitując wąchanie, po czym rozkosznie je wypuściłem.

  -Ah...- westchnąłem.- Jak ja kocham zapach strachu!- zawołałem, przy ostatnim słowie wysuwając pazury.

  Facet z pistoletem zadrżał, mimo to nadal starał się nie panikować. Cała reszta już nawet nie sprawiała pozorów i trzęsła się jak galareta. Poza jednym z nich, Stał wyprostowany, pewnie, nie poruszając się ani o milimetr. W przeciwieństwie do faceta z pistoletem nie udawał i nie musiał. Widać było w jego oczach, że się nie boi, jest skupiony i zdeterminowany. No to czas go sprawdzić.

  Wystrzeliłem w jego kierunku, rozwierając paszczę. Pozostali pracownicy błyskawicznie odskoczyli.

  Zatrzymałem rozwartą paszczę o milimetry od jego twarzy. Ten nawet nie drgnął ani nie mrugnął. Nigdy bym tego nie przyznał, ale zaimponował mi. Niewielu ludzi by się tak zachowało.

  No dobra. Kończymy to.

  Przyglądałem mu się tak przez chwilę, on mi też. Biliśmy się spojrzeniami. Wiedział, że próbuje go wystraszyć.

  Odsunąłem się od niego, patrząc na niego z lekkim uśmiechem. On też. Mimo, że byliśmy wrogami, mielismy do siebie szacunek.

  Powróciłęm do mojego ulubionego celu, faceta z pistoletem. Dobra, kończmy to.

  Spokojnie do niego podszedłem. Zaczął desperacko wymachiwać bronią, przez chwilę się bałem, że wydłubie sobie oko. Przerwałem jego zabawę, łapiąc pistolet dwoma palcami. Wyjąłem mu go z rąk, upuściłem na ziemię i zdeptałem. Patrzył na niego z wyrazem twarzy w stylu ,,Co- Co to się staneło''.

  Patrzył tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu musiał nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Nie miał już w sobie ani krzty odwagi ani pewności sibie, jego oczy pełne były tylko przerażenia. Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie, przez chwilę wyglądał, jakby mi uwierzył.

  Ale wtedy się na niego rzuciłem.

  Tęskniłem za tym. Tęskniłem za uczuciem towarzyszącym mi przy zabijaniu. Ulga, satysfakcja i uczucie, jakbym nareszczie wrócił do domu. Nie zabijałem tylko dla jedzenia i samego zabijania. To było takie... wyzwalające. Trochę jak coś, co straciło się wiele lat temu, tęskniło się za tym i nareszcie się to odzyskało.

  -To kto następny?-zapytałem.

  Eliminowałem jednego za drugim, aż został tylko ten jeden, pewny siebie.

  Staliśmy naprzeciwko siebie przez chwilę. Szanowałem go, on szanował mnie.

  Po chwili uśmiechneliśmy się do siebie lekko, po czym on nieznacznie skinął głową.

  -Nieźle,-powiedział, po czym wyprostował się i zamknął oczy.

  Gdy go zabijałem, aż zrobiło mi się go trochę żal.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, trochę mnie nie było i obiecałam filmik o Smiling Creatures, ale niestety takie rozdziały ,,analizujące'' najlepiej mi się pisze na telefonie, z tym, że tak jakby troszeczke się popsuł xd

Ale mam już wstępnie zaplanowany nowy grafik wstawiania rozdziałów, na razie jeszcze nie wiem czy się nimi dzielć no bo nie wiem, czy mi wyjdzie xd

I uwaga, skończyłam wczoraj 24 rozdział (NO NARESZCIE).

Don następnego,

Anke :)

Poppy Playtime Chapter 3-Alternative/ Fanmade History Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz