Rozdział 20

20 3 0
                                    


Wysoka, niebieska postać stała przed ciężką, żelazną bramą w wysokim murze z czerwonych cegieł. Ogrodzony był dodatkowo drutem kolczastym na jego szczycie, wyglądał jakby był pod napięciem, ale postać doskonale wiedziała, że to tylko straszak. Ludwigowi nie przypadły do gustu tak nowoczesne rozwiązania. Stawiał raczej na sprawdzone ,,wizualne'' i ,,fizyczne'' fale ochrony. Mur miał służyć pierwotnie do powstrzymywania wścibskich spojrzeń, po części dlatego też wybudował fabrykę w lesie, w samym środku niczego. Cenił sobie prywatność.

Przynajmniej taka była oficjalna wersja.

Tak naprawdę mur powstał chwilę przed fabryką, by w razie ucieczki pierwszych eksperymentów powstrzymać je od dostania się do terenów zamieszkanych przez ludzi. Gdyby mur nic nie zdziałał, duży teren lasu miał dać pracownikom czas na namierzenie, rozbrojenie i bezpieczne sprowadzenie eksperymentu spowrotem do fabryki. Jednak z upływem czasu nowo powstałe eksperymenty były coraz silniejsze i niebezpieczniejsze. Dlatego właśnie trzymano je pod ścisłą kontrolą, a jedynym wyjściem było wyjście B, które służyło do przyjmowania zapasów, materiałów i jedzenia. Pozostałe wyjścia i wejścia były ciasne, tak, by tylko pracownicy się nimi dostali.

Za postacią, z cienia, wyłoniła się kolejna postać. Dokładnie ta sama, z którą Huggy wędrował po lesie. Tuż za nią wyłoniła się cała grupa kilkunasto zabawko-potworów. Jedni mali, drudzy wielcy, inni bardzo poranieni, jeszcze inni u szczytu sił. Cała grupa zatrzymała się w cieniu, w ciszy wpatrując się w niebieską, stojącą postać. Ta nie odwracała się, nadal wpatrując się w budynek fabryki, skupiona i zamyślona. Cała grupa bała się odezwać i przerwać jej planowanie, najprawdopodobniej niepotrzebnie. Postać była zdeterminowana, ale nie wyglądała, jakby miała się wściec za przerwanie jej rozmyślań.

W końcu jedna z nich, ta, która przyszła pierwsza, odezwała się.

-Rick? Masz już plan?

Rick dopiero po chwili się odwrłocił.

-To wszyscy?-rozejrzał się po grupie. -Nikt już nie dołączy?

-Udało mi się zebrać tylko tylu. I tak jest nas dużo. Ciężko jest teraz znaleść kogokolwiek zaufanego. Wiesz, jak jest. Czasy są teraz ciężkie. Niektórzy się boją, inni nie czują się na siłach. Jeszcze inni po prostu chcą o wszystkim zapomnieć, nie chcą nawet słyszeć o tym, który im wszystko odebrał. Trudno im się dziwić.

Huggy milczał. Jego twarz była skryta w cieniu, ale na tyle oświetlona blaskiem księżyca, by uwidocznić jego rany. Przeżył najwięcej z nich wszystkich, a jednocześnie był z nich wszystkich najsilniejszy. Stracił najwięcej, właściwie wszystko. Dlatego teraz nie miał już nic do stracenia i był gotowy stracić wszystkie nędzne resztki jakie mu pozostały.

-Ilu nas dokładnie jest?-zapytał, nie patrząc na Dinę.

-18-stu.

Huggy westchnął, spoglądając na księżyc w pełni. Ponownie milczał, a Dina przyglądała mu się, próbując go rozgryść.

-Huggy- znaczy- Rick.-poprawiła się. -A co, jeśli...-zawachała się.-A co, jeśli... jeśli... jak przegramy?

Huggy po raz pierwszy tego wieczoru odwrocił wzrok i spojrzał prosto na Dinę. W jego oczach malował się ból iżal, ukryty pod zdeterminowaniem. W ułamku sekundy zrozumiała jego uczucia. Zdeterminowany by to wszystko zakończyć, ledwo radząc sobie z bólem i żalem utraty wszystkiego, co kiedykolwiek było dla niego jakkolwiek ważne. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, rozumiejąc się bez słów.

-Jeśli przegramy.- odrzekł. -To nie ma już ratunku. Eliot wygra, już nikt go nie powstrzyma, a fabryka całkiem upadnie. Eliot wygra, już nikt go nie powstrzyma, a fabryka całkiem upadnie. Eliot sobie na to zasłużył. Zniszczył nam życie, więc teraz my zniszczymy jego.

-A... Co z Poppy? I tym całym Ed'em... Oni też go szukają. Nie lepiej byłoby połączyć siły? Mielibyśmy większe-

-Nigdy w życiu nie zaufam temu człowiekowi.-przerwał chłodno Rick. -to przez niego to wszystko nas spotkało. To on nas wtedy omamił, byśmy się z nim przyjaźnili. I to on wtedy zabił Elizabeth. To, co nam się przydażyło, stało się tylko dlatego, że jej dokuczaliśmy, bo tak sobie życzył Ed. Gdybyśmy wystarczająco szybko się od niego odgrodzili, nigdy nie bylibyśmy tu, gdzie teraz jesteśmy. A sama Poppy... Dziwię się, ze ufa temu, kto ją zabił.

Ponownie zamilknął.

-To...-zaczęła Dina. -Jaki jest plan ataku?

-Atakujemy z zaskoczenia.-Huggy ponownie odwrócił głowę i wbił wzrok w księżyc. W jego głosie nie było słychać żadnych emocji poza zobojętnieniem. -Otoczymy go. Dopilnujemy, by nie miał możliwości ucieczki. Nie pozwolimy mu uciec. Nie znowu.

Ponownie zamilknął. Doskonale wiedział, co ten atak oznacza. Nie ma szans, żeby wszyscy wyszli z tego cało. On sam jest już strasznie osłabiony. Jego kres jest już blisko. Skoro ma zginąć, zginie, ale zrobi to, chroniąc tych, którzy nic nie zrobili. Zasługują na normalne życie. Większość tej grupy to niewinne dzieci, które po prostu zostały zamienione w potwory po to, by stworzyć eksperymeent doskonały. Nie zrobiły absolutnie nic. Miał za zadanie ich chronić, mimo że nikt go nawet o to nie prosił. Czuł, że musi o nich dbać i ich chronić, bo w każdym z nich widział siebie: małe, przerażone dziecko, które po prostu znalazło się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Czuł, że ma po prostu obowiązek zrobić wszystko, żeby pozwolić im być szczęśliwymi, a na to nie było szans, póki Eliot żyje i może ich kontrolować. Wiedział, że prawdopodobnie zginie walcząc o wolność, ale była to cena, którą był w stanie zapłacić. Wszystko, byle tylko byli bezpieczni.

Był gotowy. Wiedział, że nie ma innego wyjścia. Miał zamiar poważnie zranić Ludwiga zanim on go zabije by go osłabić i dać reszcie szanse na pokonanie go. Był w pełni świadom konsekwencji i pogodził się z nimi.

Życie za życie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Niedługo omówienie trailera Poppy, Smiling Creatures i całej reszty bo DZIEJE SIE

Do następnego, 

Anke :)

Poppy Playtime Chapter 3-Alternative/ Fanmade History Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz