2. Nie można wrzucać wszystkich do jednego wora

345 7 1
                                    

  Szczerze to przez weekend nie mogłam się doczekać poniedziałku, ale kiedy on nadszedł zaczęłam bardziej się stresować poznaniem nowej szkoły oraz tutejszych ludzi niż ekscytować. A co jeśli pomyślą, że nie umiem mówić po angielsku albo mam okropny akcent?  Co jeśli nikt mnie nie polubi? Takimi pytaniami zadręczałam się cały poranek. Mimo moich starań te rozmyślania nie opuściły mojej głowy choćby na sekundę.

  Po tym jak ubrałam się w czarne cargo jeansy oraz białego topa zeszłam na dół na śniadanie. Naprawdę zadziwiają mnie ilości jedzenia jakie spożywają amerykanie w ciągu zaledwie jednego dnia.

  Podczas spożywania pierwszego posiłku tego dnia Louis wręcz nalegał, że możemy pojechać razem do szkoły, bo jak się okazało chłopak ma prawo jazdy, a nawet i samochód, lecz ja stwierdziłam, że to bez sensu skoro jego dom nie jest aż tak oddalony od szkoły żeby jeździć do niej samochodem. Ale cóż, to Ameryka, ludzie wszędzie tutaj jeżdżą samochodami.

- Ale dlaczego nie chcesz ze mną jechać? - brunet nadal drążył temat. - Uważasz, że jestem złym kierowcą?

- Niby po czym miałabym to stwierdzić?

- No nie wiem, możesz być zodiakarą. Mam taką z mojego rocznika w szkole i twierdzi ona, że przez mój znak zodiaku mam okropny charakter.

- A jaki masz znak zodiaku? - zastanowiłam się.

O dziwo jeszcze tego się nie dowiedziałam.

- Lew.

Co jak co, ale dziewczyna ma rację.

- Ciężko się z nią nie zgodzić. - zaśmiałam się.

- Hej! - brunet oburzył się.

- Przepraszam, ale ja po prostu mam złe doświadczenia z osobami z pod tego znaku. Ale przecież nie można wrzucać wszystkich do jednego wora. Ty na przykład wydajesz się miły i sympatyczny.

Przykładem takiej osoby jest nie kto inny niż Filip Sowa.

- Powiedzmy, że zapomnę o tym co powiedziałaś, a to potraktuję jako komplement. Ale teraz musimy już zbierać się do szkoły.

- Ja naprawdę mogę iść tam pieszo, ty zresztą też.

- Może innym razem. - powiedział Louis biorąc ze stołu swoje kluczyki.

Ja tylko pokiwałam radosna z niedowierzaniem głową oraz ruszyłam za nim. Tym razem może i uległam jemu urokowi, ale muszę przygotować go na to, że nie zawsze tak będzie.

  Kiedy zajechaliśmy pod szkołę białym Range Roverem Louisa i wysiedliśmy z auta większość osób zaczęła nas skanować swoim wzrokiem po czym część z nich zaczęła coś o nas mówić, a część wymieniła znaczące spojrzenia. Może to przez to, że Louis jest tutejszą gwiazdą jak to bywa w amerykańskich filmach? A może przez to, że jestem tu nowa? Będąc szczerą to zdezorientowało mnie to wszystko, a spojrzenia lekko przytłoczyły, lecz i tak poszłam w kierunku wejścia do szkoły starając się nie zwracać na nich uwagi. Kiedy wreszcie odnalazłam swoją szafkę i byłam w trakcie jej odblokowywania podeszła do mnie urocza jak i śliczna blondynka z falowanymi blond włosami do pasa.

- Cześć! - przywitała się entuzjastycznie. - Pewnie to ty jesteś tą dziewczyną z wymiany. 

Boże była ona taka piękna i ta jej figura... Jej piękno oraz sylwetkę podkreślały różowy top bez ramiączek i krótka spódniczka tego samego koloru.

- Cora, miło cię poznać. - przedstawiłam się oraz odwzajemniłam uśmiech dziewczyny.

- Addison. - odparła blondynka ściskając moją dłoń. - Wiesz słyszałam, że mieszkasz z tutejszą gwiazdą, Louisem Chantelle, czego bardzo ci współczuję, jak pewnie każdy.

Love's a gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz