Biała koszula

727 33 2
                                    


Dźwięk gwiżdżącego czajnika wyrwał ją z głębokiego zamyślenia. Idealnie gładka i prosta koszula przywierała do jej skóry, niczym niewygodny lateks. Każdy ruch wydawał się niezwykle trudny, wręcz niemożliwy do wykonania. Miała przekonanie, że od utrzymania materiału w perfekcyjnej formie zależy sukces całego dnia. Było to jak najważniejsza powinność do spełnienia, zadanie i misja powierzone jej w jakimś bardzo ważnym, szlachetnym celu. Srebrne i drobne guziczki lśniły jak kropelki rosy, jaskrawo zwracając na siebie uwagę. Chciała, żeby idealnie wyprasowany kołnierzyk dał jej poczucie bezpieczeństwa, żeby działał jak jakaś ognioodporna tarcza. Tarcza na tyle licha, żeby spłonąć od malutkiej iskierki, ale na tyle ważna, żeby bez niej nie można było się obyć.

Tak, ten dzień nie mógł zakończyć się sukcesem, jeśli nie utrzyma koszuli w nieskazitelnej bieli. Dlatego z ogromną starannością nalewała wrzątku do kubka. Całą uwagę skupiała na tym, aby żadna kropla nie odprysła w jej stronę, niczego nie splamiła. Było to jak rygorystyczny rytuał, niezbędny dla zachowania równowagi w tym dniu, który wymagał doskonałej perfekcji.

Każdy detal miał niezmierne znaczenie, i nie pozostawiało miejsca na najmniejsze błędy. Gdy kawa była gotowa, ostrożnie ją wymieszała, dbając o to, aby zrobić to delikatnie. To była kwestia kontroli, harmonii i doskonałego przygotowania na to, co miało nadejść.

Zegar nieustannie nie przyspieszał swojego rytmu. Przez moment zastanawiała się, czy jest sprawny. Zdawało jej się, że od momentu wypicia kawy do godziny wyjścia minęły lata, a ona postarzała się przynajmniej o dekadę. Ubrała swój jesienny płaszcz, a jej ruchy były zaskakująco spokojne i wolne, zwłaszcza że w głowie toczyła dynamiczną gonitwę myśli wszelakich. Postać Rona zawłaszczyła sobie jej umysł, a już dawno pozbyła się tego uczucia. Nagle musiała otworzyć drzwi, które zamykała z trudem od tak dawna.

Weź się w garść. Weź się w garść.

Gdzieś w tyle jej podświadomości odbijała się jeszcze jedna myśl szachrajka. Wwiercająca się ruchliwie, przepychająca do przodu. Chciała ją uciszyć. Wiele by dała, żeby jej nie mieć, nie słyszeć i nie rozumieć.

Malfoy.

Gdzie on się podziewał? Nie wrócił na noc? Nie była tego pewna. Mogła przeoczyć jego powrót jedynie w niebywale czujnych momentach snu. Już miała zejść na dół i ruszyć w drogę do pracy, kiedy przyszło jej coś do głowy. Może zaskoczony Malfoy rozwieje jej wątpliwości lub powie coś więcej. Spojrzała na drzwi sąsiada. Rozważała pomysł zapukania, zagadania, zaczepienia. Zawahała się jeszcze chwilę i nawet postawiła krok w stronę drzwi, ale nagle powrócił w jej władanie zdrowy rozsądek. Wysłuchała jego głosu.

Nie, nie. Nie potrzebuję dodatkowego stresu. Harry wszystko mi powie.

W jednym momencie powróciła na zwykłe, racjonalne tory, przywołując się do porządku. Wzięła głęboki wdech i ruszyła do pracy, odczuwając ciągły niepokój wieczornym spotkaniem z Ronem, ale również nieodgadnione podekscytowanie na myśl, że decyzja o niezapukaniu do drzwi Malfoya to tylko odroczenie spotkania.

Czas wcale nie przyspieszył. Zegar ścienny w jej gabinecie również zdawał się być sprzymierzony przeciwko niej. Stukała palcami w blat biurka i wyczekiwała. Harry miał pojawić się lada chwila. Od dłuższej chwili przygryzała policzek, odnajdując w tej czynności niewyjaśnione ukojenie.

Oszaleję.

- Wody, mhm, muszę napić się wody – powiedziała do siebie, a jej głos nieużywany od rana rozbrzmiał nienaturalnie. – wody, wody, najlepiej wody.... Mhm... - Poderwała się z miejsca i nerwowym krokiem wyszła na korytarz.

Dystrybutor znajdował się na każdym piętrze, ale ona prawie bezwiednie poprowadziła swoje kroki na piętro, w którym znajdował się Departament Malfoy'a. Próbowała sprawiać wrażenie, że jest tam mimochodem, więc stawiała pewne, zdecydowane kroki, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Nie rozglądała się na boki w poszukiwaniu blondyna. Chciała, żeby wyglądało na to, że jest tutaj przez zwykły zbieg okoliczności, a nie w jakimś konkretnym celu. Kiedy przechodziła obok gabinetu Malfoy'a, nawet nie spojrzała przez uchylone drzwi. Wręcz przeciwnie – przyspieszyła kroku, mobilizując wszystkie parametry życiowe do walki o obojętność. Nikt za nią nie zwołał, nikt jej nie zatrzymał. Wyglądało na to, że udało jej się nie zwrócić niczyjej uwagi.

Drobne złośliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz