Kwestia Malfoy'a

829 35 6
                                    


Obróciła w dłoni guzik, który wyrwała przypadkowo chwilę temu, gdy próbowała poprawić szelki fioletowego fartuszka. Zamierzała upiec cytrynowe babeczki, ale przeszła jej na to ochota. Usiadła, w połowie założonym fartuszku, który zwisał z jej jednego ramienia bezwładnie, i spojrzała za okno. Obiecała Ginny, że weźmie kilka dni wolnego i dotrzymała słowa. Z resztą, ona sama czuła, że tego potrzebuje. Chciała mieć czas na zastanowienie i odpoczynek. Podobno jej zastępca spisywał się znakomicie.

Może powinnam w ogóle zrezygnować z pracy?

Łatwo ją zastąpić.
Kolejny raz jej myśli, choć wcale o to nie prosiła, pobiegły w stronę ostatnich wydarzeń. Bezwzględnie nie odczuwała żalu, że Rona czeka długi proces. Zasłużył na to. Pozbyła się wszelkich sentymentów, na dobre.

Spotkała się z jego rodzicami. Harry i Ginny namówili ją na odwiedziny w Norze, jeszcze na szpitalnym korytarzu. Tego samego wieczoru popłynęło wiele łez, które wyzwoliły trzymane dotąd emocje. Kiedy Molly tuliła ją w swoich ramionach, drapiąc jej policzki wełnianym swetrem, dziewczyna poczuła, jakby nigdy nie opuściła tego domu, a nic na świecie nie było w stanie zmienić tego, że jest częścią tej wyjątkowej rodziny. Niezależnie od sytuacji.

Spojrzała na swoją dłoń. Między jej placami lśnił fioletowy guziczek. Wyprostowała dłoń i pozwoliła mu swobodnie, płasko opaść. Przez jej twarz przebiegł leniwy, przeciągły uśmiech. Przypomniała sobie, że już dawno powinna oddać ten fartuszek Molly. Przecież prawie nigdy z niego nie korzystała.

„Masz kochaniutka, guzik zawsze w nim odpada, powinnam dawno sprawić sobie nowy – ten przyda ci się do wyrabiania ciasta. No już bierz, nie mamy całego dnia".

Chwyciła leżącą na blacie różdżkę, celując w guzik i urwaną szelkę. Szepnęła „reparo". Guzik wskoczył na swoje miejsce, a ona zdjęła z siebie naprawiony fartuszek. Wyczyściła materiał z zabrudzeń i złożyła go w idealną kostkę. Odda go Molly przy najbliższej okazji.

Jeden ciężar zrzuciła ze swoich barków. Pozostawała tylko kwestia Malfoy'a.

Kwestia Malfoy'a.

Każda myśl o tym człowieku mierzwiła ją jak źle wycięta metka od swetra. Za każdym razem, gdy uporczywie próbowała wyrzucić go ze swojej głowy, on jakby na siłę przepychał się łokciami w jej myślach.

Po co on tam przylazł?

Była to rzecz najbardziej zastanawiająca. Pytanie było nadzwyczaj uniwersalne, bo pasowało do większości sytuacji, w której spotykała Malfoy'a.


Po co przylazł do Feniksa, kiedy spotkała się tam z McLaggen'em?
Po co przyłaził do jej gabinetu, skoro wyraźnie go nie zapraszała?
Po co przyłaził do jej mieszkania?
Po co przylazł do tego parku?

I wreszcie. Po co przylazł do szpitala?

Nie była zaskoczona, że tam był. Zaczynała spodziewać się go w różnych momentach. Właściwie to sytuacje, w których nie był w zasięgu wzroku, stawały się inne i nienormalne. Nastąpił przewrót, tylko nie do końca było dla niej jasne, w którym momencie.

Czy już wtedy, kiedy spotkali się pod skrzynką na listy?
Może od tego momentu wszystko układało się jak starannie wybudowana piramidka z sześciennych klocków. Schematycznie i równolegle, żeby wszystkie elementy pasowały do siebie wzajemnie i podtrzymywały tę absurdalną budowlę, doprowadzając ją na skraj obłędu?

A może dzień później, kiedy bezczelnie odstawiał łóżkową szopkę za ścianą? Aż gorąco oblało jej skronie i szyję, gdy przypomniała sobie o tym incydencie.

A może było to trochę później? W okolicach wyjazdu do Francji? Jeżeli do tego czasu ten przewrót nie nastąpił, to jedynie któraś z wypitych butelek ognistej jest temu wszystkiemu winna. Innego rozwiązania po prostu nie ma. Odpowiedzi brak.

Drobne złośliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz