Rozdział III; Tryptyk o dniu słońca

13 1 0
                                    

 W całym Kuromorimine, nie ważne, jak bardzo nie starano się czcić idei ciężkiej pracy, poświęcenia i sumienności, nie było chyba zbyt wielu osób, która z własnej woli, z radością i wdzięcznością za kolejny dzień, wstawałby o piątej trzydzieści w niedzielę. Może i byli jacyś szaleni zwolennicy teorii, iż wczesne wstawanie jest receptą, na osiągnięcie życiowego sukcesu, ale większość broniła jak mogła swojego świętego prawa do odpoczynku, starając się przeciągnąć swój sen najdłużej, jak tylko się dało. Wicekapitan licealnej dywizji Sensha-dō Kuromorimine, Ōhira Hotaru, z pewnością najchętniej również święciła dzień wolny słodką chwilą lenistwa, na którą tak rzadko mogła sobie pozwolić, ale coś jednak sprawiło, że zerwała się z łóżka wczesnym rankiem, próbując za wszelką cenę nie obudzić swojej współlokatorki. Szybko ubrała przygotowaną wczoraj sukienkę i ułożyła włosy, uwalniając je z wałków, które zakładała co noc, oraz utrwalając toną lakieru. Wicekapitan Kuromorimine musi wyglądać schludnie, nawet, a może zwłaszcza, w dzień wolny.

Wychodząc ze spowitego w ciszy internatu, zorientowała się, że poranek był przyjemnie ciepły, zupełnie, jak gdyby nie był to wrzesień, gdyż blask słońca jeszcze miał coś w sobie z letnich dni. Czuła się lekko senna, ale zapach rześkiej bryzy sprawiał, że nie mogła się nie uśmiechnąć się delikatnie. Zawsze, nie ważne, co się nie działo w jej życiu, próbowała znaleźć choć chwilę wytchnienia w ulotnym pięknie, którego okruchy odnajdywała zupełnym przypadkiem. Gdy była małą dziewczynką, dorastając na wyspach Amakusa, często czuła się samotna i niechciana – jednym, co było wtedy przy niej, by dać jej choć trochę ukojenia, były tylko zapierające dech w piersiach tajemnicze plaże, morze i błękitne niebo, tak stare jak bogowie. Piękno natury, które jakimś cudem potrafi przetrwać w tym niekiedy podłym świecie, zawsze było przy niej. I tylko jeden raz, nie potrafiło jej pocieszyć – gdy musiała się powstrzymywać, by nie wrzeszczeć z wściekłości i żalu na rozkwitające z całą mocą wczesne lato. Lato, w czasie którego odeszła jej droga przyjaciółka, przez co już chyba do końca swojego życia parne, czerwcowe noce będą budzić w niej niepokój.

Ostatnio naprawdę musiała się starać, by dostrzec cokolwiek, nad czym warto było się zachwycać. Najpierw, pod koniec lipca, przegrały z Liceum Pravda półfinał Krajowych Mistrzostw w Sensha-dō, przez co sierpniowy numer Gekkan Sensha-dō poświęcały ich porażce tyle samo uwagi, co wygranej Akademii Świętej Gloriany w 36 Mistrzostwach i tragicznej śmierci wiceprzewodniczącego Japońskiej Federacji Sensha-dō w największej katastrofie lotniczej w historii japońskiego lotnictwa. Była naprawdę zdumiona tym, jak bardzo komuś z redakcji zależało, by zmieszać z błotem ją i kapitan Aizawę, która może i nie była bez winy, jeżeli chodzi o ich porażkę, ale również nie zasługiwała na aż taką krytykę, jeżeli tak te żałosne wypociny bandy sfrustrowanych pismaków można było nazwać. Zresztą, czy naprawdę byli tak głupi, by robić sobie wrogów nie tylko z Kuromorimine, ale także i z całego stronnictwa związanego z Nishizumi-ryū?

Potem, całą przerwę letnią spędziła na doprowadzaniu drużyny do porządku po tak sromotnej klęsce, na dodatek modląc się o łaskę Komisji Stypendialnej, by ta litościwie pozwoliła jej nie głodować przez cały następny trymestr. Nie mogła też zapomnieć o horrendalnej ilości zadań domowych, których ilość była wręcz absurdalna. Jakby tego było mało, Junko, po tym wszystkim, co spotkało ją podczas, jej to sama nazwała, jednych z najgorszych momentów jej życia, stała nad przepaścią kryzysu psychicznego, będąc w stanie jedynie bezwolnie czekać, aż ktoś lub coś tylko delikatnie ją w jej objęcia popchnie. A może już do tego doszło, a Hotaru tylko łudziła się, że jest w stanie jakkolwiek jej jeszcze pomóc?

Dlatego, gdy późnym wieczorem poproszono ją do telefonu, mówiąc, że Junko Aizawa czegoś od niej chce i najwyraźniej coś jest nie tak, serce niemal stanęło jej w piersi. Ustaliły, że przyjdzie jutro, z samego rana, ze względu na to, że o tej godzinie już nie wolno jej było opuszczać internatu, a Komitetu Porządkowy był ostatnim, czego potrzebowały teraz na głowie. No i żeby nie karmić plotek, które na pewno by wzrosły po tak cudownej pożywce.

wiek burzy i naporu ▪︎ girls und panzerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz