-Pani kłamie -odpowiedziałam bez zastanowienia. -Nie istnieje coś takiego jak magia, więc nie istnieją także czarodzieje i czarodziejki.
-Napewno? -zapytała kobieta wyciągając z kieszeni płaszcza jakiś patyk. -To zobacz, dziecko.
Po tej niecodziennej i raczej szokującej informacji wiele myśli przelatywały przez moją głowe. Jednak z rozmyśleń wyrwała mnie jakaś mgiełka. Nie była ona zwykłą, niekształtną masą. Kształtem przypominała kota.
-To jest mój patronus, Sandro. Ty prawdopodobnie też masz swojego, ale żeby go odkryć potrzebujesz lat praktyki...
Od pewnego momentu już jej nie słuchałam. Teraz byłam zajęta obserwowaniem kota poruszającego się po pokoju.
-...a ja uczę tam transmutacji... Dziecko drogie, słuchasz mnie?
-Słucham...? Nie, przepraszam, ale ten kot jest naprawdę fascynujący.
Kobieta westchnęła ciężko.
-Hogwart to szkoła dla młodych czarodziei oraz czarodziejek. Każdy, kto ukończy 11 lat zostaje automatycznie zaproszony do szkoły.
Zdziwiła mnie ta informacja. Przecież ja mam 12 lat...
-Wiem co sobie myślisz. Jednak dopiero niedawno dowiedzieliśmy się o twoim istnieniu. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie... -nie podobała mi się tą odpowiedź, ale nauczona byłam by nie być dociekliwą, bo skutkować to może karą... -Czyli... Wierzysz już w magię?
-Może...-po tych słowach kobieta uśmiechnęła się.
-Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. Czy chciałabyś uczyć się w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart?
-Chętnie, ale nie wiem, czy pan Hamilton się zgodzi...
Kobieta zaniepokoiła się moim tonem. O nie...
-Wiesz dlaczego tu jesteś?
-Moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej.
Dziwna pani zaśmiała się i powiedziała z rozbawieniem.
-Tak ci oni powiedzieli? Ahh, no tak. Osoby nieczarodziejskie boją się magii.
Osobiście znałam twojego ojca. Nazywał się Severus Snape i uczył w naszej szkole eliksirów. Twojej matki niestety nigdy nie poznałam.Słuchałam z szeroko otwartymi oczami.
Mój tata był czarodziejem...?-On...nie żyje, prawda?
-Niestety tak. Zginął w bitwie o Hogwart. Odważnie bronił naszej szkoły.
-Aha...-wiedziałam, że na pewno już podjęłam decyzje. -Pani profesor McGonagall?
Starsza kobieta podniosła pytająco brew.
-Ja... Ja chcę uczyć się w Hogwarcie.
Pani profesor uśmiechnęła się już po raz kolejny.
-Cieszę się, że decyzja została przez ciebie podjęta. No to teraz zabierz tylko potrzebne rzeczy i chodź.
-Ale... Proszę pani ja... Ja nie mam nic... Żadnych ubrań, ani nic co może mi się przydać -tłumaczyłam.
-Nie martw się o to. Udasz się na Pokątną. Tam kupisz wszystko co będzie ci potrzebne.
-Ale... Ja nie mam pieniędzy.
-Tym też się nie przejmuj. Szkoła wszystko zafunduje.
-A poza tym. Gdzie jest ta cała "Pokątna"?
-Zaprowadzi cię tam Rubeus Hagrid. Nasz gajowy. Za niedługo powinien się pojawić. Napewno go rozpoznasz.
-Dobrze..a jak ktoś zauważy, że zniknęłam?
Mcgonagal położyła swoją kościstą dłoń na moich plecach po czym powiedziała.
-Sandro, mugole...
-Kto to mugol?
-Postać nieczarodziejska.
-Aha... Przepraszam, że przerwałam.
-W porządku, a więc jak mowiłam..Mugole nie potrafią patrzeć.
-Rozumiem a...
-Sandro. Nie zadawaj tyle pytań.
~~~
Rozdział według mnie mógł być lepszy. Wiem..za dużo dialogu..ale tu tak musi byyć.
...
"Mugole nie potrafią patrzeć"
Jak myślicie...do kogo należał ten cytat? Ciekawe czy ktoś odgadnie!
Zachęcam do komentowania i do dawania ☆☆☆
Pozdrawiam!
CZYTASZ
Sandra Snape: moja moc//ZAWIESZONE
FanfictionDla Sandry miał to być ten dzień zapowiadał się jak każdy inny w tym przeklętym miejscu, które większość nazywa łagodnie Domem Dziecka. Niespodziewany gość - i wiadomość, jaką ten ze sobą niósł - sprawiła, że całe dotychczasowe życie dziewczyny miał...