ROZDZIAŁ DRUGI

156 12 6
                                    

ii

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

ii. ❝nie sądziłem, że lubisz Ślizgonki❝.

⋆ ˚。⋆t୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

JAK MERLINA KOCHAM, nienawidzę obrony przed czarną magią. Ten przedmiot wysysa ze mnie całą możliwą energię, jaką tylko posiadam. Na stanowisku nauczyciela nie zasiada wcale żaden gbur, uczy nas tego przedmiotu bardzo przyjemna kobieta – Jacinda Beasley, która mimo swojego wieku potrafi przekazać wiedzę i nie być przy tym nudna.

Najzwyczajniej w świecie mi to nie wychodzi.

Jednak próbowałam z całych sił. Dzięki temu pomiędzy mną, a profesor Beasley nawiązała się pewna więź. Można nawet rzec, że przyjaźń.

W wolnych chwilach przychodziłam, a ta parzyła nam kawę i od nowa tłumaczyła mi najtrudniejsze zagadnienia, czy pomagała opanować trudną praktykę.

Widziała, że moja ręka wyćwiczona była do rzucania czarnomagicznych zaklęć, nie obrony przed nimi. Ale nie komentowała, nie wtrącała się. A ja ją za to cholernie szanowałam.

Dzięki temu, nie martwiłam się o moje zdanie z tego przedmiotu, gdyż dzięki pomocy nauczycielki radziłam sobie całkiem nieźle.

Jednak teraz, gdy Dumbledore kazał mi uczęszczać na te nieszczęsne praktyki, nie miałam prawie w ogóle czasu pozalekcyjnego. A profesor Beasley na weekendy wracała do domu.

Dlatego też moja ocena spadła z naciąganego zadowalającego na okropny. Na szóstym roku sama wykuta teoria nie wystarczała już do zaliczenia tego przedmiotu.

I to mnie przerażało. Zdążyłam dostać już dwa wyjce od matki, i mój własny brat zasugerował mi abym porządnie wzięła się do roboty.

Tak, jakbym wcale tego nie robiła.

Siadając, kompletnie padnięta po wczorajszej nocnej inwentaryzacji składzika, (bez pomocy Fauntleroy, gdyż ta się pochorowała) na miejscu w sali od OPCMu, przez chwilę czułam się jak w innej czasoprzestrzeni. Miodowe loki starszej kobiety spływały jej po pulchnych ramionach, gdy ta chodziła po klasie rozdając ocenione prace, a w oczach co chwile mi się dwoiło i troiło. Dreszcz przerażenia przechodzi po moich plecach, gdy
słyszę nazwisko Malfoy, a profesorka patrzy na mnie z zawodem w oczach.

Zdałam sobie sprawę z tego, co zobaczę.

— Skarbie, naprawdę chciałabym ci to zaliczyć, ale to są same suche fakty, bez poparcia ani rozwinięcia, a już absolutnie nie ma tu doświadczeń i opisu praktyki.

Gdy widzę na pergaminie ogromną, czerwoną literę T, zakrywam twarz dłonią.

— Zostań po lekcji, dobrze? Dumbledore mówił mi o twojej sytuacji i praktykach, postaram się coś na to poradzić.

SERCEM I KRWIĄ   ⸺  r. lupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz