rozdział 15. szczęście w nieszczęściu.

351 32 25
                                    

James

Gdyby dwa tygodnie temu ktoś mi powiedział, że rozmawianie z Regulusem Blackiem o wszystkim i o niczym stanie się moją nową ulubioną formą spędzania wolnego czasu, to prawdopodobnie bym się upewnił, czy wszystko z tą osobą w porządku.

Ale jednak, siedziałem kolejny wieczór z rzędu w bibliotece, Regulus siedział naprzeciw mnie i tym razem nawet nie położyliśmy między nami książek, żeby udawać, że tak naprawdę się uczymy.

Po prostu rozmawialiśmy. Absolutnie o wszystkim. W tej chwili na przykład o preferencjach cukierniczych.

– Nie jestem fanem żadnych ciast z czekoladą albo śmietaną – oznajmił Regulus, ku mojemu zaskoczeniu. Zaskoczeniu faktem, że ktoś może nie lubić ciast z czekoladą.

– Ale jak to? No weź, z czekoladą? Czekolada jest najlepsza wszędzie.

– Wcale nie. Czekolada jest dobra sama, czasami na ciastkach. Ale ciasta tylko drożdżowe albo kruche. Z owocami.

Załamał mnie tym, przysięgam.

– Brzmisz jak moja babcia w tej chwili. Ile ty masz lat Regulus? Sześćdziesiąt?

– Sto pięćdziesiąt na oko licząc.

Uniosłem brwi ku górze, wchodząc w żart.

– Aż tyle? Nie no, to całkiem nieźle się trzymasz. Jakiego kremu używasz na zmarszczki?

– Nie powiem ci tego tak łatwo bambi. Takie informacje sporo kosztują.

Lubiłem w jego ustach przezwisko bambi. Nie brzmiało tak prześmiewczo jak wtedy gdy Syriusz je wypowiadał. Z ust Regulusa brzmiało to bardziej miękko i przyjaźnie.

– Jestem pewien, że mnie stać – zapewniłem.

– A ja nie byłbym tego taki pewien.

– Podaj cenę.

Regulus się zawahał.

Cała ta sytuacja była dosyć absurdalna, bo właśnie targowałem się o to, żeby dał mi informacje o nieistniejącym kremie, ale w ciągu ostatnich dni przeprowadziliśmy wiele takich - moim zdaniem - śmiesznych rozmów i niezwykle mi się to podobało. Było odprężające. Mój umysł nie musiał myśleć nad słowami, które wypowiadam, po prostu wypluwałem z siebie to co akurat mi przyszło na myśl, bo to tutaj nie miało takiego znaczenia. To były tylko żarty.

–No co? Boisz się? – spróbowałem go sprowokować, gdy dłużej nie odpowiadał.

– Nie. Rozważam opcje.

– Aż tyle masz tych opcji? Brzmiałeś jakbyś już miał jedną wybraną.

– Bo może mam... A może nie, zależy...

Już szykowałem odpowiedź, jednak gdy miałem zacząć mówić, obok nas przeszła Lily Evans, mówiąc mi krótkie "hej".

Gdyby to był ktokolwiek inny prawdopodobnie bym tylko pomachał temu komuś i wrócił do rozmowy z Regulusem. Ale to była Lily, której nie potrafiłem po prostu zignorować. Mój umysł w jakiś sposób na to po prostu nie pozwalał.

– Hej Lily. Zadanie z transmutacji? – kiwnąłem głową w stronę książek, które trzymała w rękach.

Lily zatrzymała się i przeniosła na mnie uważniejsze spojrzenie.

– Tak, ale nie dam ci go spisać – rzuciła w żartobliwy sposób.

Przynajmniej miałem nadzieję, że to żart, bo sądząc po minie Regulusa, który wyraźnie napiął szczękę, nie odebrał tego w ten sposób.

sleepwalkers || wolfstar ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz