rozdział 19. nasza szarość.

357 34 27
                                    

Remus

To był trudny czas. Nie umiałem zaufać Syriuszowi z miejsca, ale nie umiałem też zerwać z nim relacji. Nie umiałem przestać go kochać.

I też nie chciałem tego robić. Skoro Syriusz kochał też mnie, chciałem wierzyć, że możemy to naprawić. Postarałem się o to.

To chyba było jak magiczne zaklęcie, które sprawiało, że wszystko faktycznie w końcu stawało się lepsze. Prostsze. Wystarczył czas i chęci. Naprawdę dużo chęci, żeby odbudować tą relację. Nauczyć się jej na nowo.

W pewnym sensie nie było już tak, jak wcześniej. Tworzyliśmy z Syriuszem coś nowego i byłem tego świadomy nawet wtedy, kiedy wszystko wyglądało już, jakby wróciło do normy. Jakbyśmy odnaleźli spokój.

Uczyliśmy się szczerości. Zaufania, cierpliwości i słuchania potrzeb drugiej osoby. Nie tylko Syriusz zaczął lepiej rozumieć mnie, ale ja jego również. Bo to nie była praca tylko jednej osoby. Nie tylko on musiał zmienić coś w swoim podejściu i zadbać o tą relację, ja też musiałem. I starałem się zrobić naprawdę wszystko, co w mojej mocy, żeby to się udało.

Bo skoro zdecydowałem, że nie chcę przestać go kochać, to chciałem stworzyć z nim coś dobrego. Coś, dla czego warto przebaczyć wszystko.

To była długa droga i nie byliśmy jeszcze na jej końcu, kiedy decydowaliśmy z Syriuszem, że powiemy już wszystkim, że jesteśmy razem. Byliśmy jednak gotowi na taki kolejny etap. Na wzmocnienie naszej relacji, budowanie pod nią stabilniejszego gruntu. Takiego, w którym nie wstydzimy się siebie, stawiamy jasno na to uczucie.

W przypadku związków dzielenie się uczuciem potrafi sprawić, że będzie ono silniejsze. Bo wtedy ma się pewność, że obie strony traktują to poważnie. Uzewnętrznienie tego daje pewnego rodzaju zapewnienie, że to nie jest coś przelotnego, co chowa się w cieniu, żeby móc to mieć tylko dla siebie zanim się znudzi. Wystawialiśmy to na światło, żeby trwało, żeby nie wymknęło się nam z rąk.

Potrzebowaliśmy tego. Dlatego nie stresowaliśmy się nawet szczególnie tym wieczorem, kiedy mieliśmy ogłosić nasz związek. Byliśmy gotowi, zdecydowani.

Byliśmy w tym razem. I to dawało nam poczucie bezpieczeństwa.

Siedzieliśmy tego wieczoru z Jamesem i Peterem w dormitorium, na początek wymyślając, co w ogóle chcielibyśmy robić. Mieliśmy cały wieczór dla siebie, żadnych egzaminów kolejnego dnia i zapasową butelkę ognistej w szafce w razie czego. Zapowiadał się naprawdę fajny wieczór.

Ale oczywiście już na początku ktoś musiał zacząć marudzić.

– James, o co ci chodzi? - i mimo że to Peter w końcu wybuchł, wcale nie chodziło mi o Petera.

To James cały czas marudził. Nic, dosłownie nic mu się nie podobało, na nic nie chciał się zgodzić. Dosłownie, jakby próbował przedłużać start tego wieczoru.

– Zachowuje się, jakby czekał na coś... - stwierdziłem na głos i uważnie obserwowałem reakcję Jamesa.

– Wcale nie! Zachowuję się normalnie! - odpowiedział za szybko i za głośno, co utwierdziło mnie w tym, że mam rację.

Z resztą nie tylko mnie.

– Nie – wymownie rzucił Jamesowi Peter i po nim ja powiedziałem to samo.

Syriusz za to pierwszy raz od dłuższej chwili oderwał ode mnie wzrok.

– Co? - palnął i uznałem to za urocze, więc parsknąłem cicho, popatrzyłem na niego i pogłaskałem go po włosach.

sleepwalkers || wolfstar ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz