8.

2K 252 136
                                    

Rano obudził mnie głośny dźwięk budzika. Wyłączyłem go leniwie i usiadłem na skraju łóżka.

Dzisiaj miałem iść do szkoły po raz pierwszy od dwóch tygodni. Przez te dwa tygodnie tak wiele się zmieniło.. Sięgnąłem pod poduszkę i wyjąłem zeszyt.

Dotrzymałem obietnicy. Nie chce znów do tego wracać. To i tak nic by nie zmieniło. Musimy umieć walczyć z samym sobą. Nie dam im tej satysfakcji, żeby myśleli, że mieli racje co do mnie, że jestem słaby, że trzeba mi pomóc. Nikt nie może mi pomóc jeżeli walczę z samym sobą. Tylko ja mogę to zrobić i właśnie to zrobiłem. Wyrzuciłem ją, żeby nie przypominała mi przeszłości i żeby nie posłużyła w przyszłości. Dotrzymałem obietnicy.

Przez resztę dnia musiałem zająć czymś moje myśli, musiałem coś w sobie zmienić. Żeby to odczuć. Odrzuciłem opcję pierwszą, więc musiałem się zastanowić jaka mogłaby być ta druga. Spojrzałem w lustro na moje czerwone włosy i już wiedziałem.

Dzisiaj zaczyna się trzeci tydzień. Muszę wrócić do szkoły. Będzie dobrze, mam nadzieję..


Zamknąłem zeszyt i poszedłem do łazienki. Spojrzałem na swoje, zupełnie nowe, odbicie w lustrze. Włosy, które wcześniej były krwisto czerwone, teraz są turkusowe z czarnymi końcami pojedynczych pasemek. Podobały mi się.

- Mikey chodź na śniadanie, bo się spóźnisz! - usłyszałem głos mamy.

- Już idę! - odkrzyknąłem.

Ubrałem się pospiesznie w swoją ulubioną koszulę w kratę, spakowałem czarny plecak i zszedłem na dół.

- Na co masz.. - urwała mama obracając się w moją stronę.

No tak.. jeszcze nie widziała mnie w nowych włosach.

- Jejku.. Mikey co za.. zmiana. - jeździła wzrokiem po mojej kolorowej czuprynie.

- Może być? - zapytałem niepewnie.

- No pewnie, jest świetnie. Dużo lepiej niż tamten czerwony. - podeszła do mnie i przytuliła - Pasuję do ciebie.

- Mi też się podoba, musiałem coś zmienić.

- Wiem synku, to była bardzo dobra decyzja. - cmoknęła mnie w policzek - Jak Luke cię teraz zobaczy to zmieni orientacje, zobaczysz.

- Mamo! - zaśmiałem się mimo woli.

Zjadłem śniadanie i wyszedłem do szkoły. Miałem stosunkowo blisko, w sumie do wszystkiego mam stosunkowo blisko. Kiedy dochodziłem już do budynku, na przystanek obok podjechał szkolny autobus. Drzwi się otworzyły i wyszła grupka gimnazjalistów, a zaraz potem licealistów. Nagle zobaczyłem długie nogi Luke'a. Przyspieszyłem kroku i zniknąłem we wnętrzu budynku. Nie chciałem się z nim spotkać. Nie dzisiaj i nie w szkole.. Co będzie raczej trudne bo większość zajęć mamy razem.

Na lekcjach siadałem możliwie jak najdalej, a na przerwach zaszywałem się w miejscach, o których istnieniu w szkole nikt nie miał pojęcia. Dzień minął szybko. Po chwili zadzwonił dzwonek kończący ostatnią lekcje. Poszedłem do toalet i zaczekałem, aż wszyscy wyjdą, żeby mieć pewność, że nie spotkam Luke'a. Odczekałem jeszcze chwilę po dzwonku na lekcje i ruszyłem w stronę wyjścia.

Nagle czyjaś ręka pociągnęła mnie w bok korytarza. Nie musiałem zgadywać kto był jej właścicielem. Poczułem jak silne ramiona Luke'a oplatają mnie dookoła zamykając się w mocnym uścisku. Przeszły mnie dreszcze. Nie chciałem, żeby mnie przytulał. Dla nas obu znaczyło to zupełnie co innego. Mimo woli, nie odwzajemniłem uścisku. Odsunąłem się delikatnie i wpatrywałem się w ziemię.

- Fajny kolor. - zaczął patrząc na moje włosy - Czemu się w ogóle nie odzywałeś?.. Martwiłem się.

Nic nie odpowiedziałem. Gapiłem się tylko pusto na posadzkę.

- Przepraszam Mikey.. - powiedział cicho - ja nie chciałem wtedy tego powiedzieć, ja nie wiedziałem.

- Ale powiedziałeś.. - odparłem jeszcze ciszej.

- Ale.. to czemu wcześniej mi tego nie powiedziałeś? Przecież jestem twoim najlepszym przyjacielem.. ja.. zrozumiałbym.

Popatrzyłem mu prosto w oczy.

- Tak? To przypomnij sobie jak mi opowiadałeś, że żal ci homoseksualistów, że nikt nie chce się z nimi zadawać. To właśnie dlatego wtedy to robiłem! Żeby się zmienić i nie stracić twojej przyjaźni! - podniosłem głos.

Patrzyłem głęboko w szklące się oczy blondyna.

- Proszę nie mów tak.. nigdy jej nie stracisz.. - wyszeptał.

- Teraz już tego nie wiem.. - odpowiedziałem cicho.

Skierowałem się do wyjścia.

- Mikey proszę.. - Luke złapał mnie za nadgarstek - brakuje mi ciebie. Proszę Mike.. przepraszam.

- Mi też ciebie brakuje Luke.. - powiedziałem cicho. - ale.. nie potrafię się zmienić, przepraszam.

- Nie musisz się ani zmieniać, ani przepraszać. Po prostu bądź nadal moim przyjacielem.

- Nie wiem czy potrafię..

- Wiem, że tak, proszę wybacz mi, że to powiedziałem. Znamy się tak długo, ja już nie potrafię żyć bez twojej kolorowej czupryny. - patrzył mi w oczy.

Nie umiałem patrzeć w jego błękitne oczy i mu odmówić, tego po prostu nie da się zrobić, ktokolwiek by w nie patrzył.

Obkręcił mój nadgarstek o 180°.

- Tak się bałem, że nie dotrzymasz obietnicy, że znowu to zrobisz.. przeze mnie. - pogładził moją skórę.

- Nie.. Ja.. wyrzuciłem ją.. - uśmiechnąłem się lekko i spuściłem wzrok.

Luke odpowiedział szerokim uśmiechem.

Nagle mój wzrok zatrzymał się na ręce Luke'a. Serce zaczęło mi bić szybciej. Sięgnąłem do rękawa koszulki Luke'a i powoli odsłoniłem nadgarstek.

- Mike.. nie.. - wyjąkał przestraszonym głosem.

Przestałem oddychać. Nie słyszałem co do mnie mówi. Wpatrywałem się pusto w rząd czerwonych blizn na jego ręce. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.

__________________________________________________________________________________

Hejka, mam dzisiaj trochę czasu, więc zacznę pisać rozdział 11. Jeżeli napiszę go dzisiaj, opublikuję jeszcze jeden :) Mam nadzieję, że się podoba ^^

xx

my trapped thoughts//muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz