1. Mimo woli

509 22 49
                                    

Ominis siedział przy ozdobionym wigilijnym stole, który uginał się od tradycyjnych potraw i świątecznych smakołyków. Świece na stole delikatnie płonęły, nadając całości złudnie przytulny i ciepły nastrój, czego próżno było szukać na dworze Gauntów. W kącie jadalni stała ozdobiona zielonymi i srebrnymi bombkami choinka, pozbawiona łańcuchów i zbędnych dodatków. Kompletne przeciwieństwo choinki w Feldcroft, gdzie przyjaciel Ominisa, Sebastian, uwielbiał wieszać nawet słodycze.

Za oknem trwała śnieżyca. Białe płatki opadały z nieba jak obiecujący znak, tworząc miękki dywan na ziemi. Widok za oknem był jak z klasycznej kartki świątecznej, a delikatne białe płatki śniegu spadały na świat z troskliwością, jakby chciały przyozdobić ziemię na tę wyjątkową noc. Zapachy wigilijnych dań przygotowanych przez skrzaty domowe wypełniały powietrze, a Ominis czuł, że ta chwila jest wyjątkowa, lecz nie w sposób pozytywny. Od godziny w jego domu gościło państwo Norden ze swoją córką w jego wieku oraz sześcioletnim synem, Henrym. Jego ojciec z samego rana poinformował go o ważności tej kolacji, w pewien sposób to była kolacja zaręczynowa między Ominisem a panną Norden. 

Samą Idalinę znał tylko ze słyszenia. Była Puchonką na siódmym roku, tak jak i on, i trzymała się blisko Poppy Sweeting i nie wyróżniała się niczym szczególnym. Kiedy usłyszał imię swej przyszłej żony starał się przypomnieć jakieś strzępki informacji odnośnie dziewczyny. Na drugim roku Anne Sallow wychwalała jej długie włosy w kolorze czekolady, ale co ciekawsze nikt nie potrafił jednoznacznie określić jej koloru oczu. Na trzecim roku włosy miała jaśniejsze.  

Kolacja przedłużała się, aż w końcu ojciec Ominisa przejął inicjatywę, stukając łyżeczką w pustą szklankę do whisky. Wszyscy spojrzeli na pana rodu. Brat Ominisa, Marvolo również przerwał swoją rozmowę z najstarszym z nich, Morfin, aby skupić uwagę na ojcu.

— Niezmiernie cieszę się, że możemy dziś spędzić ten wyjątkowy wieczór wszyscy razem. Nie tylko z okazji Świąt Bożego Narodzenia, ale także z powodu zaręczyn mojego najmłodszego syna, Ominisa oraz starszej córki, panny Idaliny Norden. Jestem wręcz przekonany, że nasze rody tylko zyskają na tym zaaranżowanym małżeństwie.

Starsi przytaknęli Corvinusowi Gauntowi, wychwalając jego wspaniałą przemowę. Pani Norden pociągnęła nosem cicho, wzruszając się zamążpójściem jedynej córki, ale jej wzruszenie przerwał jej karcący komentarz względem zachowania swojego synka.

— Henry, zachowuj się przy stole — syknęła cicho, ale Ominis doskonale ją słyszał.

Dla niego rodzina Norden stała na zupełnie innej półce niż rodzina Gauntów, i wcale nie chodziło tu o majętność, bo dzięki niej małżeństwo było w ogóle rozważane. Po prostu nigdy nie słyszał złego słowa o tej rodzinie. W świecie czarodziejów wsławili się produkcją lekarstw. Ich ród na przestrzeni wieków odkrył wiele zastosować leczniczych ziół, wydawałoby się, że ta rodzina nie może być zła do szpiku kości. Nikt nigdy nie zająknął się, aby którykolwiek z członków rodziny interesował się czarną magią, jedynie co szanowali to czystość krwi, ale nie dyskryminowali mugoli, półkrwi czarodziejów czy mugolaków. 

Dlatego Gauntowie dokonali interesującego wyboru — oni wręcz kochali czarną magię, a każdego, kto nie był czystej krwi z chęcią poczęstowaliby okropną klątwą. Ominis słuchał w skupieniu jak pani Norden, choć krytykowała maniery syna, była wobec niego opiekuńcza. Czy otrzyma karę później?

— Pseprasam, matko — powiedział cicho Henry.

Dorośli odeszli po kolacji wigilijnej do salonu, gdzie całkowicie oddali się rozmowom na dosłownie każdy temat. Bracia Ominisa odczekali moment nim udali się w ślad za ojcem, nie mogąc sobie odpuścić okazji do zadrwienia z najmłodszego z ich trójki.

— Całkiem ładną buźkę ma ta Norden — sapnął Morfin z krzywym uśmiechem, który Ominis tylko wyczuwał. Zawsze uśmiechał się w sposób parszywy, kiedy drwił z niego. — Ale jak ktoś taki jak ty mógłby to docenić. Zmarnuje się biedaczyna, ale wiesz, ja może jestem zaręczony z Black, ale pamiętaj, że Marvolo wciąż nie ma narzeczonej, on chętnie się nią zaopiekuje dla ciebie.

Ominis puścił tę uwagę mimo uszu. Nauczył się już dawno, że odzywanie się tylko prowokuje ich, by od słów przejść do czynów. Zresztą nie widział powodu, aby miałby im się wystawiać tylko dlatego, że mieli brudne intencje względem Idaliny Norden. Dlaczegóż miałby się narażać dla obcej dziewczyny? 

— Jestem młoda, ale nie głupia — odezwał się głos za nimi. Nieznany dotąd Ominisowi, ale kobiecy. — I jak rozumiem, żaden z was nie jest moim narzeczonym, także obejdę się bez waszej opieki. — Obaj czarodzieje odwrócili się w stronę Idaliny. — Będziecie stać jak spetryfikowani, czy pójdziecie posłusznie obwąchać stopy swego ojca? 

— Ty mała... — warknął Morfin, ale Marvolo złapał go za ramię, nim ten wyciągnął z kieszeni różdżkę. — Pyskata. Jeszcze zostaniesz utemperowana.

Morfin splunął jej pod nogi jak ostatni prostak i wraz z bratem udał się do salonu, zapewne naskarżyć ojcu i haniebnym zachowaniu przyszłej szwagierki. Ominis odwrócił głowę w kierunku, gdzie słyszał szybki, nieregularny oddech.

— Czy wszystko...

— Cholercia! Ale się bałam! — jęknął, kładąc swobodnie dłoń na jego ramieniu. — Twoi bracia to naprawdę przerażające tępaki, myślałam, że zejdę na zawał.

Ominis wyprostował się, dopiero rozumiejąc, jak diametralnie zmieniło się zachowanie dziewczyny w ciagu tych kilku minut. Nasłuchiwał jej oddechu, który powoli zwalniał. Uczył się jej — pachniała... świeżo skoszoną trawą, kwiatami polnymi i wiatrem. Naprawdę był to przyjemny zapach. Już myślał, że ten duszący zapach perfum należał do niej, ale to musiała być jej matka.

— Chyba powinnam się osobiście przedstawić — powiedziała już spokojniej. — Idalina Norden, ale możesz mówić mi Ida. — Wyciągnęła do niego rękę, bo wyczuł drżenie powietrza. Nie odwzajemnił gestu. — Ach, pomyliłam maniery — zachichotała. — A ty jesteś...?

— Przecież wiesz, kim jestem. Jesteśmy zaręczeni —odparł mało uprzejmie.

— I dlaczego już musisz grać gbura? — żachnęła się Puchonka. — Chciałam ładnie, po ludzku bez tej całej etykiety się przedstawić. Przecież to, że jesteśmy zaaranżowanym małżeństwem, nie oznacza, że nie możemy się zaprzyjaźnić, prawda?

Opuściła rękę, zdając sobie sprawę, że Ominis jej nie chwyci. Chłopak zacisnął wargi, zduszając w ustach paskudne przekleństwo. Ta dziewczyna była... dość osobliwa. Dziwna. Nic w jej głosie, postawie nie wskazywało, aby pochodziła ze szlacheckiej i dość ważnej rodziny. Jej sposób bycia nie różnił się niczym od zachowania Sebastiana czy Fiony, jego przyjaciół. Bardziej spodziewałby się, że ojciec znajdzie mu żonę z rodu Malfoy, Carrow, Lestrange, Parkinson, Rosier czy nawet Greengrass, kogokolwiek z Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Co mu strzeliło do głowy robić jakiekolwiek interesy z tak ,,nieskazitelną'' rodziną. U nich nie było fanatyków czarnej magii i nie potępiali mugoli czy mugolaków. 

Ominisa przeraziła wizja, że jego ojciec nie robił nic bez powodu, a zatem Idalina Norden była jego wielkim planem, o którym pewnie dowie się, kiedy nadejdzie na to odpowiednia pora. Może wzięli kogoś tak niewinnego, by było łatwiej nią manipulować? A może to ona miała uśpić czujność Ominisa? W każdy razie nie zamierzał jej ufać, ani teraz ani nigdy.

— Nie musisz silić się na uprzejmość. To tylko małżeństwo kontraktowe, nie musimy się przyjaźnić, a co tu dopiero mówić o miłości — powiedział.

— Teraz to już jesteś niemiły — obruszyła się Ida.

— Jestem Gauntem, zapomniałaś? — spytał sarkastycznie. — Nie oczekuj niczego innego, bo wchodząc w tę rodzinę, wchodzisz w prawdziwą ciemność.

Mimo woli | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz