37. Igraszki

120 15 68
                                    

Od balu minęło kilka dni i choć dla Ominisa powinno pozostać to odległym wspomnieniem, niejednokrotnie przywoływał w swoim umyśle postać nieznajomej dziewczyny. Jej poczucie humoru, podejście do życia... Zupełnie, jakby czytała jego duszę. Zapragnął po raz kolejny zostać szaraczkiem. Pieścił to słowo w ustach jak najczystszą słodycz. Jego rozmarzoną minę zauważyła Fiona, która przerwała swoją lekturę, zwracając się całkowicie do swojego chłopaka.

— Jest dziś ładna pogoda — stwierdziła, a Ominis pokiwał głową. — Może wybierzemy się na spacer?

— Wyczuwam w powietrzu deszcz — przyznał cicho.

Fiona parsknęła śmiechem, rozglądając się po korytarzu nieopodal Krypty. Zajęli jeden z foteli, by móc spędzić razem czas.

— Wyczuwasz w powietrzu? Ominis, jesteśmy w zamku! — zachichotała. — Ale skoro nie chcesz wychodzić, nie przymuszam cię.

Ominis wiedział wciąż wyprostowany, jego różdżka leżała tuż pod jego ręką, chociaż przy Fionie nie zamierzała jej używać, opierając się na dziewczynie. Z kolei Ashford ułożyła głowę na jego kolanach, zaczytując się w Historii Hogwartu. To był jej trzeci rok w tej szkole, nie miała tyle czasu, co inni, aby zapoznać się z budynkiem, jego historią czy ,,mieszkańcami". W każdej wolnej chwili sięgała po tę książkę, czytając ją od nowa i od nowa, jakby gdzieś między wierszami ukrywały się prawdziwe sekrety. Dziewczyna zamerdała nogami w powietrzu, swobodnie przerzuconymi przez podłokietnik.

— Przydałoby się nam rozerwać — zasugerowała Gryfonka, podnosząc się w końcu z kolan chłopaka. Przysunęła się do niego, wdychając zapach herbaty i mięty. — Mam nawet pewien pomysł.

Chłopak uniósł wysoko brwi, z zaciekawieniem słuchając dalej dziewczyny. Owinęła rękę wokół jego zielono-srebrnego krawatu i poderwała go za sobą z kanapy. Licząc kroki, Ominis stwierdził, że kierują się do Krypty. W sumie tylko tam mogli mieć prywatność, zwłaszcza, że Sebastian miał trening. Nikt im nie powinien przeszkadzać. Krypta otworzyła się przed nimi, wpuszczając parę do środka. Fiona nuciła coś pod nosem, od razu przypominając Ślizgonowi o melodii wygrywanej przez Idalinę.

Zatrzymaj się, Ominis, powtarzał sobie. Jesteś ze swoją ukochaną, dziewczyną, nie wypada chociażby myśleć o innej damie w towarzystwie Fiony. Usiedli na starej kanapie, która lata świetności miała dawno za sobą. Nie spodziewał się, że Gryfonka tak szybko przejdzie do rzeczy. Usiadła na nim okrakiem, niemal od razu ściągając z jego szyi krawat, a także odpięła dwa guziki białej koszuli. Złożyła dwa, gorące pocałunki na odsłoniętej bladej skórze szyi, lekko ją przygryzając, aż zostawiła czerwone ślady.

Pieściła szyję chłopaka dłuższą chwilę, odpinając kolejne guziki koszuli. Złączyła ich usta w szalonym pocałunku, pozwalając Ominisowi w końcu przejąć kontrolę. Zrzucił ją z kolan, aby ułożyć plecami na kanapie. Jej spódnica do kolan zsunęła się niebezpieczne nisko, odsłaniając uda. Fiona pomogła Ominisowi pozbyć się koszuli, oglądając jego gładką, ale naznaczoną srebrnymi bliznami, skórę. Może nie był ich świadomy albo w romantycznym uniesieniu zapomniał o nich, bo nie przejmował się zdjęciem koszuli, wciąż całując dziewczynę. Jego dłoń przesunęła się leniwie od kostki po kolano, a potem coraz wyżej...

— Pospieszyliśmy się — mruknął Ominis między pocałunkami. Fiona jęknęła, gdy zahaczył palcami o jej majtki. — Powinienem przerwać?

— Nie...

— Nigdy tego nie robiłem — przyznał zawstydzony, bawiąc się palcem przy gorącym wejściu dziewczyny. Ta wciągnęła powietrze, gdy lekko ją tam nacisnął. — Nie wiem, czy cię zaspokoję.

Mimo woli | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz