1. Marisa

14 3 0
                                    

Rosenberg, obecnie

Latający Kot przechodził właśnie kryzys finansowy.

Marisa wpatrywała się w pieniądze rozsypane na stole. W jakiejkolwiek kolejności by ich nie policzyła, jakkolwiek by ich nie poukładała w schludnych stosikach, rezultat był taki sam. Na blacie leżało dwadzieścia sztuk złota, pięć srebrnych monet, kilka pestek i zerwany rzemyk.

— Jeszcze trochę i nie będzie nas stać nawet na jedzenie — mruknęła z niezadowoleniem Adira. Jej szare włosy unosiły się delikatnie w powietrzu, mimo że żadne okno wewnątrz karczmy nie było otworzone. Marisa spojrzała na nią, zaciskając usta. Powstrzymywała się przed powiedzeniem na głos czegoś, czego później by żałowała.

— Myślę, że możemy zaryzykować jeszcze dwie noce, jeśli weźmiemy wspólną kwaterę — wtrącił Rein, poprawiając okulary na nosie. Reszta drużyny pokiwała głowami w zamyśleniu, jedynie Adira nie wyglądała na zadowoloną. Dziewczyna zmarszczyła nos z dezaprobatą, a jej szare włosy w jednej chwili zesztywniały, tworząc wokół jej głowy kolczastą aureolę. Marisa nie miała pojęcia, jak działała jej magia, ale za każdym razem była pod wrażeniem, że włosy Adiry reagowały na jej stan emocjonalny.

— Skoro już tak bardzo oszczędzamy, może powinniśmy ulokować się z końmi w stajni? — wysyczała przez zaciśnięte zęby. Mimo że Rein był pomysłodawcą wynajęcia wspólnego pokoju dla sześciu osób, irytacja Adiry skupiła się na Marisie. Patrzyła na nią spod byka, a jakiś mięsień drgający na  jej szczęce zdradzał, że bardzo chciała powiedzieć coś obraźliwego i lekkomyślnego. Powstrzymywała się od tego tylko dlatego, że Cecil złapał ją za rękę i coś do niej szepnął o tym, że wspólny pokój wcale nie jest złym rozwiązaniem.

— Stajnia brzmieć dobrze. Dużo siana, siano ciepłe — dorzuciła Carla, ogryzając kość wieprzową z mięsa. Orczyca nawet nie zauważyła piorunującego spojrzenia, jakie właśnie jej zaserwowała Adira ze swojej strony stołu. Marisa mimowolnie uniosła kącik ust na ten widok. Uwagę skupiła jednak na jednym uczestniku rozmowy, który do tej pory nie wyraził swojej opinii.

Milo siedział ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, ale Marisa wiedziała, że wojownik musiał mieć jakieś przemyślenia. Elfka wyciągnęła do niego dłoń i palcami stuknęła go w ramię.

— A jak ty się na to wszystko zapatrujesz, Milo? — zapytała, uśmiechając się do niego łagodnie. Była zdesperowana i chociaż jeszcze nikt otwarcie nie zaczął się kłócić przy stole, wściekłe spojrzenia, którymi miotała Adira, były w stanie rozpętać burzę lada moment, a Marisa bardzo nie miała ochoty na to, aby się z nią mierzyć.

Milo zmarszczył brwi i podrapał się w zamyśleniu po brodzie.

— Myślę, że niezależnie od tego, czy wybierzemy stajnię, czy wspólny pokój na górze, nasz główny problem i tak nie zniknie — stwierdził cichym, chropawym głosem. Przy stole zrobiło się cicho. Pięć par oczu zgodnie wpatrywało się w wojownika. Nawet Adira straciła swój wigor i tymczasowo przestała się obrażać. — No co? — mruknął wojownik.

Rein pokręcił głową.

— Powinniśmy znaleźć jakieś zlecenie, choćby małe. Sprzątanie domów? — zaproponował.

— Jesteśmy poszukiwaczami przygód — jęknęła Adira. — A nie oddziałem sprzątającym.

— To prawda — przyznał Rein. — Ale w ciągu ostatnich dwóch miesięcy trafiła nam się jedna niewielka misja, a nasze długi i wydatki... cóż, przekraczają nasz skromny budżet aż za bardzo. Drobne prace na rzecz cywilów, pomoc domowa, czy oporządzanie zwierząt zawsze są jakimś źródłem pieniędzy.

Smocza krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz