5. Marisa

2 0 0
                                    

Rosenberg, obecnie

Dostanie się do Lorda Rosenberga na oficjalną audiencję okazało się trudniejsze niż skłonienie Mila do poparcia wyprawy.

Następnego dnia, tuż po wydaniu ogłoszenia przez możnowładcę i po drużynowej naradzie, Marisa i Cecil wypełnili odpowiedni wniosek i złożyli go w wyznaczonym punkcie. Na tym etapie nie mogli zrobić więcej, toteż pozostawało im tylko czekać na odzew. Siedzieli jak na szpilkach, wyglądając wiadomości zwrotnej każdego dnia. Ta jednak nie nadchodziła i po upływie dwóch tygodni stało się jasne, że nikt nie zamierzał powiadomić ich o statusie aplikacji.

— Może coś wypełniliśmy źle? — zasugerował Cecil któregoś wieczora podczas kolacji.

— Na pewno pismo zostało złożone w złym punkcie — wtrąciła się Adira. W odpowiedzi na jej złośliwy komentarz, Marisa kopnęła ją pod stołem. — Ała! Za co to było?!

— Za paplanie bez zastanowienia — odcięła się elfka, zakładając nogę na nogę. Odgarnęła pasmo rudych włosów z ramienia, zupełnie nie przejmując się tym, że Adira właśnie mordowała ją wzrokiem. — Wniosek został wypełniony prawidłowo i zanieśliśmy go z Cecilem tego samego dnia do punktu wyznaczonego przez Lorda. Myślę, że żadne z nas nie wymyśliło sobie stojących tam strażników i biurokratów przyjmujących interesantów.

Adira poczerwieniała. Patrzyła na Marisę spod byka i trzęsła się ze złości. Jej szare włosy unosiły się i wiły niespokojnie. Zacisnęła palce na kuflu z tanim piwem z taką siłą, że pobielały jej kłykcie i Marisa była pewna, że lada moment w przypływie szału rzuci nim w jej stronę. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.

— Myślę, że moglibyśmy złożyć wizytę tym biurokratom w takim razie — zasugerował Milo, kończąc swoją porcję gulaszu. Potrawa była niedoprawiona i niedogotowana, ale z obecnym stanem ich sakiewek, nie mogli wybrzydzać. Tanie piwo, które wszyscy popijali, nie smakowało wcale lepiej. Byli prawie pewni, że oberżysta rozcieńczał je wodą.

— Obić ich? — zapytała Carla, uderzając drewnianym kuflem o blat stolika. Naczynia brzęknęły, a kilka głów z okolicznych stolików obróciło się w ich stronę z zainteresowaniem. Stali bywalcy karczmy Pod Starym Wiarusem byli bardzo skorzy do bitki nawet nie znając dokładnego powodu.

Milo uniósł brew, a potem z typowym dla siebie spokojem pokręcił głową.

— Nie, Carlo, nie będziemy bić urzędników — oświadczył takim tonem, jakby przemawiał do dziecka.

Orczyca zmarkotniała. Z jej gardła wydobył się jęk niezadowolenia. Brak zadań bojowych bardzo mocno dawał jej się we znaki i nikt jej za to nie winił. Zanim dołączyła do Latającego Kota, należała do klanu wojowników. Znaleźli ją, kiedy była mała i wychowali w duchu walki. Nic więc dziwnego, że orczyca przyzwyczajona do działania z orężem w ręku, doszukiwała się w każdej niedogodności pretekstu do tego, aby stoczyć z kimś bój. Przez jakiś czas po tym, jak Latający Kot został na dobre uziemiony w Rosenbergu, prowadziła regularne sparingi z chętnymi osiłkami wpadającymi do Starego Wiarusa. Z każdym jednak wygrywała i w końcu zainteresowanie wśród stałych bywalców osłabło, bo nikt nie chciał być sprany przez prawie dwumetrową orczycę. Carla nie była z tego powodu zadowolona, ale zgodziła się wtedy za namową Reina spróbować czegoś mniej brutalnego i obecnie od czasu do czasu jedynie siłowała się niektórymi zainteresowanymi.

— Zastraszyć? — zapytała kontrolnie Carla. Marisa uśmiechnęła się, kiedy Milo znowu ze stoickim spokojem zaprzeczył ruchem głowy.

— Nie chcemy wychodzić na bandę nieobytych w społeczeństwie brutali — powiedział. Carla spochmurniała. — Idziemy tam po to, aby wyjaśnić ewentualne nieścisłości — dodał, patrząc przy tym na pozostałych członków grupy. Zupełnie, jakby spodziewał się, że komuś innemu mogłoby strzelić do głowy strasznie urzędników.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Smocza krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz