3. Ruan Yun

5 1 0
                                    

Wioska Niebieskiego Smoka, 228 lat temu

Słońce niemiłosiernie paliło i sprawiało, że Ruan Yun nie potrafił ani na moment skupić się na treningu. Jego siostra, Ruan Mei, wykrzykiwała do niego kolejne polecenia, które starał się wykonywać z, jak dotąd, marnym skutkiem.

— Może skończymy już na dziś, co...? — wysapał, gdy dziewczyna zarządziła przerwę. Na jej twarzy również perlił się pot, ale w przeciwieństwie do brata nie wyglądała na zmęczoną. Posłała mu krytyczne spojrzenie, kiedy odbierał od niej manierkę z wodą.

— Dobry wojownik powinien starać się przekraczać swoje limity — stwierdziła ozięble.

— Rozsądny wojownik wie, kiedy lepiej się nie przeforsowywać, żeby nie skończyć z udarem — odciął się, na co Mei zareagowała prychnięciem. Koniuszki jej długich, spiczastych uszu zaczerwieniły się ze złości. W innych okolicznościach pewnie by się skruszył. Tym razem jednak był wykończony długim, intensywnym treningiem i żarem lejącym się z nieba i zachodził jedynie w głowę, jakim cudem, do jasnej ciasnej, Mei nie było gorąco w rozpuszczonych włosach. Przyglądał jej się przez chwilę, skupiając wzrok na długich, atramentowo czarnych falach spływających siostrze po plecach, ale nie potrafił znaleźć odpowiedzi na nękające go pytanie.

Pociągnął łyk z manierki.

— Jesteś do tyłu z materiałem i za wolno się uczysz — wypomniała mu Mei.

Chłopak skrzywił się, kiedy to usłyszał. Minęły trzy miesiące od Ceremonii Wyboru; trzy miesiące odkąd został kolejnym Niebieskim Smokiem i jak dotąd rezultaty, jakie osiągnął w trakcie treningów, mógł w najlepszym przypadku nazwać miernymi. Nieźle zaczynał radzić sobie z władaniem bronią, ale treningi wytrzymałościowe i medytacje były dla niego trudne. Największym problemem było jednak coś innego. Rodzina oczekiwała, że do końca następnego miesiąca uda mu się opanować w stopniu biegłym posługiwanie się smoczą mocą. A jeśli istniało coś, do czego Yun nie miał ani krzty talentu, była to właśnie magia.

— Staram się, jak mogę, Mei — odezwał się cicho.

— Musisz starać się bardziej, jeśli chcesz bronić tej wioski i żyjące tu elfy — ucięła krótko. Odwróciła się do niego plecami i zabrała się za sprzątanie poletka treningowego. Najwidoczniej uznała, że tym razem odpuści i nie będzie przyciskała brata dalej do pracy. A przynajmniej nie dzisiaj, kiedy już za kilka godzin miały się rozpocząć obchody Nocy Niebieskiego Ognia, najważniejszego festiwalu ku czci smoczego boga Xiăngléia.

Yun westchnął cicho i bez słowa zaczął pomagać siostrze. Pracowali w milczeniu i chociaż ich relacje od dawna nie były ciepłe, po Ceremonii Wyboru pogorszyły się jeszcze bardziej. Mei chowała wobec niego urazę i nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że nie miał wpływu na decyzję Xiăngléia, nie potrafiła wybaczyć bratu, że sprzątnął jej sprzed nosa rolę, do której była szkolona i przygotowywana przez całe swoje życie. Yun nie winił jej za to. Gdyby mógł, bardzo chętnie odstąpiłby siostrze miejsce. Sęk w tym, że jedyną drogą do rozwiązania jego więzi ze smokiem była śmierć chłopaka, a nawet ona nie gwarantowała, że Xiăngléi wybierze wówczas jako swoją spadkobierczynię Mei. Poza tym samemu Yunowi nie spieszyło się do tego, aby umrzeć.

Kiedy udało im się uprzątnąć pole treningowe, ruszyli w kierunku wioski.

— Więc... jakie masz plany na dzisiejszy wieczór? — zagadnął. Próbował w ten sposób choć trochę rozładować napięcie. Naiwnie wierzył, że może rozmowa o Nocy Niebieskiego Ognia pomoże Mei się rozluźnić. Dziewczyna łypnęła podejrzliwie na brata i przez bardzo krótką chwilę Yun miał wrażenie, że zignoruje jego pytanie.

Smocza krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz