The blood we bleed

201 10 4
                                    

Harry's POV

Ulice pokrywała gruba warstwa śniegu, który zresztą padał. Panowała cholernie niska temperatura.

W dłoni trzymałem butelkę wina. Nawet nie lubię wina, ale tylko po nim między mną a moim chłopakiem coś skrzy.

Szedłem do domu spokojnym krokiem, bo wiedziałem, że Draco jest tam kompletnie sam i też nie spieszyło mi się, żeby znowu się z nim pokłócić.

Gdy w końcu wszedłem do naszego domu obrośniętego bluszczem, podałem mojemu ukochanemu szklaną butelkę.

Bez słowa zaniósł ją do kuchni i usłyszałem, że stawia ją na blacie. Ja za ten czas byłem zajęty zdejmowaniem płaszcza.

Wszedłem do salonu i mój blondyn już czekał na kanapie. Na stole stały dwa szklane kieliszki do wina. Zawsze czeka, aż to ja napełnię je alkoholem.

Nalałem do nich czerwonej cieczy. Wziął jeden kieliszek i upił łyk. Skrzywił się, ale mimo to kontynuował picie.

Obaj wiemy, że to wino smakuje jak najgorsze gówno, ale mimo to nadal je pijemy, bo to ono zapewnia tę iskierkę, której nam obu brakuje.

Kiedy już wypiliśmy po kieliszku, napełniłem naczynia jeszcze raz. W całkowitym milczeniu znowu je opróżniliśmy.

Kiedy chciałem napełnić je jeszcze raz, zaczął:

– Myślę, że już wystarczy.

– Na pewno? – odparłem.

– Tak. Już ci to mówiłem, ale mój ojciec też lubił za dużo pić.

– Nie jesteś taki, jak twój ojciec, Draco – powiedziałem cicho, kręcąc głową.

Patrzyłem na niego, ale on wbijał swój wzrok w swoje kolana albo pusty kieliszek, który trzymał w dłoni.

– A co, jeżeli ja właśnie chcę być taki, jak on? Może ja powinienem być taki, jak on? Wiesz, że zawsze chciał, żebym był dokładnie taki sam, jak on.

– Ale nie musisz być taki, jak on. Twój ojciec to jeden z najgorszych ludzi, jakich znam i wiem, że nie zaprzeczysz – odpowiedziałem.

– Wiem, ale nadal mam wyrzuty sumienia, że nie jestem taki, jak on by tego chciał i że...

– Jest tam, gdzie jego miejsce – wciąłem się niespodziewanie.

W końcu mężczyzna spojrzał na mnie. W jego oczach widziałem gniew, ale też smutek. Wie, że mam rację, ale ze względu na ojca i tego, co mu wpajano całe życie, po prostu musi się ze mną kłócić.

– To twoja wina. – mruknął.

– Co? To, że jest tam, gdzie być powinien? Że dostał to, na co zasługiwał?

– Tak! – uniósł głos – To twoja wina!

Zacisnąłem usta. Wie, że mnie tym rani i że mnie to boli, ale nie mogę tego po sobie pokazać. Muszę być idealny. Nie mogę być słaby.

– Sam mnie prosiłeś, żebym pomógł ci wsadzić go do Azkabanu! – też uniosłem głos.

– Co nie oznacza, że musiałeś się na to zgadzać! Dobrze wiesz, że nie wszystko, co robię, jest w porządku!

Milczałem, więc kontynuował:

– Mogłeś mnie powstrzymać!

Czułem łzy w moich oczach, ale nie mogłem pozwolić im wypłynąć.

– Sam mnie błagałeś, żebym cię nie powstrzymywał!

Zacząłem szybko mrugać, żeby pozbyć się łez z moich oczu. Nie mogę mu pokazać, że jestem słaby. On nienawidzi ludzi słabych, więc muszę być silny.

Z hukiem postawił kieliszek na stole i nawet zdziwiłem się, że kieliszek się nie rozbił pod wpływem siły, jakiej użył.

Wstał, więc ja też wstałem. Wciąż jest ode mnie te kilka cali wyższy. Jest ode mnie po prostu lepszy, a ja jestem ten gorszy.

Muszę zrobić wszystko, żeby być tak samo dobry, jak on, ale wiem, że nigdy nie będę wystarczająco dobry.

– Mogłeś mnie kurwa powstrzymać! – krzyknął, wyrzucając ręce przed siebie – Może wtedy moja matka by żyła!

Zgarnąłem swoją różdżkę ze stołu i czym prędzej pobiegłem na górę. Zatrzasnąłem za sobą drzwi pierwszego lepszego pokoju i rzuciłem zaklęcie zamykające.

Zaraz usłyszałem, jak wali w drzwi. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Spojrzałem na drzwi i wiedziałem, że jest po drugiej ich stronie.

– Otwórz to kurwa! – krzyknął.

Milczałem, czując coraz więcej łez na mojej twarzy. Szczerze? Już ledwo to znoszę.

– Spierdalaj! – odparłem, modląc się, by głos mi się nie załamał.

– Jak się do mnie do cholery odzywasz?!

Rzuciłem zaklęcie wyciszające, żeby nie mógł usłyszeć, jak płaczę. Za każdym razem tak to się kończy.

Traktujemy się twardo, ale za każdym razem nazywamy to miłością. Przywiązałem się do Draco, ale on jest toksyczny, a ja nie umiem od niego odejść, mimo że mnie cholernie rani.

Jest pięknym kwiatem, ale niestety różą, więc trzymanie go bardzo mnie boli. Nawet, jak go puszczę, to ból nie ustanie, bo krew nadal będzie wypływać z rany.

Jestem jednym z najbardziej popularnych mężczyzn w całej Anglii i to nadal nie jest dla niego wystarczające. Robię wszystko tylko po to, żeby go zadowolić.

Biorę udział w wywiadach i mówię tylko to, co on pozwala mi mówić. Oczywiście mówię, że nasza relacja układa się świetnie.

Regularnie uczęszczamy na przeróżne mecze Quidditcha, mimo że już od dawna sport mnie w ogóle nie interesuje. Mam wrażenie, że jego też on nie interesuje, ale musimy być "idealni".

Noszę tylko to, co on chce. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem na sobie coś, co sam wybrałem. To on wybiera mi wszystkie ubrania, a ja nie mam prawa głosu.

Pozwalam mu traktować się jak przedmiot, a mimo to nie jestem dla niego wystarczający i pewnie nigdy nie będę.

Robię wszystko, żeby tylko był ze mnie dumny, ale on tego nie dostrzega albo nie chce tego dostrzegać.

Jego ojciec zawsze wymagał od niego bycia idealnym i teraz Draco przenosi to na mnie, bo nadal ma potrzebę bycia "idealnym", mimo że jego ojciec już od kilku lat gnije w Azkabanie.

Ludzie są ze mnie dumni i doceniają to, że tak często udzielam się w mediach. Ale ja nie jestem pewien, czy aby na pewno jest to przeznaczone dla mnie.

Czuję, że nie zasługuję na całe to wielkie zainteresowanie moją osobą. Oni zresztą nie widzą, z czym muszę się mierzyć.

Zostałem synem mojego ojca tak, jak Draco tego pragnął, żebym był. Pragnął, żebym był obrzydliwie popularny i żebym łatwo dawał się ponieść emocjom, przez co łatwo byłoby mną manipulować.

Ale to wszystko moja wina, którą Draco poniesie. On to wszystko zaczął i to moja wina, że pozwoliłem mu to kontynuować.

Teraz już jesteśmy odrobinę starsi, ale też bardziej twardzi dla siebie nawzajem. Mimo wszystko nadal nazywamy to miłością.

Zastanawiam się, czy nadal potrzebuję jego miłości, bo to jednak jego wina, którą ja ponoszę.

Coraz więcej łez spływa po moich policzkach i mój oddech staje się coraz bardziej nierówny, gdy słyszę, jak on nadal wali w drzwi, ale kompletnie nie docierają do mnie jego słowa.

𝐁𝐞𝐬𝐭 𝐝𝐚𝐲 𝐨𝐟 𝐦𝐲 𝐥𝐢𝐟𝐞 // 𝐝𝐫𝐚𝐫𝐫𝐲 𝐨𝐧𝐞 𝐬𝐡𝐨𝐭𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz