Rozdział 20 - Franek

727 96 3
                                    

- Widziałem, że podjechałeś dzisiaj motorem - przywitał się ze mną Przemek. - Fajna maszyna.

- Dzięki. Chciałem trochę inny, ale mąż mojej matki powiedział, że nic co nie jest włoskie nie będzie stało w jego garażu - zaśmiałem się. - A, że wtedy jeszcze z nimi mieszkałem. Poza tym, to on mi go kupił. Więc niewiele miałem do powiedzenia. Ale muszę przyznać, że fajnie się nim ściga.

- Ale na czterech kółkach wozisz się audi - zauważył. - I to całkiem niezłym jak na budżet studenta. Szczerze, to z samej nauczycielskiej pensji nie zarobiłbym na takie do emerytury - zaśmiał się.

- To akurat prezent od tatusia. Poza tym niemiecki wózek Gabriel jeszcze jakoś przełknął.

- Kim jest mąż twojej matki? - zapytał zaciekawiony.

- Gabriel Moj.

- O kuuurwa.

- Nom. Chociaż do mojej matki ma taką słabość, że pozwolił jej trzymać Hyundai'a w swojej stajni. Wprowadziła Tucsona obok legendarnej Złotej Gini, kazała zwracać się do niego per Tutek i zaznacza, że jeśli choć raz krzywo na niego spojrzy to kilka razy niechcący zarysuje mu jego lambo.

Przemek się roześmiał.

- Baby. Jaką my mamy do nich słabość. Co one z nami robią? - zapytał retorycznie.

- Ale ty też nie jeździsz byle czym - wspomniałem, bo nie raz widziałem jak parkował swoje BMW X5.

- W leasing brałem i to nie nowy. Trochę przechodzony.

- W leasingu?

- Szkołę dla koszykarskich młodzików prowadzę, lekcje indywidualne i przygotowanie do zawodów. A latem kursy żeglarskie na patenty. Nie wyżyłbym z pensji nauczyciela.

- To po co ci to? - wskazałem ogólnie na kantorek.

- Miłość. Moja żona uczy tu polskiego.

- Serio? To jak w piosence Kazika - zaśmiałem się. - Nauczyciel od wuefu podał pani od polskiego - zacytowałem.

- No prawie tak było - zaśmiał się. - Dobra chodź, zaraz zaczynamy. Pogramy sobie w kosza z chłopakami z trzeciej B.

***

Dzień kończyliśmy lekcją klasy Mai. Po sprawdzeniu obecności Kaczmarek zadał dziewczynom pytanie.

- Czy moja żona, a wasza wychowawczyni przekazała wam wiadomość że musimy przesunąć nasz wyjazd na Niegocin? Pan Borysowiak się rozchorował i ma dłuższe zwolnienie.

- Jest jeszcze szansa, jeśli znajdziemy innego ratownika - wyrwała się Ola.

- Musiałby mieć jeszcze patent żeglarski - przypomniał jej Przemo. A ja nie wiedziałem o jakiej wycieczce mówią. Maja nic mi nie wspominała.

- Znamy taką osobę - kontynuowała dziewczyna. Zauważyłem, jak Maja uszczypnęła Olę i niemo kazała jej milczeć. O co jej chodziło?

- Znasz taką osobę? - zaciekawił się nauczyciel.

- Oczywiście i pan też. Auć! - krzyknęła, kiedy Maja wbiła jej w rękę paznokcie.

- Kogo masz na myśli? - zmrużył oczy.

- Pana Franka.

- Masz patent żeglarski i legitymację ratownika? - zdziwił się Przemek.

- Ale nie mam uprawnień na opiekuna wycieczek szkolnych - dodałem.

- Tych mamy w komplecie, brakowało nam wykwalifikowanego ratownika i kogoś kto poprowadzi ze mną żaglówkę i motorówkę.

- Kiedy? - zapytałem.

Pan Ratownik Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz