Rozdział 42 - Majka

686 105 13
                                    

Oczywiście w nocy nie zmrużyłam oka. Nawet po smsie od mamy Franka, że operacja się udała. Napisała, że to było proste złamanie bez odprysków, ale około pięciu tygodni będzie miał nogę w gipsie.

Z domu wyszłam już po siódmej, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Do szpitala szłam pieszo, ale i tak byłam za wcześnie, więc usiadłam na ławce przed szpitalem czekając aż skończy się obchód. Po chwili przyszedł sms.

Posejdon: Śpisz rusałko? Zadzwoń jak się obudzisz.
ja: Jestem przed szpitalem. Daj znać jak będziesz po obchodzie.
Posejdon: Wlatuj na górę, pszczółko. Przyfruń do mnie. Stęskniłem się.

Wjechałam windą, ale oczywiście nie wpuszczono mnie na oddział, więc siedziałam na korytarzu.

Posejdon: Skrzydełka odpadły i wdrapujesz się po ścianie? Nie widzę mojej pszczółki.
ja: Nie wpuścili mnie. Czekam na korytarzu.

Nie minęło dużo czasu zanim usłyszałam jakieś hałasy i nawoływania pielęgniarek. Wstałam, aby przez szybę w drzwiach zobaczyć co się działo.

- Co pan wyprawia! Nie może pan chodzić przed obchodem. Dopiero jak lekarz pozwoli. W nocy miał pan operację - krzyczała pielęgniarka do skaczącego o kulach Franka.

- Idę otworzyć mojej dziewczynie - odparł i zgrabnie ją wyminął. - Szpital ma leczyć, a moim lekarstwem jest moja dziewczyna - pokicał jak gdyby nigdy nic w stronę drzwi wejściowych na oddział. Otworzył je.

- Koczowałaś tu całą noc?

- Nie. Dlaczego? - weszłam na oddział.

- Wyglądasz jakbyś w ogóle nie spała.

- Bo nie spałam.

- Uczyłaś się? - zakpił

Nie odpowiedziałam. Posłałam mu znaczące spojrzenie i weszłam za nim do sali. Gdy usiadł na łóżku zabrałam mu kule i oparłam je o ścianę między łóżkiem a szafką.

- To co robiłaś całą noc, jeśli się nie uczyłaś co? Chyba nie myślałaś o mnie? Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś przeze mnie nie zdała matury - teatralnie złapał się za serce.

- Przepraszam, okey - usiadłam na krześle. - Chciałam... Chciałam ci zrobić niespodziankę, chciałam spędzić z tobą czas, chciałam... - westchnęłam. - A wyszło zupełnie nie tak. Sprowadzam same kłopoty. Przeze mnie straciłeś koncert i zostałeś uziemiony na kilka tygodni.

- Nie ma tego złego, pszczoło. Ty się pouczysz do matury, bo ja nie będę cię nachodził w najbliższym czasie, a i ja nadgonię trochę do magisterki. Widocznie tak miało być.

- Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytałam wstając i poprawiając mu poduszkę.

- Skocz mi do Maka po kanapkę i kawę. To co du dają to jakaś masakra. Zaczekaj, dam ci kartę.

- Przestań, stać mnie na śniadanie w Maku.

I tak spróbował wstać z łóżka. Źle stanął i się przewrócił.

- Franek! - próbowałam pomoc mu wstać.

- Zostaw - wysyczał przez zęby. - Dam radę sam.

- Wiem, że dasz - powiedziałam łagodnie. - Chciałam ci tylko pomóc.

- Ty już mi lepiej nie pomagaj.

No tak. Miał rację. Miał prawo mieć do mnie żal. Zabolało. Mocno. Zbladłam.

- Majka. To nie tak miało zabrzmieć - próbował się poprawić widząc moją minę.

- Przyniosę ci to śniadanie - wyszłam.

Pan Ratownik Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz