Rozdział 48 - Franek

607 107 13
                                    

No to myślałem. Kolejne dwa dni i dwie prawie bezsenne noce. A co jeśli już było za późno? Kim by koleś, który śmiał oznaczyć moją Majeczkę? Nie dawało mi to spokoju. Musiałem się tego dowiedzieć. I musiałem porozmawiać z Majeczką. Zapewnić ją, że nawet jeśli nie będzie chciała do mnie wrócić to zawsze będzie mogła na mnie liczyć. Jak będę sprawny oczywiście. I jeśli ten mój - pożal się Boże - następca ją skrzywdzi to będzie miał ze mną do czynienia.

Był piąty maja. Musiałem się z nią zobaczyć. Dać jej prezent. I nie tylko ja. Marysia na pewno też by chciała złożyć jej życzenia. A przy niej, Maja nawet jakby była wkurwiona jak rozzłoszczona pszczoła, przy młodej się pohamuje i mnie oszczędzi. I to był mój plan.

Wystarczyło rano zadzwonić do Antka, żeby nakręcił Mary, aby ta namówiła mamę, żeby do mnie przyjechały. To było proste. Po kwadransie zadzwoniła mama, czy może przyjechać do mnie z Marysią. Zgodziłem się i powiedziałem, żeby wzięła pisaki, to pozwolę jej pokolorować mój gips. Następnie prezent dla Majki postawiłem na środku stołu.

- A co to jest, Flanek? - Okruszek połknęła haczyk.

- Prezent.

- Dla mnie? Cy dla mamy?

- Dla Majki.

- Majka ma ulodziny? - jadła mi z ręki.

- Tak.

- O której do niej idzies? Mogę iść z tobą? Mogę? Plooosę....

- Jeszcze nie wiem czy do niej pójdę. Trochę się pokłóciliśmy i nie wiem czy nadal mnie chce zaprosić.

- Musimy tam iść, Flanek. Musimy. Tylko... Ja nie mam plezentu - zmartwiła się.

- Wzięłaś pisaki, prawda? Narysuj jej obrazek. Wiesz gdzie są kartki - wskazałem drzwi do środkowego pokoju.

Wystrzeliła jak z procy.

- Wiem co kombinujesz - mama nie dała się wychujać. - Nie tak cię wychowałam.

- Nie wiem o co ci chodzi - odparłem atak.

- Nie kłam mi. Jeśli Marysia wróci zawiedziona i zapłakana to, tak cię kopnę w dupę, że ci gówno zęby wybije - wysyczała. - Przemyślałeś to sobie? Jeśli Marysia zobaczy ją z innym chłopakiem? Na pewno będzie chciała wejść do środka. Czy ty mógłbyś pomyśleć też o kimś innym niż o sobie?

Dobra. Może faktycznie mój plan nie był taki krystaliczny jak mi się wydawało na początku, gdy tworzyłem go w swojej głowie.

- A może jej nie będzie? Może spędza urodziny z tym nowym chłopakiem?

- Nie spędza - do salonu wszedł Kuba machając telefonem jak słoń jajami. - Mogą jechać. Lena mi napisała. Zaraz ich zawiozę, ciociu.

- Nie masz folekika. Ja pojadę - mama chciała nadal mieć kontrolę.

- Mam auto w automacie nie potrzebuję lewej nogi - przypomniałem.

- Mimo wszystko nie pojedziesz swoim autem. Nie z nogą w gipsie.

- To ja poprowadzę - powiedział Kuba. - I tak jadę do Leny.

- Mam jus kaltkę - do salonu wbiegła Marysia. - Posadź mnie tu - wskazała na hoker przy wyspie.

***

Zatrzymaliśmy się pod kliniką.

- Na co cekamy? - zapytała Marysia.

- Aż twój brat się ogarnie.

- Przecies jest ogalnięty. Nawet się ogolił i wypelfumował.

- Maryś, daj mi chwilę, ok?

Pan Ratownik Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz