Rozdział 49 - Franek

1K 111 30
                                    

Obiad z jej rodziną przebiegł w zaskakująco miłej i luźniej atmosferze. Nikt nie litował się nad moją nogą. Mało tego, każdy gratulował mi refleksu, odwagi, zimnej krwi i dziękował za uratowanie Majki. Ona sama co chwilę posypała mi ukradkowe spojrzenia.

Marysia zjadła obiad u Leny, ale Kuba chciał już zamoczyć, więc przyprowadzili młodą po godzinie na obiecanego torta, a sam się zmył. Przy stole po raz kolejny okazało się, że mój plan zabrania mniejszego Emememsa jako buforu łagodzącego, nie był do końca przemyślany.

- Maja, wybacyłaś już Flankowi, ze był głupi? - zapytała luźno, jak gdyby nigdy nic, między kolejnymi kęsami ciasta, dyndając beztrosko nóżkami.

Wszystkie oczy nagle kierowały się na nas, a w zasadzie na mnie, i zrobiło się niezręcznie cicho.

- A dlaczego Maja miała coś wybaczać Frankowi? - zapytał zdziwiony Andrzej.

- Nie wiem - młoda wzruszyła ramionami. - Ale Flanek długo zastanawiał się cy tu psyjsć. Bał się, ze Maja go nie wpuści. Siłą go tu psyplowadziłam.

- Mieliśmy małe nieporozumienie - Majka zaczęła wybawić mnie z opresji.

- Psyjęłaś plezent - zauważyła wskazując na bransoletkę na nadgarstku mojej pszczółki - cyli jus jest dobze? - ciągnęła.

- Chyba tak - Maja posłała jej ciepły uśmiech, a następnie powtórzyła go do mnie.

- Cyli znowu się kochacie?

Czy byłoby wielkim nietaktem gdybym ją teraz zakneblował?

- Jedz torta, Mary - poprosiłem grzecznie.

- Pseciez jem. Nie mozna jeść sybko, zeby bzusek nie bolał, zapomniałeś?

- Tak, masz rację. Dlatego też nie mówi się przy jedzeniu.

- Nie mówi się z pełną buzią. Psy jedzeniu mozna. A ja mam pusto w buzi, widzis? - otworzyła szeroko buzię demonstrujac zdrowe uzębienie, po czym wzięła kolejny kęs.

- Zamknij paszczę, Mary.

- Zamknij pascę, bo ci nascę - zrymowało chuchtsjąc się sama z siebie i wzięła widelczyk do ust.

- Maryśka - warknąłem. - Zachowuj się.

- No co? Ty tak mówis.

- Nie przy stole - powiedziałem przez zęby.

- Okej, pseplasam. To jak jest? Wybacyła ci? Mama zawse wybaca tatusiowi głupstwa, jak on mówi, ze ją kocha najbardziej na świecie. Ty tes kochaś Majkę najbardziej na świecie?

Wszystkie oczy, poza majkowymi wpatrywały się we mnie. Jej patrzyły tępo w talerz. No przecież, nie wypalę z takim tekstem przy wszystkich. Przy niej samej się boję, a co dopiero przy widowni jak w hali kongesowej.

- Wszystko jest w porządku, Maryś. Nie musisz się martwić - zapewniłem siostrę, Majkę i wszystkich przy stole.

- No, ja myślę - rzekł Andrzej bacznie na mnie patrząc.

- Bo oni się mocno kochali kiedyś, wie pan? U babci Klysi. W nocy Flanek tsymał Maję za cycka. Gołego! Pod kosulką. Tak jak tatuś mamusię. Widziałam na własne ocy! To jest plawda.

Matka Mai zadławiła się ciastem, ciotka zakrztusiła herbatą, babce spadł widelec, druga babka się przeżegnała, a dziadek wylał kawę. Ciotka Mai patrzyła na Marysię z otwartą buzią, jej ojciec właśnie zabijał mnie wzrokiem, a Miki i Olek wybuchnęli śmiechem.

- Telas tes ją tsymaleś za cycka? - zapytała niezrażona niczym moja siostra. - Dlatego musiałam być z Kubą u Leny?

Zabić ją to mało.

- Marysiu, na nas już pora - próbowałem wstać od stołu.

- Dokąd?! - warknął ojciec Mai.

- Andrzej! - przystopowała go żona.

- Marysiu - Andrzej ponownie złagodził ton do mojej siostry, ale uśmiech, który posłał mi przypominał uśmiech szatana. - Może powiesz nam coś jeszcze? Co się działo u babci Krysi? - Niby mówił do niej łagodnie, ale to mnie właśnie zabijał spojrzeniem. Wręcz czułem jak łamał mi nogę drugi raz.

- Nie ważne, Andrzej. Już nie bądź taki ciekawski - wujek Zbyszek próbował mnie uratować, ale widać było, że miał ubaw po pachy.

- Jak bałam się potwola, to Maja pozwoliła mi z nimi spać.

Uff, zaczęło już iść w dobrym kierunku.

- Ale zanim mnie zauwazyli to się całowali. Mocno! - zaczęła opowiadać z eksytacją. - Ale byli zmęczeni i sybko ściągali z siebie ublania i nieładnie je rzucali na podłogę. Mamusia zawsze mówi, że ublanka tseba odkładać na ksesełko, a oni nie mieli jus siły i sybko nimi rzucali.

- Chcieliśmy szybko przebrać się w piżamy - próbowałem się wybielić, bo Andrzej zrobił się już fioletowy na twarzy.

- Nie mieliście pizam. Mówiłeś, ze u babci jest ciepło i dlatego spaliście nago pielwsej nocy, gdy wam zlobilam lano niespodziankę. Nie pamiętas?

- Marysiu, a jak tam Chmurka? - Teraz to Maja próbowała zmienić temat.

- Dobrze. Zdlowa jest i kica. Wczoraj było ciepło i skakała w oglódku.

- Chmurka, właśnie - uśmiech Andrzeja nie zwiastował niczego dobrego dla mnie. - Marysiu może pójdziemy na dół do sklepiku i wybierzesz sobie smaczek dla swojego króliczka?

Osz ty fiucie przebiegły. A ja cię lubiłem. Wódkę piernikową specjalnie z Torunia wiozłem dla ciebie.

- Ani mi się waż, Andrzej! - Hania wkroczyła do akcji. - Przypomnij sobie co robiłeś w ich wieku! I nie wykorzystuj w tak przebrzydły sposób małej dziewczynki!

- Mogę pójść. Chmulka lubi smacki. Ale jak Chmulka dostanie smacka to Poli będzie się smucić, ze on nie dostał. Mama zawse kalmi Poli i Chmulkę.

- A kim jest Poli?

- Mama tak nazwała taty ptaka - odpowiedziała grzecznie Marysia.

Towarzystwo spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Poli to ara ararauna - wyjaśniła Maja.

- Dobrze, dla papugi też coś znajdziemy.

- Potem, Andrzej. Teraz daj dziecku zjeść w spokoju. A smaczki dla zwierzaków Maja poszuka później.

Przez resztę czasu rozmowy toczyły się już w zwyczajnym rytmie jednak cały czas czułem na sobie palące spojrzenie starego Lisa. To znaczy Liska.

Po dwóch godzinach zadzwonił Kuba i wybawił nas z opresji, mówiąc, że na nas już pora. Wyszliśmy przez klinikę. Marysia zaopatrzona w przysmaki dla swoich pupili pobiegła pokazać je Kubie. Mieliśmy z Mają chwilę dla siebie. Zgarnąłem ją ramieniem, przycisnąłem z całej siły do torsu i wdychałem zapach jej włosów. To było uspokajające i dodawało mi energi. Maja obięła mnie w pasie i wtuliła się we mnie ciepłym policzkiem.

- Przygotuj się na spokojnie do matury. Dzwoń to przyjadę gdy będziesz chciała. Lub sama przyjedź. Nie będę ci przeszkadzał, ale będę. Zawsze - przyłożyłem usta do jej głowy na dłuższą chwilę i ponownie zaciągnąłem się jej kwiatowym zapachem.

- Frani...

- Hmm?

- Zadzwonię jutro - uniosła głowę, spojrzała na mnie tymi ciepłymi, bursztynowymi oczami. - Dziękuję - wspięła się na palce i przyłożyła swoje usta do moich i ponownie się we mnie wtuliła.

- Majeczka...

- No - spojrzała na mnie w oczekiwaniu.

Dlaczego tak trudno było mi wypowiedzieć te dwa słowa. Czego się bałem?
Weź się w garść, Kowal.

- Będę czekał na twój telefon - stchórzyłem.

Pan Ratownik Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz