Życie szesnastoletniej Natalii zamieniło się w koszmar. Miała szczęśliwą rodzinę: ojców i brata, dobrze radziła sobie w szkole i miała wspaniałego przyjaciela. Wszystko zmieniło się tego jednego dnia po powrocie ze szkoły, gdy w swoim salonie zastał...
- No Natalia wyglądasz dziś wyjątkowo opium. - powiedział mój przyjaciel, Playboi Carti, opierając się o swoje BMW. Przyjechał po mnie do szkoły bym nie musiała jechać tą zaplutą 104 do Karpacza.
Przyjaźniliśmy się już od 2 lat. Dzieliło nas może 11 lat różnicy, lecz Jordan zawsze cytował mi Lolitę: "Jestem od ciebie starszy, ale ty szybciej się rozwinęłaś, więc różnica wieku się nie liczy". Oboje byliśmy opium i to było podstawą naszej przyjaźni. Nawet nie przeszkadzało mi bardzo to, że jest czarny.
- Ciocia Natalia kupiła mi new rocki, jest najlepsza!
Wyglądałam tak:
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
- No to mega, a teraz wsiadaj pojedziemy pograć w simsy w hotelu. - uśmiechnął się szelmowsko, ukazując swoje złote zęby.
- Nie dzisiaj, jako jedyna kobieta w domu muszę posprzątać, bo babcia robi u nas imieniny w weekend. Mamy więcej miejsca, a więcej miejsca to więcej księży, wiesz jak jest. Nigdy za dużo obrażania ludzi młodych, homoseksualistów, kobiet, kolorowych włosów oraz...tak ogółem wszystkich oprócz kościoła.
- Damn bitch, a liczyłem już na dobrą zabawę. I tak byś była moja za lego Koloseum. - powiedział, a ja jedynie przewróciłam oczami i wsiadłam do auta.
Odwiózł mnie do domu robiąc oczywiście dużo wruum tą bestią.
Wysadził mnie w tym zaplutym Karpaczu. Miałam dość tego miejsca i chciałam jak najprędzej się stąd wyprowadzić. Zresztą kto by chciał mieszkać w Karpaczu? Gorsze już są tylko Kowary.
Jordan odjechał z piskiem opon, aż się kurzyło za nim, a ja weszłam do domu. Było wyjątkowo cicho jak na ten dom wariatów. Ojcowie nie pracowali, bo byli bogaci, więc spędzali cały czas demolując nasze miejsce zamieszkania. Lecz teraz było cicho. Z salonu dochodziły jedynie dwa ciche głosy i to na pewno nie taty Tae i taty Kooka, ani mojego brata Bartka.
Weszłam więc do salonu, który okazał się jedną wielką demolką. Śmierdziało w nim marihuaną, a na stoliku kawowym stał wielki bongos, popielniczka i 2 kalafiory. Na kanapie leżała zjarana ciocia, właściwie teraz wujek Nikola. Na fotelu obok siedział jakiś brunet w okularach przeciwsłonecznych, na oko 2 razy starszy ode mnie.
- Co się dzieje ciociu? Gdzie są moi ojcowie? - zapytałam przerażona tym co zastałam - I kim jest ten obcy pan?
Ciocia obróciła się spokojnie w moją stronę i usiadła. Wzięła bucha marihuany, potem zapaliła papierosa. Patrzyłam na nią osłupiała. Co się tu odkurwiało?
- Kochaniutka, spokojnie. Tae i Kook pojechali do Paryża robić...cokolwiek co wilkołak i schizofreniczny Francuz mogą razem robić w Paryżu. A tego pana powinnaś znać.
Mężczyzna zdjął okulary przeciwsłoneczne i poznałam wtedy jego tożsamość. To był...Taco Hemingway. Co robił Taco Heminway z moją zjaraną ciotką piłkarzem w moim domu?