Prolog.

46 4 1
                                    

Młoda femie biegnie spośród strzał przed siebie.  W swych optykach ma łzy z oleju.

Dotrzeć do arki, dotrzeć do arki....

Myśli cały czas o tej jednej rzeczy. Chce tam się dostać, jak najszybciej.  Huki, strzały, terror, krzyki....to wszystko jest wokół niej. Ledwie uchodzi ze swym życiem.  Chce uciec od tego zdarzenia. Nie, nie może uciec od tego zdarzenia. Jej planeta umiera przez inną sąsiednią frakcję. Słyszy krzyki. Krzyki iskiereczek. Zatrzymuje się i zmienia kurs. Jej instyk matczyny mówi jej, że trzeba zawrócić i zabrać ze sobą te maluchy.  Biegnie ku odgłosów. Ona je słyszy. Ona chce je ratować w takiej okropnej sytuacji.  Biegnie niczym natchniona i przeskakuje nad martwymi ciałami tych, którzy już dawno upadli.  Dochodzi do pewnej w ruinach uliczki, która już przypominała  puste pole do ataku. Spod gruzów młoda femie słyszy płacz. Zaczyna szukać  iskierki, gdy nagle coś nadlatuje z nieba. Zanim się zorientowała z nikąd pojawiła się większa od niej samej sylwetka mecha, który był zasłonienty  długą , ubrudzoną od kurzu  peleryną. Od nich z dala można było usłyszeć, że donośne Huki robotycznych samolotów bojowych. Mech odwrócił się do femie. Ona wiedziała dobrze, kim on jest.  Wokół nich zapadła poważna cisza. Jakby dla nich nie istniała wojna pomiędzy frakcjami.  Mech spojrzał swymi czerwonymi ślepiami na  niższą od niego femie.  Obaj spojrzeli na swe optyki.  Femie uśmiechnęła się smutno.  On odwzajemnił jej uśmiech. Ten moment trwał krótko. Mech zdjął  ze siebie pelerynę i zawiesił ją na ramiona femie. Z ukrycia wyleciał do nich strzały. Z przerażenia mech zaczoł krzyczeć.   Z boku wyskoczyła autobotka, która schowała tamtą dwójkę pod tarczą.  Zaczęła zdyszany głosem coś mówić.  Po momencie, ruszyła z swym mieczem na wroga. Jej wyraźne błękitne oczy, same dały to  do zrozumienia, że zadzierają z nie własciwym botem. Mech popchnął mniejszą femie w przeciwną stronę i nakazał, aby ona biegła.  Ona biegła ile dała radę.  Nad nią latały samoloty bojowe kierujące się w stronę  mecha i  autobotki.  Femie biegła nie oglądając się za siebie. Weszła w jakieś ruiny i zasiadła. Po czym wstała i ruszyła biegiem dalej. Za niej wyskoczyły strzały. Przed nią, parę metrów dalej zaczeła startować arka z uratowanymi.  Zdesperowana bardziej się rozpędziła. Arka zaczeła się unosić do góry.  Femie w pelerynie wyciągnęła przed siebie rękę i ją rozkładając z ziemi wydobył się wielki, świecący się gdzie nie gdzie fioletowy kolec, który pod kontem mógł służyć jako most.  Femie skoczyła na niego i z rozpędu chwyciła się końcami swych szpiczastych palców, arkę. Ale poczuła, że zamiast lecieć do góry, zaczzeła spadać z ogromną szybkością. Puściła się arki i zawisła w powietrzu na swych metalowych skrzydłach, które je unosiły. Znizyła lot i poleciała do rozbitej arki. Nikt z autobotów nie przetrwał. A odłosy kroków  conów słychac było donośnie.  Schowała się we wraku arki . Milczała przez, jakiś czas ,do puki nie poczuła się bezpieczniej.   Kiedy wiedziała, że niebezpieczeństwo minęło, weszła do poturbowanego głównego panelu sterowania. Całość była dosyć zniszczona, lecz druga część była cała. Femie poklikała parę przycisków na panelu sterowania i po chwili arka się uruchomiła, donośnym, słabym swiatłem.   Wzieła do swych dłoni  stery i delikatnie nimi poruszając uniosła maszynę do góry. Zadowolona, z błyskiem w swych błekitnych optykach,  zaczęła mówić do swego komunikatora.

- Mamo?! Tato?! Zgłoście się . Uruchomiłam arkę. Podlece do was.
-....
- Mamo?! Tato ?!....

Lecz na pytanie femie odpowiedziała jedynie cisza.  Narażając siebie , poleciała Arką  do ostatniego pobytu swych rodziców. Lecz to co ujrzała, strząsło nią porządnie....

Transformers: Złodziejka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz