Rozdział 1

167 11 11
                                    

 Przez wejście do żłobka wpadały promienie ciepłego, porannego słońca. Ładny, miodoworudy kocurek czuł na głowie ciepło czyjegoś języka. Nie wiedział, kto to jest, ani jak wygląda cały świat, który go otacza, maluch nie zdążył jeszcze otworzyć oczu. Mimo to już wiedział, że uwielbia tą kotkę, która się nim opiekuję. Trochę tylko żałował, że jej jeszcze nie zobaczył.
 Nagle poczuł jak tuląca go kocica wstaje. Słyszał dźwięki mowy, ale były one dosyć stłumione, jeszcze niedokładnie wszystko słyszał.
 W pewnym momencie kocurek delikatnie otworzył oczka. Promienie słońca od razu zaświeciły mu prosto w oczy, przez co ponownie je zamknął. Dopiero po chwili odważył się znowu je otworzyć. Zamrugał kilka razy, próbując lepiej przyzwyczaić się do światła. Już po kilku chwilach wstał chwiejnie na swoje - jak na razie - króciutkie łapki. Spojrzał na dwa zwinięte w kłębki kociaki, był od nich trochę większy, zwłaszcza od brązowego kocurka, miodoworuda koteczka wyglądała, jakby miała prawie dorównywać mu rozmiarami. Obwąchał ich dokładnie, jeszcze spali. Zaciekawiony miejscem, w którym się znajduje zrobił kilka pozbawionych gracji kroków, rozglądając się przy tym po legowisku, kiedy nagle wszedł tam krwisto rudy kocur o bladoniebieskich oczach. Widząc kociaka uśmiechnął się do niego szeroko.

-Witaj, Miodku. - Miauknął do niego radosny. - W końcu otworzyłeś oczka, oh mój kochany synek, mój mały przywódca.

-Przywódca? - Kocurek spojrzał na niego pytająco.

-Chodź, wyjaśnię ci, synku. 

 Kocur ruszył w stronę wyjścia z legowiska, Miodek poszedł za nim, ciekawy tym, czego zaraz się dowie. W końcu ujrzał to, co jest poza żłobkiem. Jego oczom ukazała się kotlina pełna kotów, widział wielki kamień, dwie kotki jedzące razem mysz, a także małą, szarawo-błękitną koteczkę z czarną końcówką ogona, bawiącą się kulką mchu.

-To jest nasz klan. - Zaczął mówić jego ojciec. - Cieszę się, że w końcu mogę ci go pokazać i powiedzieć o twoim przeznaczeniu?

-Przeznaczeniu? - Maluch nadal nie do końca rozumiał, o co mu chodzi.

-Widzisz, Miodku. - Mówił kocur. - Nasz klan to nie tylko ta kotlina, czyli nasz obóz, ale też te wszystkie koty, które tu widzisz. W klanie każdy ma swoją rolę, ale tylko jeden kot może być przywódcą. Przywódca dba o klan jak nikt inny, jest odważnym wojownikiem. A kiedyś, kiedy będziesz już dorosły, to ty staniesz się przywódcą.

-Naprawdę?! - Kocurek spojrzał na ojca jednocześnie radosny i zdziwiony. - A skąd wiesz?

-Widzisz, twoja matka, Jelenia Jaskinia. - Krwawa Pieśń rozpoczął swoją opowieść. - Kiedy miała urodzić ciebie i twoje rodzeństwo była bardzo osłabiona. Nie dała sobie rady. Umarła, ale powróciła z Klanu Gwiazdy po to, żeby dać imię tobie, tylko tobie i nazwać cię przywódcą. To był znak, że naprawdę kiedyś nim zostaniesz.

-Krwawa Pieśni. - Do kotów podeszła stara kocica, jej krótkie, brązowe futro było postrzępione, a jej skórę zdobiły bliznę. Miodek przez chwilę się jej przestraszył, chciał jednak ją poznać, więc nie okazał tego po sobie. -Mówiłam ci już, że nie jesteśmy pewni, że to był znak od Klanu Gwiazdy, mogło po prostu wydawać ci się, że umarła za pierwszym razem i wcale "nie wróciła z Klanu Gwiazdy", lepiej nie rób maluchowi nadziei.

-Ja wiem swoje. - Burknął oburzony słowami medyczki wojownik. - Nie mówmy o tym. Przyszłaś zobaczyć jak mają się małe?

-Tak. - Odparła medyczka. - Widzę, że Miodek ma się świetnie, a zaraz zobaczymy jak ma się jego rodzeństwo. Chodź, możesz być przy badaniu.

-Może innym razem. - Powiedział kocur, po czym wstał. - Chodź, Miodku, pokażę ci obóz.

-A nie łatwiej poczekać, aż jego rodzeństwo też otworzy oczy? - Zauważyła staruszka. - Przy okazji wiedziałbyś, czy reszta twoich kociąt ma się dobrze, czy są zdrowe.

-Przecież i tak powiesz to Kameleonowemu Językowi. - Mruknął Krwawa Pieśń. - Ona mi najwyżej przekaże. Chodź, Miodku.

 Kocurek posłusznie podążył za ojcem, poszli w stronę środka polany, na którym była duża sterta ze zwierzyną.

-To jest sterta zwierzyny. - Wyjaśnił Miodkowi ojciec. - Zawsze, jak coś upolujemy odkładamy to tutaj.

-A mogę coś z niej wziąć? - Spytał z nadzieją kocurek. - Jestem głodny!

-Jesteś jeszcze na to za mały, ale jak jesteś głodny zaraz poszukamy Kameleonowego Języka.

 Miodek skinął posłusznie głową. Chciał zapytać się Krwawej Pieśni o coś jeszcze, zobaczył jednak sporego, szarego, pręgowanego kocura wchodzącego na ogromną skałę.

-Niech wszystkie koty, na tyle samodzielne, aby polować zbiorą się pod Wysokim Głazem na zebranie klanu. - Kocurek spojrzał na niego. Wielki kocur uśmiechnął się krótko do niego, po tym jednak jego pysk pozostawał bez wyrazu. 

 Miodek cały czas przyglądał mu się ciekawsko. Ale to super wygląda! - Pomyślał. - Fajnie byłoby wejść na tą skałę. Wtedy do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Zmierzył wzrokiem dosyć sporą z perspektywy kociaka stertę zwierzyny. Zaczął się powoli na nią wdrapywać. W końcu znalazł się na szczycie, przez chwilę zachwiał się, jednak udało mu się utrzymać równowagę. Tak naprawdę nie było to wysoko, jednak dla małego kociaka było to coś. Spojrzał na tłum kotów siedzący u podnóża skały, wypiął się dumnie i zawołał:

-Niech wszystkie... - próbował sobie przypomnieć słowa przywódcy klanu. - Niech wszystkie koty na tyle samodzielne, żeby polować przyjdą pod stertę zwierzyny na zabranie klanu! - Dźwięk jego piskliwego, kocięcego głosiku musiał dojść do zgromadzonych kotów, które od razu odwróciły się do niego. Kocurek chciał usiąść na stercie zwierzyny, kiedy jedna z myszy, akurat ta, na której stał spadła, a on razem z nią.

 Krwawa Pieśń ruszył w stronę syna lekko zakłopotany. Reszta klanu szybko znowu zwróciła uwagę na prawdziwego przywódcę.

-Nic ci nie jest? - Spytał trochę spanikowany kocur syna.

-Nie! - Odparł Miodek ogromnie podekscytowany. - Widziałeś! Byłem jak ten wielki kot na skale! Byłem przywódcą! Tak jak mówiłeś!

-Tak, byłeś przywódcą. - Wojownik zaśmiał się ciepło. - A ten "wielki kot na skale" to Patykowa Gwiazda, przywódca naszego klanu. A teraz chodź, mówiłeś, że jesteś głodny, pora coś zjeść.

-A nie mogę jeszcze raz zawołać klanu? - Zapytał z nadzieją w głosie kocurek. - Tym razem może przyjdą!

-Nie przyjdą, Miodku. - Wyjaśnił mu ojciec spokojnie. - Na razie jesteś za mały, żeby cię słuchali.

-No dobrze, rozumiem. - Odparł maluch, kiwając główką na znak, że wszystko jest dla niego jasne. - To możemy iść jeść?

-Możemy, możemy. - Krwawa Pieśń z ogromną delikatnością złapał syna za skórę na karku i zaniósł w stronę żłobka.

Wojownicy Nowela Dzieciństwo Miodowego SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz