Po jakimś czasie Miodek przebudził się. W legowisku nie było nikogo, tylko on i jego rodzeństwo. Spojrzał najpierw na wejście do żłobka, wpadało przez nie światło słoneczne, jednak bardzo nikłe, widocznie powoli dzień ustępował miejscu nocy. Kocurek podniósł się z posłania i obwąchał dokładnie dwa zwinięte w kłębki kocięta. Zarówno Czarnusia, jak i Jastrząbek nadal spali i nie otwierali oczu. Ile jeszcze mam czekać. - Skarżył się w myślach maluch.
Z nudów zaczął toczyć między łapkami kulkę mchu, wtedy do żłobka weszła Wężyczka.-No w końcu śpioch wstał! - Zachichotała. - Zaraz ceremonia Akacjowej Łapy, ale czekamy jeszcze, aż wróci z patrolu ze swoją mentorką.
-A kto jest jej mentorką? - Zaciekawił się maluch.
-Wilcza Przepaść. - Wyjaśniła błękitnoszara koteczka, a czarny koniuszek jej ogona drgnął. - Ej, Miodku, a to prawda, że będziesz przywódcą? - Spytała ni stąd, ni z owąd
-Krwawa Pieśń mówi, że tak. - Kocurek wypiął się dumnie. - A on by mnie nie okłamał, czyli zostanę! Powiedział, że Klan Gwiazdy mnie wybrał, i że moja mama umarła, żebym mógł się urodzić i być przywódcą, i że będę najlepszy w historii!
-Nie chcę psuć ci marzeń, ale raczej nie będziesz. - Odparła z lekko szydzącym rozbawieniem Wężyczka. - To tylko słowa jednego kocura, nie znaczą nic. Ja będę przywódczynią, wielką Wężową Gwiazdą! W końcu mój tata to też przywódca, jego ojciec był przywódcą, więc to u nas rodzinne.
-Okaże się! - Parsknął Miodek z ogromną pewnością w głosie, którą jednak szybko stracił, kiedy do legowiska wszedł ogromny, szary, pręgowany kocur. Jego pysk nie wyrażał żadnych emocji, był to ten sam kot, który stał na Wysokiej Skale, kiedy kociak próbował zwołać klan ze starty zwierzyny.
Czy jest na mnie zły? - Przeraził się kocurek. - Da mi jakąś karę? Zrobi mi coś?!
-Wężyczko, Kameleonowy Język cię woła. - Wielki, straszny kocur otarł się z delikatnością o pysk Wężyczki.
Czyli to jest jej ojciec. - Zrozumiał od razu maluch.
Koteczka posłusznie podreptała ku wyjściu ze żłobka, a następnie do swojej przybranej matki.-Witaj, Miodku. - Chociaż pysk wojownika nadal nie wyrażał żadnych emocji, jego głos był sympatyczny. Przysiadł on na mchu obok kociaka. - Jestem Patykowa Gwiazda, przywódca klanu.
Kocurek nie był pewien, co dokładnie ma zrobić, bał się drogę Patykowej Gwiazdy. Końcowo postanowił podejść bliżej i okazać mu szacunek, kłaniając się nisko. Niestety, potknął się przy tym o mech, przez co przewrócił się, upadając prosto na nos. Już miał się podnosić, kiedy poczuł, jak ktoś chwyta go za kark. Kocur delikatnie postawił go z powrotem na cztery łapki.
-Nie kłaniaj się. - Mruknął rozbawiony. - I nie ma czego się bać. Straszny jestem tylko dla naszych wrogów.
-Wrogów?
-Lisów, borsuków, kotów z innych klanów i najgorszych ze wszystkich - rozerwał pazurem leżący na ziemi liść - samotników.
-A dlaczego oni są tacy źli? - Spytał Miodek.
-Widzisz, lisy i borsuki to nasi wrogowie, ale są innego gatunku, nie mają naszej kociej inteligencji. Są po prostu mysimi móżdżkami, nie tak rozwiniętymi jak my, jedyne co robią, to walczą i zabijają, dlatego mamy z nimi tyle problemów. - Wyjaśnił. - Koty innych klanów...może są to koty gorszego sortu, ale nadal są wojownikami, mają kodeks, którego przestrzegają, tak samo, jak my. Ale samotnicy... - Ostatnie słowo wypowiedział z taką pogardą, jakby była to najgorsza możliwa obraza. - To nic, tylko kupy futra i pcheł bez jakiegokolwiek mózgu czy serca. Jedyne, czego chcą, to zabić każdego, kto żyje i będą próbować tak długo, aż im się nie uda, albo ty nie zabijesz ich.
CZYTASZ
Wojownicy Nowela Dzieciństwo Miodowego Serca
FanfictionNadszedł nowy, idealny przywódca, ale czy na pewno? Miodek - najstarszy syn Jeleniej Jaskini - według większości klanu... a może i jego wojowniczych przodków ma przed sobą niezwykłą przyszłość wielkiego przywódcy klanu. Jednak nadal jest to tylko ko...