Rozdział 7

126 10 37
                                    

 Słońce chyliło się ku zachodowi. Bracia porządnie się wybawili, siedzieli teraz w żłobku.

-To co, teraz robimy zebranie? - Spytał Miodek. - Lisek i Borsuczek nie śpią, Płowka poszła tylko zobaczyć jak ma się Sójcze Skrzydło, więc zaraz wrócą.

-Kto wspominał o nas? - Do żłobka weszła powolnym krokiem ładna, brązowo kremowa kotka, a za nią większy, brązowy kocur z oklapniętym uchem, które sprawiało, że wyglądał trochę zabawnie.

-Tylko dlatego, że z Miodkiem chcieliśmy zrobić zebranie i złożyć przysięgę. - Wyjaśnił Jastrząbek.

 Sójcze Skrzydło swoimi łagodnymi oczami spojrzał na trójkę kociąt. Na jego pysku widniał uśmiech. Bez słowa polizał każde z nich po głowie.

-Moje kochane dzieci. - Mruknął po chwili ciszy.

 Rudy kocurek wzdrygnął się lekko. Nie lubił, kiedy kocur tak go nazywał. Co prawda bardzo go szanował i uwielbiał spędzać z nim czas, ale nie chciał, żeby ten traktował go jak syna. Kameleonowy Język była jego przybraną matką, co w teorii sprawiało, że Sójcze Skrzydło jako jej partner był jego przybranym ojcem, Miodek jednak nie czuł się tak, jakby faktycznie nim był. W końcu jego prawdziwi ojciec - Krwawa Pieśń - żył. 
 Nie myśląc o tym zbyt długo postanowił nie ukrywać swoich uczuć i porozmawiać z wojownikiem.

-Sójcze Skrzydło, mogę coś ci powiedzieć? - Mruknął. - Na osobności.

-Jasne, Miodku. - Odparł sympatycznym głosem wojownik, po czym strzepnął ogonem. - Chodź.

 Kocury wyszły ze żłobka, kierując się w stronę wolnej przestrzeni za legowiskiem wojowników. Nie było tam wiele miejsca, ale na tyle, że zmieściłyby się tam dwa dorosłe, spore kocury, a nawet zostałoby jeszcze trochę miejsca na kogoś drobniejszego.

-Bo...wiesz... - Wydukał kocurek, nie chciał zranić uczuć wojownika. - No bo...

-Hej, możesz mi powiedzieć. - Sójcze Skrzydło polizał go po głowie. - Możesz powiedzieć mi wszystko, pamiętaj.

-Wiesz, Sójcze Skrzydło... - Zaczął kociak. - Bardzo, bardzo cię lubię. Jesteś super miłym wojownikiem i też bardzo cieszę się, że Kameleonowy Język to moja przybrana matka...ale...nie chcę, żebyś traktował mnie...wiesz...jak syna. Krwawa Pieśń żyje i to on jest moim ojcem...

 Brązowy wojownik milczał przez chwilę, przez co resztki pewności siebie Miodka zniknęły. Poczuł ogromne wyrzuty sumienia przez to, co powiedział.

-Przepraszam... - Pisnął cicho.

-Nie...nie szkodzi. - Odezwał się w końcu Sójcze Skrzydło. Nie wydawał się być zły. Jego głos był spokojny i przyjazny. - Cieszę się, że mi powiedziałeś, Miodku. I nie przepraszaj, trzeba mówić o swoich uczuciach, dobrze zrobiłeś. Rozumiem, co teraz czujesz i nie musisz się niczym przejmować. Nie jestem zły.

-Obiecujesz?

-Obiecuję. Wiesz, maluchu, ja też bardzo lubię spędzać z tobą czas.

-Chciałbym, żebyś był moim mentorem. - Powiedział maluch. - To byłoby świetne!

-Chyba nie ma na to szans, mały. - Mruknął wojownik. - Patykowa Gwiazda ma już dla was mentorów.

 Miodek spojrzał na niego ciekawsko. Jego wąsy drgnęły.

-Kogo?

-Żółte Futro dla Jastrząbka. - Zaczął mówił brązowy kocur. - Dla Czarnusi...dla Czarnusi chyba mówił coś o Toksycznym Liściu lub Sosnowej Igle.

-A ja? - Dopytywał maluch, zanim Sójcze Skrzydło zdążył dokończyć.

-A ciebie Patykowa Gwiazda chce wytrenować osobiście. - Dokończył wcześniejszą wypowiedź. - Mówił, że jest pewien, że kiedyś będziesz przywódcą klanu, więc chce mieć pewność, że będziesz idealnie wytrenowany, ale mówił też, że zrobi to tylko, jeśli na to zasłużysz. Czyli jeśli bardzo mu podpadniesz możesz stracić tą okazję.

-Mam nadzieję, że naprawdę zostanie moim mentorem!

 Sójcze Skrzydło uśmiechnął się ciepło do kociaka, chociaż jego oczy błysnęły zmartwieniem. Czyżby wcale nie chciał, aby przywódca całego klanu pioruna trenował miodoworudego kocurka?

-(*)-(*)-(*)-(*)-

Miodek siedział na stercie kamieni, którą kiedyś ułożyli w żłobku. Było to dla kociąt ważne miejsce, pełniące taką samą funkcję, jak Wysoki Głaz. Mieli dla niego nawet specjalną nazwę, a także zmienione wezwanie klanu.

-Niech wszystkie kocięta na tyle duże, żeby się bawić zbiorą się pod Stosem Kamyczków na zebranie! - Zawołał.

 Większość kociąt należących do klanu ruszyła w jego stronę. Każdy podczas zebrania kociąt miał określone miejsce. Lisek i Borsuczek siedzieli obok siebie w pierwszym rzędnie, tak, aby wszystko widzieli. Płowka zajęła miejsce kawałek dalej, obok nich. Jastrząbek siedział o długość mysiego wąsa za nimi. Co prawda brakowało Czarnusi i Zacienki, które jak zwykle gdzieś zniknęły.

-Jastrzębi Pazurze, podejdź! 

-Idę, Miodowa Gwiazdo. - Miauknął Jastrząbek, po czym podszedł do przodu.

-Dzisiaj mamy do wykonania dwie bardzo ważne ceremonie. - Ogłosił miodoworudy kocurek. - Najpierw pierwsza z nich. Jastrzębi Pazurze, po tym, jak rano zostałem przywódcą klanu pioruna, zapewne spodziewałeś się, że uczynię cię moim zastępcą! Jednak nie mam zamiaru tego robić. Dzisiaj razem za mną wyruszysz do Księżycowego Kamienia, Klan Gwiazdy da ci imię przywódcy i razem będziemy rządzić klanem!

-To dla mnie zaszczyt, Miodowa Gwiazdo! - Pisnął brązowy, łaciaty kociak. - Wyruszymy od razu?

-Jasne. Wrócimy jeszcze dzisiaj i zrobimy drugą ceremonię!

 Miodek zeskoczył ze stosu kamieni i stanął obok brata. Spojrzał jeszcze na zebrane kocięta.

-Wyruszamy! Pod naszą nieobecność klanem zaopiekuje się Płowe Pióro! - Ogłosił.

 Bracia wyszli ze żłobka.

-Gdzie będzie Księżycowy Kamień? - Zapytał Jastrząbek.

-On podobno jest w jaskini. - Mruknął starszy z kociąt. - Więc może w legowisku Patykowej Gwiazdy? Powiedział kiedyś, że możemy przychodzić tam, kiedy chcemy.

-Nie będzie. Prowadź, przywódco.

 Maluchy weszły do jaskini, służącej przywódcy klanu za legowisko. Szarego kocura nie było jednak w środku. 

-Dotknij nosem skały, to Księżycowy Kamień.

  Jastrząbek zrobił to, co nakazał mu brat.

-Okej, teraz jesteś Jastrzębią Gwiazdą i razem rządzimy klanem pioruna! - Ogłosił radośnie. - Chodź! Nasi poddani na nas czekają!

-Idę!

-A teraz, możecie powitać Jastrzębią Gwiazdę! - Po powrocie do żłobka Miodek znowu wszedł na Stos Kamyczków. - Czas na drugą ceremonię, czyli złożenie przysięgi! Najpierw ja zrobię ceremonię Jastrzębiej Gwieździe, a potem on mi! A więc tak, Jastrzębia Gwiazdo, czy przysięgasz... - Przypomniał sobie szybko słowa ceremonii, którą razem z bratem kiedyś wymyślili. - Czy przyrzekasz zostać razem ze mną najlepszymi i najpotężniejszymi wojownikami w klanie oraz całym lesie, a także czy chcesz, żebyśmy do końca życia byli razem, jako bracia, pobratymcy i współprzywódcy? Jeśli tak, obiecaj.

-Obiecuję.

 Miodoworudy maluch zszedł z kamieni i stanął obok brata. Położył pysk na jego ramieniu, a ten odwzajemnił gest.

-Cieszę się, że robimy tą ceremonię. - Szepnął brązowy kocurek.

-Ja też. - Odszepnął jego brat. - Jesteś najlepszym bratem na świecie.

 Po chwili Miodek zrobił krok w tył. Ceremonia zakończyła się i teraz to Jastrząbek stał na Stosie Kamyczków.

-Miodowa Gwiazdo, czy przysięgasz zostać...

Wojownicy Nowela Dzieciństwo Miodowego SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz