Nazwałeś go staruchem

38 8 0
                                    

***

Młody kucharz z całych sił starał się skupić na przepisie i łączeniu składników. Nie mógł jednak się powstrzymać przed zerkaniem co jakiś czas na obecnego gościa, który aktualnie przysiadł na jednym z blatów i zajął się poprawianiem upięcia włosów. W obecnej odsłonie książę wcale nie przypominał aż tak osoby należącej do wyższych sfer i Kojiro musiał przyznać przed samym sobą, że choć był to niecodzienny widok, jednocześnie bardzo mu się podobał. Nawet przyszło mu do głowy, że być może, zaprzyjaźnienie się z nim byłoby możliwe.

Musiał jednak szybko sprowadzić się na ziemię. On i książę pochodzili z zupełnie różnych sfer i nie było powodu, aby ten chciał wchodzić z nim w jakąś bliższą relację, wykraczającą poza stosunek monarcha-służący.

Chociaż z drugiej strony, nigdy nie ukarał go za nieokazywanie odpowiednio szacunku, a teraz nawet nadal tu siedzi i czeka na degustację.

Kojiro nie znał księcia za dobrze, ponieważ nie miał za bardzo możliwości, aby go lepiej poznać. Niemniej, czuł do niego sympatię i widząc go teraz, w poplamionym od tuszu ubraniu, miał przeświadczenie, że dobrze by się rozumieli.

— Gdzie się podział mężczyzna, który był tutaj wcześniej? — zapytał Kaoru, przerywając ciszę.

— Mój ojciec? — upewnił się. — Natchnęło go dzisiaj na porządki. Przyszedł tylko na chwilę, żeby mi truć dupę, jak zawsze kiedy mu się nudzi.

— Czy w twoim środowisku, brak okazywania należytego szacunku starszym nie jest w żaden sposób karane? — zapytał po kilku sekundach ciszy, szczerze zaintrygowany, od kiedy usłyszał, w jaki sposób panowie Nanjo się do siebie zwracają.

Kojiro przerwał na chwilę ugniatanie ciasta i z uniesioną brwią spojrzał na księcia.

— To znaczy?

— Nazwałeś go staruchem — przypomniał. — Gdybym w ten sposób zwrócił się bezpośrednio do swojej matki, prawdopodobnie by mnie wydziedziczyła. W najlepszym wypadku.

— Och — wtedy Kojiro zrozumiał, o co chodzi.

Zaśmiał się lekko, zastanawiając się, jak może wytłumaczyć coś, co robi nieumyślnie z przyzwyczajenia, osobie, która żyje w zupełnie innym otoczeniu. Przeniósł swoją uwagę ponownie na czekające ciasto, zwijając je w rulon i krojąc w cienkie nitki. Jednocześnie podjął próbę sprostowania:

— To nie tak, że nie okazuję mu szacunku. Wręcz przeciwnie, zawdzięczam mu wszystko, co mam — mówił, a nóż, którym się posługiwał, precyzyjnie oddzielał kawałki masy od siebie. — Po prostu... to u nas chyba rodzinne. Drażniąc się ze sobą, okazujemy uczucia.

Młody kucharz odłożył narzędzie i zgarnął dłońmi kawałki ciasta, a następnie wrzucił je do stojącego na kuchence garnka z gotującą się wodą. Wtedy obrócił się w stronę towarzysza.

— Wiem, że z twojej perspektywy może się to wydawać dziwne, ale słowa mogą mieć różne znaczenie, w zależności od intencji i kontekstu, w których zostały użyte. Chociaż oczywiście nie każdemu taki humor będzie odpowiadał — podsumował i zabrał się za pozostałe składniki.

Kaoru przeanalizował tłumaczenia zielonowłosego i chociaż faktycznie cała koncepcja wyzywania się dla zabawy wydawała się niedorzeczna, było w niej coś intrygującego. Żeby odzywać się do kogoś w taki sposób, należałoby czuć się przy nim swobodnie. To chyba miłe, móc być sobą przy innych ludziach, a nie zmuszać do chowania uczuć przez narzuconą rolę społeczną.

— Jeśli dobrze zrozumiałem — zaczął książę po chwili. — gdybym zechciał ci dokuczyć i nazwałbym cię gorylem, nie poczułbyś urazy?

— Gorylem? — zdziwił się i zaśmiał. — Zależy. Czy chciałbyś mnie tym urazić?

— Nie — odparł różowowłosy. — Po prostu twoja sylwetka przypomina mi goryla.

— Cóż, w takim razie, nie, nie obraziłbym się. Nawet jeśli nie byłbyś księciem, wasza wysokość.

„No tak", westchnął w myślach Kaoru. „Przecież jestem księciem, mogę mówić, co mi się podoba, a on nie ma prawa okazać niezadowolenia". Nie o to mu chodziło, ale najwyraźniej kucharz nie załapał sugestii. W tym wypadku sam musiał więc podjąć inicjatywę i przedstawić sprawę jaśniej.

— K-Kojiro — zaczął, ale odchrząknął, kiedy głos mu się zachwiał i dopiero potem kontynuował. Nie był przyzwyczajony do zwracania się do kogokolwiek bezpośrednio po imieniu. — Może odpuśćmy sobie zbędne tytuły. I tak używanie ich nie wychodzi ci najlepiej.

Zaskoczony kucharz przerwał siekanie pietruszki i ponownie spojrzał w kierunku księcia.

— Mówisz poważnie?

Kaoru niezbyt lubił powtarzać, czy raczej, nie czuł się na tyle komfortowo, aby powtórzyć to, co właśnie powiedział. Już pierwszy raz kosztował go dużo wysiłku, dlatego wyłącznie potwierdził kiwnięciem głowy.

— Jasne! Z przyjemnością... Kaoru — ucieszył się kucharz. Pomyśleć, że grono jego przyjaciół poszerzyło się o tak wyjątkową osobę. Z uśmiechem na ustach, wrócił do pracy.

Teraz, to już szczególnie musiał się postarać. Właśnie gotował nie dla księcia, tylko dla księcia, będącego jego przyjacielem.

***

Kojiro właśnie ściągnął patelnię z ognia, a następnie wlał do niej żółtą masę i dokładnie wymieszał całą zawartość. Po tym sprawnie przełożył danie do trzech talerzy i ozdobił je wcześniej przygotowaną pietruszką. Podobało mu się, jak wygląda. Ale czy będzie dobrze smakować?

Nie pewnie postawił jedną z porcji obok księcia. Wyciągnął dla nich po widelcu i powiedział:

— E, no to tego... Buon appetito.

Kaoru sceptycznie spojrzał na sztuciec, bo nie do końca rozumiał, jak ma go użyć, w wypadku takiego dania. Kucharz jednak pośpieszył z wyjaśnieniem.

— Z tego co wiem, w tamtych stronach do wszystkiego używają sztućców, a nie pałeczek. Nawet do makaronu.

Chwycił swój talerz od spodu lewą ręką, w prawej trzymał widelec i zaczął demonstrować:

— Najłatwiej chwycić kilka nitek między igły i obkręcić dookoła, zobacz.

Książę powtórzył ruchy Kojiro i kiedy oboje mieli przygotowane porcje makaronu na sztućcu, jednocześnie skosztowali dania, przedtem wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenia. Oboje nie byli pewni. Kojiro nie był pewien, czy to, co przygotował, jest jadalne, a Kaoru nie był pewien czy będą odpowiadały mu smaki tak eksperymentalnej kuchni.

Wszystko jednak można było odczytać z ich wyrazu twarzy.

— Hm, dobre. Chyba wyszło tak, jak powinno. Co sądzisz, Kaor... — nie dokończył jednak pytania, ujrzawszy, w jakim stanie znajdował się chłopak.

Kaoru wpatrywał się w swoją porcję, jakby trzymał w dłoniach skarb. Przeżuwał powoli, chcąc poczuć i zapamiętać ten smak na całej powierzchni języka, a także zachwycał się tym, jak kremowe było to danie. Chyba dosłownie rozpływało mu się w ustach.

Oishii — ocenił ostatecznie, wpychając do buzi kolejną dawkę makaronu.

W tym momencie Kojiro utwierdził się w tym, że wybrał odpowiednią ścieżkę kariery. Chciał gotować, aby częściej widzieć rozkosz na twarzach ludzi dzięki swoim potrawom, wywoływać uśmiech i sprawiać im radość.

Chciał sprawiać radość osobom, takim jak Kaoru. 

Kolejnej szansy nie będzie | sk8 matchablossomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz