Epilog. To jest nasza rodzina

46 7 8
                                    

około pół roku później

Kojiro głęboko odetchnął, a później przetarł dłonią twarz, zanim był w stanie otworzyć oczy. Przeciągnął się, rozluźniając zesztywniałe od snu ciało i odwrócił na drugą stronę.

Zasłony nie zostały zaciągnięte, dzięki czemu od razu dostrzegł, że na zewnątrz nadal było ciemno. Chociaż niebo nie było całkowicie osmolone, jednak część ciał niebieskich nadal pozostawała widoczna. To by znaczyło, że do świtu nadal pozostało kilka godzin.

Sennie wyciągnął rękę przed siebie, spodziewając się natrafić na śpiącą osobę obok, jednak jedyne co poczuł pod palcami, to chłodna pościel. Zdziwiony uniósł się na łokciach i spod półprzymkniętych powiek, rozglądnął się po spowitej mrokiem sypialni. Zauważył strużkę światła, wpadającą do pomieszczenia przez niedomknięte drzwi.

„A żeby go...", nie dokończył myśli, tylko westchnął i zebrał się z łóżka.

Stawiał kroki ostrożnie, aby nie dać się zdemaskować. Uchylił drzwi, ale przystanął w progu i oparł się o framugę, krzyżując ramiona na torsie.

Przejście prowadziło do największego pomieszczenia w ich mieszkaniu, łączącego się z kuchnią, w którym spędzali większość czasu, jeśli akurat nie byli poza domem. To tutaj jedli posiłki i przyjmowali gości. Poza tym stanowiło centrum lokum, ponieważ z niego można było również dostać się do łazienki, małego pomieszczenia, przeznaczonego na schowek oraz na niewielki taras.

Kojiro odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.

Kaoru usadowił się na podłodze, na środku pokoju, opierając o kanapę, przed którą siedział. Przed sobą postawił sztalugę, przez co stolik, który zazwyczaj stoi na jej miejscu, został przestawiony kawałek dalej. Włosy miał spięte, a dzienne ubranie poplamione tuszem w okolicach rękawów.

Na dźwięk głosu partnera oderwał pędzel od płótna i odwrócił głowę w jego stronę.

Buongiorno — rzucił, po czym ponownie odwrócił się w stronę dzieła. — Już nie śpisz?

— A ty kiedy zamierzasz pójść spać? — odbił piłeczkę.

— Jak skończę — rzucił, nie przerywając pracy. Wykonał precyzyjne pociągnięcie pędzlem, który zostawił po sobie idealnie prostą linię.

— Możesz dokończyć rano — przekonywał Kojiro.

Różowowłosy znowu niechętnie oderwał się od obrazu, a następnie przeniósł wzrok na okno, znajdujące się po ich lewej stronie. Przypatrzył się przez kilka sekund, a następnie odparł:

— Już jest rano.

Przy odwracaniu głowy, jego włosy spięte w kucyka, bezczelnie ułożyły się w taki sposób, że nie dało się nawet dostrzec jego wyrazu twarzy.

— Zostało mi niedużo. Przyjdę, kiedy skończę — dodał jeszcze.

Mhm, ta, jasne. Kojiro już zdążył przywyknąć do tych jego „zostało niedużo".

Zielonowłosy odepchnął się od framugi i wszedł kilka kroków w głąb pomieszczenia. Miał teraz lepszy widok na to, czym zajmował się Kaoru. Po drodze przewrócił jeden ze słoiczków, na szczęście dla niego okazał się pusty.

Zazwyczaj bardzo lubił obserwować, jak pracuje. Podziwiał, że spod ludzkich rąk mogły powstawać dzieła takie, jakie tworzył Kaoru. Nie dziwił się też temu, że aktualnie miał tyle zleceń. Teraz jednak zależało mu głównie na tym, aby jego partner nie przepracowywał się zbytnio, bo już nieraz mu się to zdarzało w ostatnim czasie.

Ne, Kaoru — zwrócił się do niego. — Czy nie uważasz, że z prawej strony perspektywa jest krzywa? — tak naprawdę, nie był pewien, co to dokładnie oznacza, ale zdążył się nauczyć, że najwyraźniej to dość istotny aspekt przy malowaniu.

Ha? O czym ty bredzisz? — oburzył się, bo jak zawsze był pewny tego co tworzy.

— Przysięgam, że tak to wygląda z tej odległości. Chodź, zobacz.

Kaoru wypluł z siebie kilka przekleństw oraz komentarzy pod adresem Kojiro i jego nagłej przemiany w krytyka sztuki, ale podniósł się z podłogi i stanął obok. Przyjrzał się powstającemu obrazowi i skwitował:

— Sam jesteś krzywy. Przecież wszystko jest równo.

Po czym wykonał krok, aby powrócić do swojego aktualnego miejsca pracy.

Przed tym jednak powstrzymały go silne ramiona i nagły brak gruntu pod nogami.

— Jutro oboje potrzebujemy siły — przypomniał mu, bezceremonialnie rzucając go na łóżko.

— To głównie ty będziesz się użerał ze swoją rodzinką, ja mam zamiar to obserwować z bezpiecznej odległości — odburknął obrażony, unosząc się na łokciach i łypiąc na partnera.

— Kaoru — zaczął Kojiro nieco surowiej. — to jest nasza rodzina — podkreślił wyraźnie, kładąc się obok, a następnie przykrywając ich. — I oboje będziemy się z nimi użerać. A teraz dobranoc, wasza wysokość.

Artysta przewrócił oczami, czego w półmroku nie było widać. Pozwolił jednak się objąć, a kiedy poczuł szybki pocałunek na czole, przymknął wreszcie oczy i odparł:

— Dobranoc.

Czując ciepło i bezpieczeństwo bijące od ukochanej osoby obok, już nie bał się zasypiać. Żadne koszmary nie były mu straszne, a nawet jeśli sporadycznie się pojawiły, nie musiał sobie z nimi radzić w pojedynkę.

Już nigdy więcej nie był samotny.

----------------

matko, strrrrasznie jestem zadowolona z tego epilogu T^T wish them all the best

jak już wspominałam we wstępie, pisanie tego opowiadania to dopiero była przygoda! to, ile czasu i serca w to włożyłyśmy... kinda za tym tęsknię

co do samej historii, chociaż niby jest zakończona, wydaje mi się, że ma potencjał na to, aby jeszcze w niej pogrzebać. ale to zobaczymy w przyszłości, hihi

mam nadzieję, że bawiliście się równie dobrze! zapraszam na pozostałe treści na moim profilu (aktualnie tylko bardzo woooooolno powstające shorty, ale myślę, że w przyszłości się to zmieni)

do zobaczenia i dzięki, że jesteś! <3

Kolejnej szansy nie będzie | sk8 matchablossomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz